Ciechowski nosił kapcie. Autor biografii o „udomowionym rockmanie” [ROZMOWA]
- Gdyby Grzegorz naprawdę umarł, wspominalibyśmy go krócej, a pamięć o Obywatelu GC i Republice nie byłaby dla kolejnych pokoleń tak ważna – mówi Piotr Stelmach, autor biografii pt. "Lżejszy od fotografii", w naszej nowej audycji „Czytanie nie boli”.
Piotr Stelmach był gościem trwającego w Toruniu Festiwalu Książki. Jego książka zaczyna się od tragicznego, grudniowego, w którym Grzegorz Ciechowski odszedł, a zaczyna w dniu jego urodzin, 44 lata wcześniej. - To był piękny dzień – wspomina jego mama.
Iwona Muszytowska-Rzeszotek: Dlaczego opowiadasz tę historię od tyłu?
Piotr Stelmach: Moja opowieść zaczyna się także od mamy Grzegorza i to nie w dniu jego śmierci, a dziś. Opisuję, jak jego matka widzi go dziś, jak jej się śni, jak go wspomina i słyszy w radiu. Ułożyłem tę kolejność w taki sposób, bo to najlepsze potwierdzenie mojego przeświadczenia, że Grzegorz tak naprawdę nie umarł. Gdyby umarł, wspominalibyśmy go krócej, pamięć o Obywatelu GC, Republice miałaby swoją krótszą historię. Byłaby w jakiś sposób istotna, ale dla kolejnych pokoleń nie byłaby tak ważna. Dowód to chociażby 13-letni Wojtek z Krakowa, który napisał mi, że zbiera wszystko, co dotyczy Republiki. To znaczy, że Grzegorz nie umiera.
Książka ma 44 rozdziały – tyle lat żył Grzegorz Ciechowski. To też był celowy zabieg?
- Tak, ale to nie było moje rozmyślne działanie matematyczne. Podzieliłem sobie mniej więcej tę książkę, a kiedy nad nią pracowałem i zacząłem układać poszczególne rozdziały – jakieś opowieści, fragmenty jego życia, to naturalnie ułożyły mi się 44 rozdziały tak, jakby Grzegorz sam nad tym wszystkim czuwał.
Ciechowski w książce ukazany jest nie tylko jako artysta, ale - przez udział rodziny – to jego bardzo osobisty obraz. Był znany z rodzinnego życia. W jaki sposób dobierani byli rozmówcy?
- Najprościej - to były osoby, które uczestniczyły w jego życiu i w których życiu on również uczestniczył. Klucz był prosty – ci najbliżsi muzycznie i niemuzycznie, artystycznie i nieartystycznie. Łącznie 62 osoby. Lista była naturalna i oczywista. Brakuje dwóch osób, ale z tym nie mogłem nic zrobić.
Książka powstawała długo, bo 4,5 roku. Wcześniej znałeś Ciechowskiego tylko ze sceny i z radia. Jakiego go odkryłeś?
- Nie znałem go od strony kapci. To Ciechowski spowodował moje myślenie, że nigdy w życiu nie założę kapci. Jak się okazało, on te kapcie zakładał jako udomowiony rockman - jako facet, który przy Annie znalazł sens życia. Cieszył się domem, dziećmi, rodzinną atmosferą i faktem, że ma swoje niebo w czterech ścianach. Poznałem pełniejszego Grzegorza i zawarłem z nim pełniejszą znajomość. To moja indywidualna, prywatna znajomość, którą sobie zostawiam w tych nagraniach (...).
Posłuchaj całej audycji "Czytanie nie boli"
Audycja "Czytanie nie boli" - w każdy wakacyjny piątek o godz. 23.00.