Krzysztof Meisinger rezygnuje ze współpracy z Filharmonią Pomorską w Bydgoszczy
Krzysztof Meisinger - wirtuoz gitary i dyrygent od wielu lat występujący w Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy rezygnuje ze współpracy z bydgoską instytucją. Napisał o tym w liście otwartym i na swoim profilu na facebooku.
Jeszcze niedawno, podczas Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego Krzysztof Meisinger mówił o kolejnych pomysłach muzycznych projektów z wykorzystaniem Capelli Bydgostiensis. Wówczas w Bydgoszczy zostało wystawione jedyne sceniczne dzieło Piazzolli - operita, entuzjastycznie przyjęte przez bydgoską publiczność entuzjastycznie.
Dlaczego zatem teraz podjął taką decyzję?
- Obserwując to, co zaproponował p.o. dyrektora FP i w którym kierunku zaczęło to zmierzać, w jaki sposób tradycja repertuarowa jest naginana pod konkretnego dyrygenta uznałem, że nie powinno mieć to miejsca. Tym bardziej, że władza, która teraz nastała nie powinna czegoś takiego robić - powiedział muzyk w rozmowie z Magdą Jasińską.
- Jeśli chodzi o szefa artystycznego (Kai Bumann - przyp. red.) to jest to osoba, która nie pełni tam żadnej funkcji. W związku z czym można powiedzieć, że uzurpuje sobie prawo do tego, żeby ustalać repertuar, odwoływać koncerty artystów, którzy są z instytucją od wielu lat związani i jakby narzucając swoje wizje repertuarowe, które odbiegają od tradycji repertuarowej Filharmonii Pomorskiej - dodał Meisinger.
Chodzi m.in. o koncerty samego Krzysztofa Meisingera.
- Zostałem ujęty w repertuarze bez wcześniejszych konsultacji, z programem czy tematem, który poniekąd został mi narzucony bez wcześniejszego sprawdzenia czy mam wolne terminy. To trochę brak szacunku - mówi dyrygent.
Krzysztof Meisinger uważa, że program tegorocznego sezonu jest nieprzemyślany i w pewnym stopniu obraża wspaniale przygotowaną do odbioru muzyki najwyższej jakości bydgoską publiczność.
- Chodzi o cykle, zupełnie idiotyczny pomysł wykonania wszystkich kantat Jana Sebastiana Bacha w ciągu 5 lat. Jest ich około 210, w związku z tym, żeby przez 5 lat chcieć coś takiego zrobić, to te kantaty musiałyby wybrzmiewać kilka razy w tygodniu. Filharmonia Pomorska nie posiada własnego chóru, który byłby w stanie z tygodnia na tydzień uczyć się nowej kantaty. W związku z tym generuje to kolejne wydatki, które nie do końca są w tym momencie potrzebne. Absolutnie nie mam nic przeciwko muzyce Bacha, czy jego kantatom, które uważam za genialne, ale w tym momencie absolutnie publiczność bydgoską pozbawia się prawa wyboru i narzucanie jednego kompozytora na 5 lat uważam za kompletną bzdurę i dodatkowo uważam też, że taka instytucja jak Filharmonia Pomorska od zawsze emanowała różnorodnością repertuarową - powiedział Meisinger.
Jego zdaniem wcześniej każdy meloman mógł znaleźć koncerty, które są najbliższe jego gustom, natomiast w tym momencie publiczność na dobrą sprawę tego wyboru się pozbawia i narzuca to osoba, która nie posiada do tego żadnych praw.
Maisinger zarzuca też, że propozycje artystyczne nowego dyrektora FP to realizacja prywatnych zainteresowań za publiczne pieniądze.
- Wystarczy spojrzeć, co dzieje się z publicznością, która zawsze chętnie przybywała na wszystkie koncerty w Filharmonii, a w tym momencie dzieje się coś takiego, że na koncert inauguracyjny, z którego sprzedażą w ogóle nie powinno być problemu, nowa władza FP sprzedaje te bilety na Grouponie. Tak szanująca się instytucja jak jakakolwiek filharmonia czy opera nigdy czegoś takiego nie robi, bo traktuje swoją publiczność jako ludzi absolutnie wyjątkowych, którzy mają świadomość tego na co idą. Ratowanie się Grouponem uważam za wybieg niegodny tej instytucji i jest to też godzenie w dobre imię filharmonii, na które bardzo wiele osób pracowało przez wiele lat. Jest to sztuczne zapełnianie sali, gdyż mam wrażenie, że publiczność przez to, że postanowiła nie przyjść na koncert inauguracyjny nowego sezonu wypowiedziała się poniekąd na ten temat, że nie akceptuje zmian, które nastąpiły. Mam wrażenie, podobnie jak ja, że publiczność odebrała to jako działanie na szkodę tej instytucji - powiedział dyrygent.
Krzysztof Meisinger długo zastanawiał się na swoją decyzją i listem otwartym.
- Oczywiście, nie było to proste z wielu względów. W Filharmonii Pomorskiej czułem się jak w domu, przyjeżdżałem z wielką radością, wiedziałem, że spotkam się z fantastyczną orkiestrą i będziemy grali dla znakomitej publiczności. Natomiast w tej chwili wiedząc co się dzieje w Filharmonii, wiedząc jak bardzo polityka zaingerowała w działania artystyczne, jak wiele znaków zapytania pojawiło się podczas konkursu na nowe władze i jak wiele wątpliwości, postanowiłem wycofać się i nie firmować tego swoim nazwiskiem, bo zbyt długo na nie pracowałem, by móc sobie na to pozwolić - zakończył.
Dziś nie udało się spotkać z dyrektorem Filharmonii Pomorskiej Maciejem Puto, by uzyskać komentarz w sprawie listu Krzysztofa Meisingera, ale jest obietnica, że dojdzie do niego jutro. Do sprawy powrócimy.
Treśc listu otwartego Krzysztofa Meisingera
"Ze względu na to, iż nie zgadzam się z obecną polityką administracyjną i przede wszystkim artystyczną Filharmonii Pomorskiej w Bydgoszczy z dniem 26 października 2015 r. rezygnuję z funkcji stałego dyrygenta gościnnego orkiestry „Capella Bydgostiensis”.
Jednocześnie pragnę podziękować niesamowitej i wyjątkowej publiczności, która jest bardzo bliska memu sercu i dla której zawsze z wielką radością koncertowałem w Bydgoszczy.
Dziękuję orkiestrze „Capella Bydgostiensis”, z którą współpracowałem przez blisko 10 lat. Nagrałem z nią dwa znakomicie przyjęte przez krytykę albumy, a nasze koncerty w Filharmonii Berlińskiej zakończyły się wielominutowymi owacjami na stojąco.
Przede wszystkim chciałbym jednak podziękować osobie, bez której nie dostąpiłbym zaszczytu pełnienia funkcji dyrygenta „Capelli Bydgostiensis” – Pani Eleonorze Harendarskiej. To Ona ponad 12 lat temu zauważyła maturzystę Szkoły Talentów i mu zaufała. Jej wieloletnia pomoc i przychylność mobilizowały mnie do pracy i rozwoju artystycznego. Zwieńczeniem naszej współpracy było powierzenie mi funkcji, z której teraz z wielkim żalem jestem zmuszony zrezygnować. Za okazane serce i możliwość kontaktu z bydgoską Publicznością jestem Pani Eleonorze Harendarskiej dozgonnie wdzięczny!
Moja decyzja jest konsekwencją nieodpowiedzialnego zachowania władz (powołanych i powołujących) w stosunku do poprzedniego kierownictwa Filharmonii Pomorskiej i publiczności, dla której ta instytucja przecież funkcjonuje.
Uważam, że program obecnego sezonu jest nieprzemyślany i w pewnym sensie obraża wspaniale przygotowaną do odbioru muzyki najwyższej jakości bydgoską publiczność, która regularnie wypełniała salę Filharmonii Pomorskiej do ostatniego miejsca. Propozycje artystyczne nowego dyrektora to realizacja prywatnych zainteresowań za publiczne pieniądze.
Dlatego ze względu na szacunek dla Pani Harendarskiej, orkiestry „Capella Bydgostiensis” i Publiczności podjąłem decyzję o odejściu ze sprawowanego przeze mnie stanowiska oraz rezygnacji ze wszystkich koncertów, które zostały mi zaproponowane w Filharmonii Pomorskiej w obecnym sezonie. Na jej scenę powrócę dopiero wtedy, kiedy w tej instytucji na nowo zagości zdrowy rozsądek, a wszelka polityka nie będzie miała wpływu na funkcjonowanie tego wspaniałego przybytku Prawdziwej Sztuki, w którym najważniejsza jest Muzyka, Artyści i przede wszystkim Publiczność."