Męczący kaszel? Zatkany nos? Nie ma to jak babcine sposoby! Wystawa w Wielkiej Nieszawce [zdjęcia]
Babcia zachorowała i trzeba ją wyleczyć! Jak robiono to w dawnych czasach? Ilustruje to aranżacja przygotowana w chałupie z Kaniczek w Olenderskim Parku Etnograficznym w Wielkiej Nieszawce. Aranżacja „O chorobie. Walczymy z grypą” pokazuje, jak domowymi sposobami można się było wyleczyć.
Łóżko ogrzewane glinianym termoforem, nogi moczono w soli, stawiano także bańki. Popijano miód, a na kaszel najlepszy był syrop z cebuli.
Co znalazło się na wystawie? – Pokazujemy dwa rodzaje termoforów - mamy metalowy, to płaska bańka, do której wlewano ciepłą wodę, po to, żeby rozgrzać pierzynę, prześcieradło i poduszki. Z kolei pod łóżkiem stoi termofor kamionkowy, również w płaskim kształcie, który też można było wykorzystać do ogrzania pościeli - opowiada kuratorka Hanna Łopatyńska.
- Oprócz tego pokazujemy przykładowe elementy odzieży nocnej: flanelową koszulę z niebieską lamówką, kaftanik z białej flaneli, czepeczek. Wiadomo, mogły być jakieś przeciągi, także dobrze było mieć coś na głowie. Oczywiście ciepłe skarpety. Jest też pled przerzucony przez oparcie łóżka, żeby w razie czego się przykryć - mówi.
– Miska z wodą i solą miała zapobiec dolegliwościom przeziębieniowym. Było to albo moczenie nóg w gorącej wodzie z solą albo inhalacje, czyli wdychanie oparów rumianku, czy innych ziół. To również była metoda na to, żeby pozbyć się dolegliwości związanych z gardłem czy z kaszlem, czy z płucami – opisuje Łopatyńska.
Na stole są wyłożone również bańki. – Szły w ruch w przypadku choroby. To był bardzo popularny sposób. Brzegi baniek trzeba było zwilżyć wodą, następnie metalowy patyczek nasączano denaturatem, podpalano i później ocierano tym denaturatem wnętrze bańki i przykładano do skóry - po to, żeby wytwarzało się tam ciśnienie i dochodziło do mikrourazów naczyń krwionośnych - mówi kuratorka.
Więcej w relacji Iwony Muszytowskiej-Rzeszotek.