Dyrektor Filharmonii: Andrzej Szwalbe nie bał się marzyć o rzeczach wielkich [wywiad]
- Andrzej Szwalbe jest dla mnie inspiracją, a jego duch towarzyszy nam na każdym etapie inwestycji Filharmonii. To był człowiek, który miał odwagę marzyć – mówi Maciej Puto, dyrektor Filharmonii Pomorskiej. Trwa 61. Bydgoski Festiwal Muzyczny, który w tym roku odbywa się pod hasłem „Andrzej Szwalbe i Jego Dzieło".
Magdalena Gill: Trwa Bydgoski Rok Andrzeja Szwalbego. Pan go zainicjował. Dlaczego?
Maciej Puto: Bydgoski Rok Andrzeja Szwalbego - uchwalony przez Radę Miasta – skłania do pochylania się nad osobą i spuścizną tego wizjonera, menedżera i kreatora kultury. W kręgach artystycznych, wśród świadomych swego „tu i teraz” mieszkańców Bydgoszczy, jest zapewne osobą znaną, choćby za sprawą obszernych publikacji m.in. prof. Adama Bezwińskiego czy też redaktor Krystyny Starczak-Kozłowskiej. Dziś jednak, prawdopodobnie bardziej od samego Szwalbego znane są owoce jego pracy: Filharmonia Pomorska i Konkurs Pianistyczny im. Paderewskiego, Opera, której gmach zaczęto wznosić z inicjatywy dyrektora Szwalbego, Biuro Wystaw Artystycznych, Bydgoskie Towarzystwo Naukowe, a nawet Hotel Brda i poprzedni budynek dworca PKP Bydgoszcz Główna. Nie możemy zapominać o wkładzie Szwalbego w ratowanie zabytków - wskazanie na ich wielkie walory dla rozwoju świadomego społeczeństwa i wreszcie o zabiegach umacniania w Bydgoszczy szkolnictwa wyższego. To właśnie dzięki jego staraniom, w latach 70. minionego wieku utworzono w Bydgoszczy filię łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej. Wszyscy pamiętamy, jak wielkim był orędownikiem powołania w Bydgoszczy Uniwersytetu, czego niestety już nie doczekał.
Bydgoski Rok Andrzeja Szwalbego, w przygotowanie którego zaangażowały się licznie instytucje, placówki oświatowe i organizacje pozarządowe, nie tylko pozwala przypomnieć osobę, ale zwrócić uwagę na cele, jakie obrał w swej pracy Szwalbe. Nie będzie żadną przesadą stwierdzenie, że ich efektem jest rozwój intelektualny i duchowy lokalnego społeczeństwa, za którym to dopiero podąża rozwój gospodarczy, dobrobyt.
Pan poznał Andrzeja Szwalbego?
- Rozmawiałem z nim tylko raz w życiu, byłem wtedy jeszcze studentem. Pamiętam spotkanie Towarzystwa Muzycznego w auli Akademii Muzycznej przy ul. Słowackiego. Prowadziłem koncert i zadałem obecnemu na sali dyrektorowi Szwalbemu bardzo naiwne pytanie, czy to prawda, że w murach sali koncertowej Filharmonii Pomorskiej są ukryte garnki gliniane (śmiech).
Skąd ten pomysł?
- Po Bydgoszczy krążyła legenda, że genialna akustyka to zasługa właśnie glinianych garnków. Wtedy nie miałem zielonego pojęcia, na czym akustyka polega, gdzie tkwi tajemnica.
Dyrektor nie był zirytowany tym pytaniem?
- Odpowiedział, że to nieprawda – głosem bardzo spokojnym, cichym, aczkolwiek sprowadzającym zadającego pytanie do parteru (śmiech). Wyjaśnił, że tajemnica tkwi w umiejętności projektowania i talencie prof. Witolda Straszewicza, który opracowywał akustykę sali koncertowej.
Andrzej Szwalbe już wtedy nie był dyrektorem Filharmonii, ale pamiętam, jak siadywał podczas koncertów w ostatnim rzędzie. Pokazywano mi go wtedy i mówiono, że „to jest ten Szwalbe, który trzęsie całą Filharmonią i nie tylko”.
W jednym ze swoich wystąpień mówił Pan, że „Andrzej Szwalbe nie bał się marzyć”…
- On pewnie tego marzeniami nie nazywał, tylko bardziej projektami, jakimiś zamierzeniami. Nigdy jednak nie bał się marzyć i wymyślać czegoś, co na pierwszy rzut oka było absolutnie nierealne. Jak się okazało, bardzo wiele swoich pomysłów zrealizował. Pewne jest, że „trafił w czas” znakomicie to wykorzystując. Miał, w opinii ludzi, którzy go znali, niebywałą umiejętność, którą nazwać by można sprytem, takiego kierowania rozmów z towarzyszami-decydentami, że ci ostatni odważne projekty i wizje Szwalbego brali za swoje, a dyrektor nie wyprowadzał ich z błędu.
Życie Szwalbego pokazuje, jak ważne są marzenia i to, by nie bać się myśleć o rzeczach wielkich. Szwalbemu to się naprawdę udawało.
Pan kontynuuje to, co zapoczątkował dyrektor.
- Oczywistym jest, że trudno by kopiować dziś to, co stworzył w ciągu prawie 40 lat swojego dyrektorowania. Mam jednak takie przekonanie, że projekty Andrzeja Szwalbego nie są zamknięte i należy je kontynuować. Jako przykład podam koncerty plenerowe, do których Filharmonia Pomorska powróciła po latach. Rozpoczynająca się 61. edycja Bydgoskiego Festiwalu Muzycznego to też wydarzenie, które wymyślił Szwalbe w 1962 roku, jako festiwal muzyki polskiej. Filharmonia nadal zamawia prawykonywane na swej estradzie dzieła muzyczne, powstają okolicznościowe wydawnictwa.
Ponadto w Bydgoskim Roku Andrzeja Szwalbego instytucje artystyczne i szkoły powiązane w rozmaity sposób osobą dyrektora podjęły wspólne działania dla uczczenia 100. urodzin patrona roku, ale także dla wspólnego oddziaływania na otoczenie. Tak powstał projekt „Muzyczne leżakowanie w Wiolinowie”.
Tę nazwę też wymyślił dyrektor Szwalbe?
- Określał Wiolinowem dzielnicę muzyczną. Tak zresztą miała się nazywać oficjalnie, ale ostatecznie tak się nie stało. Teraz nawiązujemy do tego przy okazji koncertów, promujących dzielnicę muzyczną i młodych ludzi, chcąc też jeszcze uatrakcyjnić ten piękny zakątek Bydgoszczy. W kilka słonecznych, przedwakacyjnych dni proponowaliśmy przechodniom prezentacje adeptów, studentów i profesjonalnych muzyków, którzy występowali na estradzie, zaimprowizowanej przed wejściem do Filharmonii. Na pewno będziemy kontynuowali ten projekt w przyszłym roku.
W Roku Szwalbego pojawiają się też wspólne działania z Galerią Miejską bwa czy Fundacją Fotografistka Kasi Gębarowskiej, które pozwalają dotrzeć do szerszego niż filharmoniczny kręgu odbiorców. Zachowujemy przy tym przypisany instytucji artystycznej województwa, współprowadzonej przez ministra kultury, oczekiwany przez odbiorców wysoki poziom wykonawczy, prestiż i związany z nim dobór repertuaru koncertowego, również tego oferowanego przez innych organizatorów, wynajmujących tylko nasze sale koncertowe.
Tegoroczny 61. Bydgoski Festiwal Muzyczny też jest poświęcony Andrzejowi Szwalbemu. W jego programie są nawiązania do jednego z wielkich dzieł dyrektora - Festiwalu „Musica Antiqua Europae Orientalis”.
- W przeszłości to było ogromnie prestiżowe wydarzenie, będące jedyną płaszczyzną porozumienia dla muzykologów wschodu i zachodu. Przez prawie 50 lat jednak jego formuła naszym zdaniem już się wyczerpała. W tym roku kilka koncertów 61. BFM jest inspirowanych Festiwalem MAEO. Jest to zaznaczone w programie, jako koncerty pod hasłem „Śladami MAEO”. W Bydgoszczy wystąpią: Chór Męski św. Efrema z Węgier, wykonujący muzykę sakralną z całego świata, Maria Pomianowska i Mingjie Yu, które zaprezentują dźwięki antycznych chińskich cytr i brzmienie odtworzonych staropolskich instrumentów smyczkowych czy Chór Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca z Azerbejdżanu. Będzie też koncert pt. „Farinelli” – wystąpi rewelacyjny Samuel Mariño z Wenezueli, obecnie jeden z niewielu męskich sopranów na świecie.
To jest nasz ukłon w stronę twórcy Festiwalu MAEO. Pamiętamy o tym wydarzeniu i zawsze podkreślamy, jak bardzo było ważne w tamtych czasach.
Filharmonia to synteza sztuk – o tym wielokrotnie mówił dyrektor Szwalbe, a teraz Pan też często to powtarza?
- Gdy przyjechałem na studia do Bydgoszczy, Filharmonia zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko sam gmach, ale też jego wyposażenie, wystrój. Nie spotyka się w instytucjach kultury nie będących muzeami czy galeriami takiego ogromu dzieł sztuki, jakie są tu zebrane. Bywa, że stoi portret rzeźbiarski patrona, ale żeby ich było aż tyle? Filharmonia w Bydgoszczy to prawdziwa galeria sztuki. Od pierwszej chwili wchodzący do niej stykają się z integracją sztuk. Szwalbe powtarzał, że wspaniała muzyka powinna być otoczona innymi dziełami sztuki. Podzielam jego zdanie. Aż się prosi, żeby pozyskiwać nowe dzieła dla Filharmonii – tym bardziej, że niebawem będziemy mieli więcej przestrzeni.
Niedawno była w Filharmonii uroczystość odsłonięcia rzeźby Jacka Kicińskiego, przedstawiającej maestro Jerzego Maksymiuka. Będą kolejne?
- Do tej pory udało mi się zamówić dwie rzeźby, ale już myślę o kolejnym portrecie, tym razem malarskim. Nie zdradzę na razie, kogo będzie przedstawiał, ale z pewnością będzie to duże wydarzenie, połączone z uroczystością akademicką, podobnie jak było z kompozycją rzeźbiarską przedstawiającą maestro Maksymiuka.
Myślę też o wyposażeniu przestrzeni po obecnej sali kameralnej w nowe gobeliny. Chciałbym, żeby to była bardzo nowoczesna forma, ale nawiązująca do arrasów wawelskich, czyli tkana złotem, srebrem i jedwabiem, ale też z bardzo współczesnymi elementami. To będzie cykl gobelinów oparty na konkretnej myśli filozoficznej. Oprócz nich chciałbym zebrać cykl esejów, które staną się komentarzem do scenariusza tych gobelinów. To bardzo konkretny plan, nad którym pracuję od dwóch lat.
Pan też „nie boi się marzyć”. Gdy został Pan dyrektorem Filharmonii, zaczął od zapowiedzi rozbudowy gmachu, w którą wielu nie wierzyło.
- Na co dzień obcuję z dziedzictwem Szwalbego, przyglądam się i to jest inspirujące. Wręcz nie pozwala osiąść w fotelu dyrektorskim.
Kiedy w 2015 roku obejmowałem dyrekcję Filharmonii Pomorskiej zadano mi pytanie: „czy wiesz, że będziesz musiał rozbudować ten gmach?”. To było i pozostaje wielkim wyzwaniem. W przeszłości snuto przecież plany budowy całkiem nowej siedziby. Mnie jednak zastanawiała celowość stawiania nowego gmachu. Odwiedzając licznie powstałe w ostatnich latach siedziby filharmoniczne, nie miałem wątpliwości, że ta w Bydgoszczy należy do najpiękniejszych świątyń sztuki. Co prawda nigdy nie otrzymała projektowanego pierwotnie wystroju, ale jest harmonią samą w sobie, w jej wnętrzu odczuwamy ducha artystów, którzy tu przez te wszystkie lata występowali.
Nowy budynek wznieść łatwo, jednak atmosferę jego buduje się przez dziesięciolecia. Szala decyzji przechyliła się zatem szybko w stronę remontu i rozbudowy, choć z tyłu głowy wciąż miałem myśl: „co o tym sądziłby Andrzej Szwalbe?”.
Tym bardziej, że wielu krzyczało, że może zostać zniszczone największe jego dzieło?
- Nigdy nie brałem tych głosów za złą monetę, a raczej odczytywałem je jako społeczną troskę o ikonę bydgoskiej kultury, która bliska jest sercu wielu osób. Założenia dla przyszłego projektanta były jednoznaczne, skonkretyzowane - Filharmonię należy tak rozbudować, aby nie naruszyć integralności jej obecnej siedziby. Wcześniej zadbaliśmy o wykonanie bardzo precyzyjnych badań akustyki sali koncertowej i całego gmachu. Jak wiadomo, dobra akustyka to - obok artystów - najważniejszy filharmoniczny skarb, a ta w Bydgoszczy należy do najlepszych w Europie. I tu też sięgnęliśmy do doświadczeń Andrzeja Szwalbego - zaprosiliśmy do współpracy najwybitniejszych specjalistów od akustyki, którzy nieprzypadkowo byli wychowankami prof. Straszewicza, autora naszej akustyki i współpracownika Szwalbego z czasów projektowania i budowy Filharmonii.
Na jakim etapie jest obecnie rozbudowa?
- Za nami etap konkursu architektonicznego oraz długi i kosztowny proces projektowy, który uwzględnił wszystkie nasze wskazania dotyczące ochrony dziedzictwa Andrzeja Szwalbego. Posiadamy już pozwolenie na budowę oraz zabezpieczenie około jednej czwartej niezbędnych środków finansowych. W momencie uzyskania gwarancji pokrycia wszystkich kosztów, a jest to niebagatelna suma prawie 400 mln zł, ogłosimy przetargi kolejno na inżyniera kontraktu, a następnie generalnego wykonawcę. Od chwili wbicia łopaty do zakończenia budowy upłynie jakieś 36 miesięcy.
Jak będzie wyglądała „nowa Filharmonia”?
- Wzbogacimy się o nową salę kameralną na 350 osób, przestronne foyery dla publiczności, kawiarnię, parkingi podziemne, sale prób, garderoby i inne pomieszczenia socjalne. Odpowiadając na zapotrzebowanie melomanów, zatrzymamy ich na dłużej niż tylko dwie godziny koncertu, zapraszając do nowoczesnej restauracji. Cały obiekt będzie też dostosowany dla osób niepełnosprawnych, bowiem dziś, w XXI wieku, instytucja publiczna musi być dostępna dla każdego, pragnącego skorzystać z naszej oferty.
Duch dyrektora Szwalbego towarzyszy nam na każdym etapie prac, a wielką radością napawa zalecenie konserwatorów do zrealizowania większości projektowanego w latach 50. wystroju wnętrz. To powrót do źródeł! I tak naprawdę dokończenie dzieła pierwszego dyrektora i budowniczego Filharmonii Pomorskiej.