„Orfeusz i Eurydyka” rewelacją 29. Bydgoskiego Festiwalu Operowego. „Najważniejsze są emocje”
Największym zaskoczeniem minionego tygodnia na 29. Bydgoskim Festiwalu Operowym było przedstawienie przywiezione przez Warszawską Operę Kameralną.
„Orfeusz i Eurydyka” Glucka z reżyserskim debiutem operowym Magdaleny Piekorz, Stefanem Plewniakiem za pulpitem dyrygenckim, z kongenialną rolą Orfeusza, którą zagrał i zaśpiewał Artur Janda, to było skazane na sukces.
Zaskakującym zabiegiem w wykonaniu Magdaleny Piekorz było postawienie na wersję wiedeńską, w której tytułową partię Orfeusza wykonuje nie kontratenor, czy mezzosopran, a bas-baryton.
– Wydaje mi się, że w tej wersji to jest bardziej przejmujące, jeżeli to jest bas-baryton. Jednak to jest męski głos, a tutaj mamy spotkanie kobiety i mężczyzny. Co jest ciekawe, to fakt, że bardzo duża część tego spektaklu opiera się wyłącznie na muzycznym dialogu Orfeusza i Eurydyki. Chodziło o to, żeby kipiało od emocji, tętniło emocjami i żeby rzeczywiście opowiedzieć tę historię. Chciałam, żeby oni byli stuprocentową w środku, stali z tymi postaciami, utożsamili się z nimi i po prostu porwali. Mam nadzieję, że tak się stało, żeby widz rzeczywiście przeżył tę historię. Dla mnie widz, nie ma znaczenia, czy w teatrze czy w kinie, niezależnie od medium, bo to zawsze jest jednak forma porozumiewanie się z widzem. Zawsze najważniejsze są emocje. Jeżeli one są, a odbiorca może coś przeżyć, wzruszyć się, ucieszyć, roześmiać… Wtedy twórcy osiągnęli sukces – powiedziała Magdalena Piekorz.
Więcej w materiałach Magdy Jasińskiej.