Strajk w kopalniach JSW/ Solidarność: działania spółki prowokacją
Górnicy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW) rozpoczęli w środę strajk, w kopalniach wstrzymano wydobycie - podali związkowcy, którzy żądają m.in. odwołania zarządu JSW. Wspiera ich m.in. krajowa Solidarność, która uznaje działania zarządu za prowokację i dążenie do konfliktu.
Zarząd JSW chce wdrożyć plan oszczędnościowy. Wobec ogłoszenia przez związki strajku zaapelował do pracowników o rozwagę i podkreślił, że każdy dzień takiej formy protestu oznacza pogorszenie i tak już bardzo trudnej sytuacji firmy.
"Od godz. 6 rozpoczęliśmy bezterminowy strajk. (…) Będziemy się powstrzymywać od pracy do czasu spełnienia naszych postulatów" – mówił w środę rano dziennikarzom przed kopalnią Budryk w Ornontowicach Krzysztof Łabądź ze związku Sierpień 80.
Według związkowców strajk ma mieć charakter rotacyjny i odbywać się na powierzchni - górnicy nie zjeżdżają pod ziemię, poza osobami odpowiedzialnymi za zabezpieczenie wyrobisk. Protestujący domagają się przyjazdu premier Ewy Kopacz lub wicepremiera Janusza Piechocińskiego – jak argumentują, by „jak najszybciej można było zakończyć akcję strajkową z korzyścią dla pracowników i akcjonariuszy”.
Związki sformułowały pięć postulatów. Domagają się m.in. rezygnacji z planów zwolnienia dziewięciu liderów związkowych za nielegalny – według JSW - styczniowy strajk w Budryku. Chcą odwołania zarządu spółki, któremu zarzucają nieudolność, i powołania nowego.
Protestujący oczekują też wycofania decyzji o wypowiedzeniu trzech porozumień zbiorowych obowiązujących w spółce. Chodzi o porozumienia z lutego 2011 roku, dotyczące deputatu węglowego, z maja 2011 roku - zawartego przed debiutem giełdowym JSW - oraz 8 listopada 2012 roku, w sprawie wzrostu stawek płac. Zarząd JSW wypowiedział te dokumenty 21 stycznia.
Kolejny związkowy postulat to objęcie od 1 sierpnia pracowników kopalni Knurów-Szczygłowice takimi samymi zasadami, na jakich zatrudnieni są pracownicy pozostałych kopalń JSW. Ostatnie żądanie to likwidacja spółki JSW Szkolenie i Górnictwo oraz przyjęcia zatrudnionych tam bezpośrednio do JSW.
Rano z głośników przy kopalni Budryk można było usłyszeć przemówienie, w którym prezes JSW Jarosław Zagórowski namawiał do podjęcia pracy. W rozesłanym później oświadczeniu zarząd apelował do pracowników o rozsądek. Szefowie firmy przypomnieli, że plan oszczędnościowy nie przewiduje zwolnień ani likwidacji kopalń.
Według wstępnych wyliczeń JSW, realizacja związkowych postulatów oznacza wycofanie się z programu, który może przynieść firmie oszczędności w wysokości ok. 517 mln zł. Zatrudnienie pracowników spółki Szkolenie i Górnictwo na zasadach obowiązujących w JSW kosztowałoby 26 mln zł, brak zamrożenia wynagrodzeń na poziomie 2014 - 35 mln zł, objęcie pracowników Knurowa-Szczygłowic uprawnieniami, jakie mają pozostali pracownicy JSW - 110 mln zł. Każdy dzień strajku to potencjalnie utracone przychody na poziomie ok. 30 mln zł – podała spółka.
„Wycofanie się zarządu z proponowanego programu oszczędnościowego uniemożliwi JSW zrównoważenie wydatków z przychodami, a także poprawienie w sposób trwały efektywności pracy poprzez zmianę jej organizacji – na wzór kopalni Silesia” - napisano w przesłanej mediom w środę informacji.
Związkowcy zapewniają, że jeszcze przed kilkoma dniami planowali inny przebieg protestu. Decyzja o najbardziej radykalnej formie zapadła po informacji o planowanym zwolnieniu związkowców z Budryka, którzy w styczniu zorganizowali w tej kopalni strajk, według zarządu JSW - nielegalny.
W reakcji sztab protestacyjno-strajkowy Kompanii Węglowej (KW) ogłosił w środę pogotowie strajkowe w tej spółce. Według związkowców, akcja w Budryku był wyrazem solidarności z protestującymi wówczas górnikami z KW, a zwolnienie organizatorów protestu stoi w sprzeczności z gwarancjami udzielonymi przez delegację rządową.
W listach do premier Ewy Kopacz, ministra skarbu państwa Włodzimierza Karpińskiego i pełnomocnika rządu ds. restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego Wojciecha Kowalczyka sztab zażądał natychmiastowego wycofania decyzji o zwolnieniu związkowców z kopalni Budryk oraz odwołania Zagórowskiego.
Akcję strajkową wraz z postulatami i działaniami Wspólnej Reprezentacji Związków Zawodowych w JSW popiera prezydium Komisji Krajowej Solidarności. W środowym komunikacie podpisany pod nim przewodniczący związku Piotr Duda skrytykował działania zarządu i prezesa JSW.
Solidarność uznaje jednostronne wypowiedzenie umów zbiorowych i próbę zwolnienia chronionych prawem liderów związkowych za „świadomą prowokację zmierzającą do wywołania konfliktu”. „To rażący przykład łamania prawa i antyzwiązkowej działalności pracodawcy” - ocenił Duda.
„Zarząd JSW wiedząc, jaka będzie reakcja pracowników, nie prowadził negocjacji w sprawie zamiaru wypowiedzenia umów zbiorowych, nie próbował przekonać strony społecznej do konieczności takich działań. To podważa prawdziwość publicznie podawanych intencji zarządu JSW. Dlatego wzywamy wszystkich akcjonariuszy, w tym największego – Skarb Państwa – do usunięcia obecnego zarządu i bezpośredniego włączenia się w rozwiązanie sporu w JSW” - skonkludował szef Solidarności.
Opinię, że w rozwiązanie sporu pomiędzy zarządem a związkowcami powinna zaangażować się rada nadzorcza spółki wyraził w środę rano w TVP Info minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. „Moim zdaniem na tym etapie rada nadzorcza bardzo aktywnie powinna się włączyć, bo tam są i przedstawiciele pracowników (…), i warto żeby podjęli dyskusję na temat tego sporu, który trzeba rozwiązać” - powiedział minister pytany o sytuację w JSW.
We wtorek późnym popołudniem w kopalniach spółki zakończyło się dwudniowe referendum, w którym 98 proc. głosujących poparło akcję protestacyjną. Związkowcy nie zgadzają się na wdrożenie ogłoszonego niedawno przez zarząd planu oszczędnościowego. Jak przekonywał Zagórowski, jest on konieczny, by trwale poprawić kondycję firmy.
Zarząd chce m.in. zamrożenia płac w 2015 r., zmniejszenia deputatu węglowego, rezygnacji z dopłat do zwolnień lekarskich (zgodnie z kodeksem pracy pracownikowi przysługuje 80 proc. wynagrodzenia, JSW dopłaca pracownikom pozostałe 20 proc.) oraz uzależnienia wypłaty czternastej pensji od zysku firmy. Czternastka za 2014 r. miałaby być rozłożona na raty.
Zarząd chce też zrezygnować z przewozów pracowniczych, naliczania odpisu na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych dla emerytów i rencistów. Chciałby płacić za pracę w soboty i niedziele również zgodnie z kodeksem pracy, a nie jak obecnie - z bardziej korzystnymi dla pracowników regulacjami wewnętrznymi. Zmniejszony ma zostać również deputat węglowy - z obecnych 8 ton dla wszystkich, do 4 ton dla pracowników dołowych i 2 ton dla pracujących na powierzchni.
Według zarządu oznacza to zmniejszenie rocznych przychodów pracowników o ok. 10 proc. Związki nie zgadzają się z tymi wyliczeniami. Ich zdaniem pracownicy, zależnie do stanowiska pracy, stracą na tych zmianach od 10 do 30 proc.
Spór między prezesem JSW a działającymi w firmie związkami toczy się od dawna. Związkowcy zarzucają Zagórowskiemu pozorowanie dialogu i błędy w zarządzaniu, on związkom - opór wobec jakichkolwiek zmian korzystnych dla firmy, która zmaga się obecnie z kryzysem całej branży.
Podczas poprzedniego, październikowego sondażowego referendum w sprawie odwołania zarządu zdecydowana większość pracowników była "za". Zarząd uznał tamto referendum za nielegalne.
Komentując sytuację w JSW wicepremier Piechociński ocenił, że przede wszystkim powinno się sprawdzić, czy podczas wcześniejszego strajku nie doszło do zagrożenia bezpieczeństwa. Jedną z przyczyn protestu w JSW jest właśnie dyscyplinarne zwolnienie 10 związkowych liderów za domniemane narażenie pracowników na niebezpieczeństwo podczas strajku.
"Trzeba wyjaśnić, czy to, co się wydarzyło, godziło w elementarne bezpieczeństwo górników. Jeśli tak, to są powody do działań dyscyplinarnych. Jeśli nie, to znaczy, że zarząd popełnił błąd. Chciałbym, żeby te sprawy zbadała PIP czy WUG, wtedy będziemy mieli jasność" - mówił Piechociński.
Wicepremier podkreślał, że zarząd JSW od dawna nie cieszy się akceptacją związków, bo "z większą twardością niż w innych spółkach pilnuje wzrostu kosztów". "Związkowcy swoimi działaniami bardzo często napierali na zwiększanie kosztów. A efektem tego jest utracenie przez niektóre kopalnie efektywności wydobycia" - stwierdził.
Piechociński mówił też, że gdy związkowcy postulują coś, co zwiększa koszty, to część opinii publicznej ma pretensje, że nie ma dialogu społecznego. "Ale druga część opinii publicznej, też słusznie, zwraca uwagę, że efektem realizacji postulatów związków zawodowych będzie dramatyczny wzrost nieefektywności" - ocenił.(PAP)