Nie gaśnie spór wokół sposobu wyboru operatora internetu LTE
Aukcja czy przetarg na operatora internetu LTE - o to spierają się UKE i jego krytycy. Nikt nie ma racji, lepiej byłoby uwolnić te częstotliwości, bo to małe firmy najlepiej wypełnią białe plamy na polskiej mapie internetowej - mówi PAP ekspert Michał Woźniak.
"Ani aukcja, ani przetarg nie są dobrym rozwiązaniem problemu wyboru operatora na częstotliwości z zakresu 800 MHz i 2,6 GHz. Naszym zdaniem powinno się uwolnić te częstotliwości w taki sposób, żeby w tej przestrzeni mogła zaistnieć innowacja. Wówczas na ten rynek zostaną dopuszczone małe, lokalne firmy, które będą mogły zastosować nowe rozwiązania i wypełnić białe plamy w dostępie do internetu lepiej i taniej niż giganci" - ocenił w rozmowie z PAP Michał Woźniak z Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania, która zajmuje się m.in. przeciwdziałaniem wykluczeniu cyfrowemu.
Spór w sprawie sposobu wyboru operatora internentu LTE toczy się od 10 października, gdy odpowiedzialna za tę sprawę szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej Magdalena Gaj ogłosiła aukcję na rozdysponowanie pasma w zakresach 800 MHz i 2,6 GHz. Szczególnie istotna jest sprawa przejęcia pasma w zakresach 800 MHz, zwolnionego w lipcu 2013 roku na skutek wyłączenia telewizji analogowej, gdyż te częstotliwości dobrze nadają się do budowy superszybkiego internetu LTE. Pozwalają bowiem m.in. na rzadsze rozmieszczenie masztów, co obniża koszty inwestycji.
Decyzja prezes UKE wywołała sporo kontrowersji związanych z tym, czy operatora nie należałoby wybrać w trybie przetargu, gdzie o zwycięstwie decyduje więcej czynników, a nie tylko cena, jak w wypadku aukcji.
Zdecydowane stanowisko w tej sprawie zabrał m.in. prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów Adam Jasser.
"Zakres i zasady ogłoszonej przez Prezesa UKE selekcji (...) w niedostateczny sposób chronią stan konkurencji i interesy konsumentów na tym rynku. (...) Prezes UKE ogłaszając przedmiotową aukcję nie uwzględnił również postulatu przeprowadzenia dialogu społecznego - w tym z udziałem właściwych organów administracji oraz samych uczestników rynku telekomunikacyjnego. (...). (Prezes UKE) zdaje się nie mieć jasnej i konsekwentnej wizji rozwoju rynku telekomunikacyjnego w Polsce" - napisał Jasser w piśmie skierowanym do prezes UKE.
Jak zauważył w piśmie, w tej sferze nie organizowano dotąd aukcji, a "nadal trudno jest znaleźć argumenty, dla których tak istotne częstotliwości zostały wybrane na pierwszy test systemu aukcyjnego, tym bardziej w krytykowanym - zarówno przez rynek, jak i organy państwa - kształcie". Jej wyniki - argumentował - będą bowiem wyjątkowo narażone na zaskarżenie przez przegranych.
W sprawie aktywnie zabierali także głos politycy opozycji, m.in. Ludwik Dorn, który w liście otwartym zaapelował we wtorek do premier Ewy Kopacz, by odwołać planowaną na grudzień aukcję.
"Wybór aukcji przez Prezes UKE ma dwie istotne konsekwencje społeczne i gospodarcze. Grozi trwałą dyskryminacją i wykluczeniem cyfrowym mieszkańcom terenów słabo zurbanizowanych (...); Stwarza bliskie pewności ryzyko nierównowagi konkurencyjnej na rynku, gdyż działa na korzyść sojuszu dwóch operatorów (T-Mobile i Orange)" - napisał Dorn w liście.
Na takim wyborze tracić bowiem mają dwaj pozostali najwięksi gracze: Polsat Cyfrowy i P-4, którzy razem z pozostałą dwójką mogliby w ramach porozumienia czterech operatorów zbudować jedną sieć LTE, co zdaniem Dorna byłoby rozwiązaniem optymalnym.
Ku takiej właśnie opcji przychylało się początkowo Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. W analizie przygotowanej przez resort rekomendowano, by czterej operatorzy zbudowali jedną sieć — jako wariant najlepszy technicznie i ekonomicznie. Po drugie zalecono przeprowadzenie przetargu, a nie aukcji.
Jednak nowy szef resortu Andrzej Halicki zmienił zdanie w tej sprawie.
"Rynek jest konkurencyjny, nie mam obaw co do tej aukcji" - powiedział szef MAC Andrzej Halicki PAP. Minister nie widzi potrzeby zmiany formuły, w jakiej rozdysponowane zostaną częstotliwości.
"Nie ma różnicy czy odbędzie się to poprzez akcję czy też przetarg - to nie jest kwestia formuły prawnej, tylko dostępności zarówno tej technologicznej, jak i ekonomicznej do usług. Na to czekają ludzie, procedury mają drugorzędne znaczenie" - podkreślił Halicki.
Także prezes Gaj stwierdziła w czwartkowym oświadczeniu, iż zastrzeżenia, że organizacja aukcji pozbawi Polskę B dostępu do superszybkiego internetu, są nieuzasadnione.
"W związku z rozpowszechnianymi w ostatnich dniach nieprawdziwymi informacjami, że w wyniku prowadzonej przez Prezesa UKE aukcji na częstotliwości z zakresu 800 MHz część obszaru Polski zostanie pozbawiona dostępu do internetu czy też nie powstaną na pewnym obszarze Polski nowoczesne sieci radiowe, Prezes UKE wskazuje, że w wyniku aukcji przedsiębiorcy, którzy nabędą częstotliwości zostaną zobowiązani do pokrycia zasięgiem sieci prawie 90 proc. gmin w Polsce. Są to wszystkie gminy w Polsce, w których zasięg sieci na chwilę ustalania wykazu był niższy aniżeli 80 proc. terytorium gminy" - napisała prezes UKE w oświadczeniu.
Ze stanowiskami tymi nie zgadza się jednak Michał Woźniak z FWiOO, który przekonuje, że nie tędy droga.
"W rękach dużych firm telekomunikacyjnych jest już dużo częstotliwości. Ich usługi są oczywiście potrzebne, ale mogą je świadczyć w ramach tego, co już mają. Telekomy jak do tej pory nie wypełniły wielu luk w dostępie do internetu, więc nie ma sensu próbować znów tego samego. Argument, że to, co nie zadziałało do tej pory, nagle zacznie działać, nie wydaje się trafny" - mówił Woźniak.
"Jeśli będziemy nadal opierać się na gigantach telekomunikacyjnych, którzy będą korzystali ze sprawdzonych metod i szli utartymi szlakami, nie zaistnieje innowacja" - dodał. Jak mówił, nie jest to tylko polski problem, a podobna dyskusja toczy się na świecie od dłuższego czasu, a zarówno prezes UKE, jak szef MAC powinni wziąć ją pod uwagę.
"Jako przedstawiciel organizacji pozarządowej i obywatel chciałbym wierzyć w to, że nie na wszystko trzeba cynicznie patrzeć jako na grę interesów pomiędzy telekomami. Należy oczekiwać i wymagać od osób u władzy, żeby działały w najlepszym interesie obywateli" - podsumował ekspert. (PAP)