Strefa euro bliska deflacji; rynki czekają na reakcję Draghiego
Inflacja w strefie euro jest najniższa od pięciu lat i EBC boi się deflacji. Prezes EBC Mario Draghi nie robi jednak nic i zachowuje się "jak Neron zajmujący się błahostkami, gdy wokół płonie Rzym" - uznał Luke Bartholomew, ekspert Aberdeen Asset Management.
Inflacja w strefie euro spadła w sierpniu do najniższego poziomu od pięciu lat. W ujęciu rok do roku wyniosła ona 0,3 proc. - podał we wstępnym wyliczeniu Eurostat, biuro statystyczne Unii Europejskiej. W lipcu ceny konsumpcyjne wzrosły w ujęciu rocznym o 0,4 proc.
To wystarczy, by poważnie zaalarmować Europejski Bank Centralny, ale być może nie zmusi go do podjęcia interwencji. EBC uznaje przy tym, że inflacja nieprzekraczająca 1 proc. jest groźna - wyjaśnia AP.
Tymczasem nagrodzony Noblem ekonomista Paul Krugman pisze w piątkowym "New York Times", że fatalne skutki braku stymulacji gospodarki strefy euro są z każdym miesiącem coraz bardziej oczywiste, a Europa „jako całość pogrąża się w poważnych kłopotach". EBC, "w odróżnieniu od amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed) nie sięgnęła po środki nadzwyczajne, jak luzowanie ilościowe (QE), by nakręcić popyt. W rezultacie w 2011 roku ożywienie gospodarcze załamało się i nie poprawiło od tej pory" - alarmuje Krugman.
Złe trendy w gospodarce utrzymują się od miesięcy. Spadek inflacji jest kolejnym dowodem na to, że gospodarka strefy euro nie jest zdrowa i "z każdym miesiącem jesteśmy coraz bliżej groźnej deflacji" - uważa ekspert Luke Bartholomew, który porównał Draghiego do Nerona. Powiedział, że Draghi zachowuje się "jak Neron zajmujący się błahostkami, gdy wokół płonie Rzym".
"Liczymy teraz na to, że Draghi-polityk, a nie Draghi-ekonomista wyciągnie Europę z tych tarapatów" - dodaje Bartholomew. Sytuacja jest bowiem tak trudna, że EBC przyznaje, iż nie może jej zaradzić w pojedynkę.
Analitycy oczekują, że podczas czwartkowego spotkania EBC podejmie poważną dyskusję na temat wprowadzenia luzowania ilościowego w strefie euro. Commerzbank oznajmił nawet, że istnieje prawdopodobieństwo rzędu 60 proc., że EBC wprowadzi QE w ciągu 12 miesięcy.
Oczekiwania, że Draghi sięgnie po środki nadzwyczajne nasiliły się po jego niedawnym wystąpieniu, w którym powiedział, że sytuacja "pogarsza się znacząco na wszystkich frontach" i dodał, że EBC sięgnie po "wszelkie dostępne środki", by temu zaradzić.
W istocie gospodarka strefy euro nie pokazała żadnych oznak ożywienia w drugim kwartale, a obawy związane z kryzysem ukraińskim mają bardzo zły wpływ na decyzje konsumentów i inwestorów. Włochy, trzecia największa gospodarka unii walutowej, pogrążyła się w deflacji po raz pierwszy od 1959 roku - komentuje AP.
Toteż Draghi obiecał już, że jeśli inflacja będzie nadal spadać, bank "wzmocni bodźce" dla gospodarki; zaapelował też do rządów eurolandu, by nie ustawały w reformowaniu gospodarek. Ale tym razem politycy zdają się nie zwracać uwagi na Draghiego - pisze Reuters.
Gdy latem 2012 roku Draghi zapowiedział, że EBC "zrobi wszystko, co konieczne, by zachować (strefę) euro" i dodał: "Proszę mi wierzyć - to wystarczy", Bank zatrzymał narastający kryzys zadłużenia. EBC zobowiązał się wtedy do skupowania na wielką skalę obligacji państw pogrążonych w problemach zadłużenia publicznego i - rzeczywiście - to wystarczyło.
Tym razem politycy są znużeni niepopularnymi reformami, choć Draghi powtarza, że są one nieodzowne, by pobudzić gospodarkę w stagnacji do energicznego wzrostu. "Od tego zależy fundamentalna spójność Unii Europejskiej" - powiedział szef EBC w lipcu i powtarzał to od tego czasu parokrotnie - przypomina Reuters.
Analitycy uważają, że EBC nie jest gotowy jeszcze na radykalne kroki i wprowadzenie QE; ale ani obniżanie stóp procentowych, ani pożyczanie bankom pieniędzy na niski procent pod warunkiem, że będą udzielały firmom więcej kredytów, nie ożywiło jak dotąd gospodarki. Grozi to "spiralą cen", które będą musiały nadal spadać, ponieważ konsumenci i firmy będą odkładać wydatki w oczekiwaniu na kolejne spadki.
Fed sięgnął po całkowicie niekonwencjonalne środki, by ratować amerykańską gospodarkę po załamaniu w 2008 roku. Tym bezprecedensowym rozwiązaniem była polityka luzowania ilościowego, polegająca m.in. na zasilaniu gospodarki tanim pieniądzem poprzez skupowanie co miesiąc długoterminowych obligacji, aby obniżyć oprocentowanie kredytów długoterminowych. Gospodarka USA ma się już bardzo dobrze, ale wśród ekonomistów nie ma zgody co do skuteczności i długoterminowych skutków QE.
Nie ma też zgody co do recept na przyszłość. Niektórzy ekonomiści, zwłaszcza brytyjscy, uważają, że przetrwanie ostrej fazy kryzysu, która groziła rozpadem unii walutowej, to tylko złudne zwycięstwo. Przesłania ono bowiem trudną do przezwyciężenia właściwość tej konstrukcji: kraje strefy euro nie mogą dewaluować waluty, by zmniejszyć ciężar długu publicznego i zwiększyć konkurencyjność. (PAP)