Rząd we wtorek zajmie się projektem ustawy o OZE
Po prawie dwóch i pół roku od przedstawienia pierwszego projektu w tej sprawie, rząd zajmie się we wtorek ustawą o odnawialnych źródłach energii (OZE). Prawo to ma przede wszystkim kompleksowo uregulować kwestie wsparcia dla OZE, tak by Polska spełniła cele UE na 2020 r.
OZE są jednym z priorytetów europejskiej polityki klimatyczno-energetycznej, zgodnie z którą w 2020 r. Polska ma osiągnąć co najmniej 15-procentowy udział energii z odnawialnych źródeł w zużyciu energii finalnej. Jednak energia ze źródeł takich jak słońce, wiatr czy biomasa musi być na razie dotowana, ponieważ jest droższa od energii ze źródeł konwencjonalnych, np. takich jak węgiel. Z kolei działający w Polsce system wsparcia, oparty o sprzedaż świadectw pochodzenia energii, nie gwarantował ani opłacalności inwestycji w OZE ani osiągnięcia celów UE.
Przedstawiciele rządu wielokrotnie deklarowali, że chodzi o spełnienie europejskich zobowiązań jak najmniejszym kosztem, dlatego nowy system powinien uwzględniać nie tylko interesy branży, ale również i odbiorców. Nie powinien zatem zbytnio windować ceny końcowej. Często wskazywali przykład Niemiec, gdzie dotacje dla OZE znacznie przekroczyły w 2013 r. 20 mld euro. Ocena skutków regulacji szacuje koszt proponowanej ustawy na ok. 4 mld zł rocznie. Kwota ta zostanie przerzucona na konsumentów, którzy w roku kalendarzowym, w którym ustawa wejdzie w życie, za każdą zużytą MWh dopłacą 2,27 zł opłaty OZE.
Pierwszy projekt ustawy o OZE przedstawił dwa i pół roku temu ówczesny wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, jednak we wrześniu 2013 r. resort gospodarki, kierowany już przez Janusza Piechocińskiego dość zdecydowanie zmienił założenia projektu, wprowadzając do niego aukcyjny system wsparcia.
To rząd ma decydować, ile energii odnawialnej potrzebuje i rozpisywać aukcje na jej dostarczenie dla poszczególnych technologii OZE i wielkości źródeł. Aukcję wygra ten, kto zaproponuje najniższą cenę. W zamian dostanie gwarancję wsparcia przez 15 lat. "Odpowiednia konstrukcja systemu umożliwi pełną konkurencję wszystkich technologii OZE, co w konsekwencji doprowadzi do rozwoju nowych, najbardziej efektywnych kosztowo instalacji" - czytamy w uzasadnieniu projektu. Cena energii będzie waloryzowana o poziom inflacji.
Aukcje będą oddzielne dla instalacji o mocy powyżej i poniżej 1 MW, przy czym co najmniej 25 proc. puli wsparcia będzie zarezerwowane dla tych mniejszych. Pozwoli to stworzyć możliwość powstawania instalacji OZE mających lokalny charakter, oparty o aktywność gospodarczą małych i średnich przedsiębiorców - zauważa się w uzasadnieniu.
Projekt zawiera zapisy, które mają wspomagać energetykę prosumencką - czyli wytwarzanie energii na własne potrzeby z możliwością odsprzedaży nadwyżek. Właściciele tzw. mikroinstalacji o mocy poniżej 40 kW nie będą musieli prowadzić działalności gospodarczej, ani posiadać koncesji na produkcję prądu, a nadwyżki będą mogli sprzedać za 80 proc. ceny rynkowej.
Dziś ok. połowy "zielonej" energii w Polsce jest efektem tzw. współspalania, czyli spalania w kotłach dużych elektrowni - po niewielkich modyfikacjach - węgla z dodatkiem biomasy. Proceder ten był krytykowany z różnych stron i w najnowszym projekcie wprowadzono ograniczenie do połowy wsparcia dla takich przypadków, za wyjątkiem instalacji specjalnie przeznaczonych do współspalania. W uzasadnieniu wskazuje się też, że zamiarem jest zmiana wykorzystania biomasy - ze współspalania na wysokosprawną kogenerację, czyli jednoczesną produkcję prądu i ciepła.
Projekt zawiera też pewne mechanizmy ograniczające możliwość wystąpienia nadpodaży świadectw pochodzenia na rynku, co skutkuje spadkiem ceny i osiąganego wsparcia, a także pewne ograniczenia, mające zapobiec masowemu importowi biomasy. W systemie ogranicza się też opłacalność wykorzystania pełnowartościowych zbóż i drewna czy zanieczyszczonej biomasy. (PAP)