Puchar Gordona Bennetta: Zapart „Jest satysfakcja z wykonywania planu jak po sznurku"
– Nie ma we mnie żadnych negatywnych emocji. Jest satysfakcja z wykonywania planu jak po sznurku - powiedział Krzysztof Zapart, który w parze z Adamem Ginalskim zajął 4. miejsce w Pucharze Gordona Bennetta. Dodał, że lądowanie przed granicą Francji było konieczne z powodu problemów technicznych.
Szwajcarzy Kurt Frieden i Pascal Witprachtiger zwyciężyli w 64. edycji Pucharu Gordona Bennetta. Piętnaście załóg z sześciu państw wystartowało w sobotę wieczorem z toruńskiego lotniska. Rozpoczęli wówczas zmagania w najbardziej prestiżowych zawodach balonowych globu. Start odbywał się w Polsce po raz pierwszy od 85 lat. Zasady Pucharu Gordona Bennetta — rozgrywanego od 1906 roku — są proste. Najlepsi piloci balonów gazowych startują z tego samego miejsca, w podobnym czasie i z taką samą ilością gazu na balonach o jednakowej pojemności. Celem jest osiągnięcie jak najdłuższego dystansu w linii prostej. Warunek jest jeszcze jeden — nie wolno lądować na wodzie.
W środę przed południem — po niemal czterech dniach zmagań — wszystko stało się jasne. Najdalej dolecieli Frieden i Witprachtiger. W trakcie tegorocznej edycji pokonali oni trasę prawie 1560 kilometrów.
Nieco przed francuską granicą — jeszcze na terytorium Niemiec — lądować musiał najlepszy w tym roku polski team. Zapart i Ginalski pokonali ponad 950 km i zajęli czwarte miejsce.
– Nie ma we mnie żadnych negatywnych emocji. Na pierwszym miejscu jest satysfakcja z tego, że udało się wykonać wszystko, co zaplanowaliśmy, jak po sznurku. Technika, siła wyższa oraz bezpieczeństwo są ponad wszystko. Stąd decyzja o lądowaniu była jak najbardziej słuszna - powiedział Zapart.
Wyjaśnił, że zapadła ona w wyniku rozszczelnienia balona. Dalszy lot mógłby grozić wybuchem, a co za tym idzie stanowić niebezpieczeństwo dla osób postronnych.
– Gdy wyszliśmy na ostatnią prostą, która miała nas zabierać do Francji, byliśmy na wysokości 3500 m. Było kilka minut przed godziną 2.00. Widzieliśmy chmury pod nami, księżyc nad nami i zaczęliśmy słyszeć delikatne syczenie. Sprawdziliśmy rzeczy w koszu, bo czasami przebije się butelka z wodą czy coś innego. Okazało się jednak, że jest to długotrwały dźwięk dochodzący z kierunku powłoki. Doszliśmy do jednego słusznego wniosku, że jeżeli wodór przecieka, to lotu nie można kontynuować. Każde ostre, niekontrolowane zejście w dół, szczególnie w terenach zabudowanych, to pewny wybuch - wyjaśnił polski pilot.
Wytłumaczył, że startując załoga zabiera 1000 m3 wodoru. On na początku jest tylko palny. Na końcu, czy też w połowie lotu część tego wodoru jest już „oddana”.
„Przy schodzeniu na dół balon zasysa powietrze. Mieszanka powietrzno-wodorowa to bomba, która wybucha naprawdę bardzo mocno” - dodał.
Zdaniem Zaparta każda z 15 załóg biorących udział w tegorocznej edycji mogła wygrać, posiadała do tego odpowiednie umiejętności. Wygrana Szwajcarów nie jest w jego ocenie żadnym zaskoczeniem, bo zwyciężali oni w tych zawodach wcześniej już trzy razy.
W 2018 Zapart w duecie z Krzysztofem Borkowskim zajął w Pucharze Gordona Bennetta również czwarte miejsce.
– Myślę, że wtedy było troszeczkę bliżej wygranej. Teraz na przeszkodzie stanęła technika. Trzy lata temu — podobnie jak w tym roku — mieliśmy dużo balastu. Mogliśmy wlecieć w Morze Adriatyckie i po 200-300 km być nad Grecją. Wtedy w koszu dowiedziałem się jednak od Krzysztofa, że on nie umie pływać. Jego żona zadzwoniła i przestrzegła przed tym manewrem, bo bała się, że jak wpadniemy do morza, to on na pewno się utopi. (...) Musiałem go posłuchać i lądować. Życie ludzkie, życie kolegi, przyjaciela, z którym lecę, jest ważniejsze niż jakikolwiek medal - powiedział Zapart.
Po tegorocznej edycji polski pilot jest niezwykle zadowolony z sukcesu medialnego zawodów. Jest szczęśliwy z zainteresowania Polaków tym sportem.
– Zaczęliśmy edukację od zera, od podstaw — wyjaśniając co, z czym, dlaczego i kiedy. Po komentarzach, które mamy pod wpisami z naszych relacji widać, że ludzie zaczęli tym żyć, zaczęli się ekscytować. To wielki sukces całego środowiska - dodał.
Zapart zadeklarował, że na 100 procent spróbuje wywalczyć prestiżowy puchar po raz kolejny. Teraz marzeniem jest nowy balon i znalezienie sponsora, który wesprze jego zakup oraz kolejne starty w międzynarodowej stawce.
Drugie i trzecie miejsce w 64. edycji zawodów zajęły załogi z Francji. Eric Decellieres i Benoit Havret pokonali w powietrzu nieco ponad 1556 km. Na najniższym stopniu podium staną Herve Moine oraz Herve Andre Moine (1301,90 km). Najlepsze załogi doleciały z Torunia do Francji.
W 2018 roku załoga Mateusz Rękas i Jacek Bogdański zwyciężyła w zawodach o Puchar Gordona Bennetta, zapewniając Polsce przywilej ich organizacji w 2020 roku. W tym roku Rękas i Bogdański zajęli dziewiąte miejsce (358 km). Na dziesiątej pozycji uplasowała się trzecia polska załoga w stawce — Andrzej Olszewski i Jarosław Cieślak (356,6 km).
Puchar Gordona Bennetta uważany jest w środowisku lotniczym za najbardziej prestiżowe zawody na świecie. To jednocześnie zmagania mające najdłuższą tradycję. Pierwszy start balonów z Paryża odbył się w 1906 roku. Polska sześciokrotnie triumfowała w tej imprezie. Czterokrotnie przed wojną w latach 1933, 1934, 1935, 1938 i dwukrotnie po wojnie — w roku 1983 i 2018. Tegoroczne zmagania piętnastu załóg z całego świata honorowym patronatem objął prezydent RP Andrzej Duda.