Paweł Wojciechowski: trenujemy lżej, ale tak, żeby było dobrze
Jeden z najlepszych polskich tyczkarzy Paweł Wojciechowski przyznał, że ze szkoleniowcem Wiesławem Czapiewskim trenują obecnie lżej, ale tak, żeby było dobrze. "Ważę cztery kilogramy mniej, co jest zasługą diety, ale czuję gaz" - dodał lekkoatleta.
Rywalizacja Wojciechowskiego (CWZS Zawisza Bydgoszcz SL) oraz rekordzisty kraju Piotra Liska (6 metrów w 2017) reprezentującego klub OSOT Szczecin jest jedną z najciekawszych w polskiej lekkiej atletyce, a do tego toczoną na najwyższym światowym poziomie, bo obaj mają już w dorobku medale mistrzostw świata i Europy. Brakuje im tylko olimpijskich krążków, ale o nie chcą powalczyć podczas igrzysk olimpijskich w Tokio w 2020 roku.
"Nie liczę, który z nas był lepszy w konkursach, w których startowaliśmy obaj. Najważniejszy jest fakt, że polski skok o tyczce jest na bardzo wysokim poziomie. Jesteśmy potęgą. Wiadomo, że taki mityng jak poniedziałkowy w Łodzi zawsze zgromadzi największą liczbę Polaków, ale startowałem już na mityngach w Niemczech w tym sezonie i tam Polaków... również było najwięcej" - powiedział Wojciechowski odnosząc się do rywalizacji z Liskiem.
Dotychczas Lisek wygrał z Wojciechowskim 54 razy, a Wojciechowski był lepszy w 34 konkursach. Pięć razy - tak jak w poniedziałek w Łodzi - zanotowali remis.
Mistrz świata z 2011 roku z koreańskiego Daegu podkreślił, że w Glasgow podczas halowych mistrzostw Europy (1-3 marca) okaże się, co z tego wyniknie. Poza Wojciechowskim minimum ma już także Lisek, który w tym sezonie skoczył 5,85 w niemieckim Cottbus i 5,80 w Łodzi, a do formy wraca także po dwóch latach zmagań z kontuzjami i rehabilitacją Robert Sobera (AZS AWF Wrocław), który w Amsterdamie w 2016 roku został mistrzem Europy. Dwa lata temu w Belgradzie Lisek był halowym mistrzem Europy, a Wojciechowski stanął na najniższym stopniu podium.
"Twardości tyczek zostały te same - nic przed tym sezonem w tej mierze nie ruszaliśmy. Ważę cztery kilogramy mniej, co jest zasługą diety. Trenujemy lżej, bo jeżeli lżejszy trening na dziś przynosi efekty, to po co nadwyrężać swoje ciało, po co się przemęczać? Trenujemy tak, żeby było dobrze" - przyznał podopieczny trenera Czapiewskiego.
Wojciechowski ocenił, że szkoleniowiec ma takiego "czuja", że od 2014 roku zawsze na najważniejszych imprezach był "w gazie". Stwierdził, że nie zawsze przekładało się to na medale, ale forma w tym okresie za każdym razem była bardzo wysoka.
Podkreślił, że zeszły rok poświęcił na testowanie tyczek, a teraz już je zna i może z nich lepiej korzystać.
"Sądzę, że będzie tylko lepiej i lepiej. Rozkręcam się. Przyjmijmy, że obecna forma, chociaż niezła, jest jeszcze słabszą, a ta wyższa dopiero nadejdzie. Myślę, że tak się stanie" - dodał.
W środę Wojciechowski i Lisek wystąpią w mityngu Copernicus Cup w Toruniu, który zaliczany jest do cyklu IAAF World Indoor Tour - halowego odpowiednika Diamentowej Ligi.
"Dla mnie i Piotrka (Liska - PAP) to norma, że startujemy co kilka dni, bo w naszej konkurencji w sezonie tych mityngów jest bardzo dużo. Jesteśmy przyzwyczajeni do skakania nawet dzień po dniu. Trzeba się do tego przyzwyczaić, bo przecież eliminacje i finał podczas imprez rangi mistrzowskiej także bywają dzień po dniu, albo dzieli je dwa dni" - powiedział Wojciechowski.
W 2019 roku mistrzostwa świata w Katarze są bardzo późno, bo na przełomie września i października, co będzie wymuszało na zawodnikach zrobienie kilku szczytów formy. Wojciechowski podchodzi jednak do tego spokojnie.
"Zdarzało mi się, jako żołnierzowi Wojska Polskiego startować później. Występ podczas mistrzostw świata w Doha także nie będzie jeszcze moim ostatnim startem. Będzie to wyzwanie. Problemem raczej jest to, że terminy Diamentowej Ligi nie ruszyły się z miejsca, a to są te prestiżowe mityngi, w których trzeba startować. Ciężko jeszcze powiedzieć, czy rozpocznę letnie starty od pierwszych mityngów, ale cały czas jestem w gazie, więc spokojnie" - wskazał Wojciechowski.