Sprawa dopingu Adriana Zielińskiego odroczona przez panel dyscyplinarny
Podczas wtorkowego posiedzenia odwoławczego panelu dyscyplinarnego przy Polskiej Agencji Antydopingowej w sprawie ciężarowca Adriana Zielińskiego nie zapadły żadne ostateczne decyzje. Termin kolejnego posiedzenia ma być wyznaczony w listopadzie.
Zieliński i jego pełnomocnik Łukasz Klimczyk przedstawili dowód - wynik badania wariograficznego. Badanie wykrywaczem kłamstw zostało przeprowadzone przez biegłego sądowego, a rezultat potwierdził, że Zieliński w swoich zeznaniach nie kłamał.
"Dowód został dopuszczony, nie było co do niego żadnych wątpliwości. Teraz czekamy na wyznaczenie nowego terminu, mają być jeszcze przesłuchani dodatkowi świadkowie. Po tym panel zadecyduje, czy będzie to wystarczające, aby zakończyć sprawę, czy też być może trzeba będzie jeszcze ją kontynuować" - powiedział PAP Klimczyk.
Przedstawiciel Zielińskiego dodał, że otrzymał zapewnienie, iż kolejny termin będzie wyznaczony w listopadzie, możliwe, że w pierwszej części miesiąca.
Sam zawodnik po posiedzeniu panelu nie krył zadowolenia, że dowód badania wariografem został przez panel przyjęty.
"To mnie cieszy, choć przyznam, że nie miałem obaw o przyjęcie tego badania. Mój obrońca miał przygotowane kilka przykładów, że takie badanie było wiarygodnym dowodem w sprawie" - powiedział PAP Zieliński.
Zapytany, na jakie rozstrzygnięcie panelu liczy w swojej sprawie, przyznał, że satysfakcjonujące dla niego będzie skrócenie kary zawieszenia do maksymalnie dwóch lat.
"Chcę zrobić wszystko, aby udowodnić, że środek dopingowy znalazł się w moim organizmie w sposób nieświadomy, bez mojej wiedzy i woli" - zaznaczył.
Zieliński dodał, że jego wszystkie plany sportowe są nadal związane z ciężarami i że trenuje po to, aby utrzymać formę i walczyć o prawo startu w igrzyskach w Tokio w 2020 roku.
"Jestem jeszcze młodym zawodnikiem, kilka lat mogę nadal dźwigać i być może odnieść dla kraju kilka sukcesów. Cały czas żyję tą myślą" - wyjaśnił.
Zieliński został wykluczony z reprezentacji Polski podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku po ujawnieniu w jego organizmie środka dopingowego. Mistrz olimpijski w kat. 85 kg z Londynu cały czas twierdzi, że nigdy świadomie nie zażywał zabronionego środka nandrolonu, który został wykryty w jego organizmie.
Jednak jego zapewnieniom nie dał wiary panel dyscyplinarny Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie, który 13 stycznia 2017 roku zdecydował o nałożeniu na zawodnika czteroletniej dyskwalifikacji. Pozytywny wynik dało badanie próbki pobranej 1 lipca 2016 roku w Polsce.
Już w Rio de Janeiro badanie przeprowadzone u młodszego z braci, mistrza Europy Tomasza Zielińskiego także dało wynik pozytywny. Obaj wciąż zapewniają o swojej niewinności. Adrian przed panelem dyscyplinarnym przy Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie dowodził, że nandrolon spożył nieświadomie. Zanieczyszczona nim miała być zażywana przez niego witamina B12.
Złoty medalista olimpijski z Londynu wielokrotnie podkreślał, że dla niego, zawodnika najwyższej klasy światowej, kontrole antydopingowe były codziennością. Przed wyjazdem do Rio de Janeiro przeszedł ich kilkanaście.
"Statystycznie byłem najczęściej badanym zawodnikiem w Polsce wśród wszystkich sportowców i nigdy nie było zastrzeżeń do moich próbek" - wyjaśniał.
Wśród dwóch świadków, którzy mają się stawić na kolejnym, listopadowym posiedzeniu panelu, będzie prawdopodobnie lekarz klubowy i przedstawiciel firmy, która dostarczała do Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów odżywki dla zawodników.