Jacek Nawrocki: odmładzanie kadry wymaga czasu i cierpliwości
Selekcjoner reprezentacji siatkarek Jacek Nawrocki konsekwentnie stawia na młodzież, choć wie, że ten proces wymaga cierpliwości. Nie zamierza też już wracać do dawnych gwiazd i liderek. "Cofać się do tych zawodniczek jest teraz niewskazane" - powiedział.
Polska Agencja Prasowa: Polskie siatkarki zajęły 10. miejsce na zakończonych w niedzielę mistrzostwach Europy, co trudno uznać za dobry wynik. Dwa lata temu była to pozycja o dwie lokaty wyżej, reprezentacja zagrała w ćwierćfinale, ale wówczas też było sporo głosów krytycznych. Jaka jest pana ocena występu w Azerbejdżanie?
Jacek Nawrocki: Jednych i drugich mistrzostw nie możemy porównywać ze względu na doświadczenie, jakim dysponowaliśmy dwa lata temu. W Holandii grały zawodniczki, które jeszcze pamiętały czasy świetności polskiej żeńskiej siatkówki, a to ósme miejsce było źle odebrane. W mistrzostwach w Azerbejdżanie wystąpiliśmy dużo młodszym składem, a co za tym idzie, znacznie mniej doświadczonym. Oczekiwania w Polsce zawsze są duże, ale muszę powiedzieć, że przez zagranicznych trenerów, fachowców czy ekspertów ta nasza gra była dobrze odebrana. Mało kto się spodziewał, że Polska będzie reprezentować taki poziom, mimo takich zmian personalnych.
PAP: Z młodzieżą w składzie trudno jednak rywalizować o laury z europejską czołówką, zespołami, w składach których jedna siatkarka ma więcej tytułów i medali niż cała polska reprezentacja.
J.N.: Na tych zawodniczkach musimy budować trzon przyszłej reprezentacji. Konfrontacje z najlepszymi zespołami Starego Kontynentu pokazały, że trzeba mieć w składzie zawodniczki na bardzo wysokim poziomie międzynarodowym. Serbki, Holenderki, Włoszki, Turczynki, Azerki czy nawet Bułgarki, które nie awansowały do najlepszej ósemki, miały w swoim składzie siatkarki niezwykle doświadczone, grające w reprezentacji już od wielu lat. My budujemy nową reprezentację na dziewczynach, z których większość dopiero od roku czy dwóch gra w podstawowych składach swoich klubów. To trochę za mało, by oczekiwać, żebyśmy byli faworytem na takiej imprezie. Oczywiście niedosyt pozostał, bo była szansa, by osiągnąć lepszy wynik. Proszę mi jednak wierzyć, dziewczyny wykonały bardzo dużo pracy i nad swoim rozwojem, i nad doskonaleniem gry. Do medalu nam jeszcze jednak daleko, bo ten proces nie trwa przez rok czy dwa lata.
- Tak naprawdę to dopiero od ubiegłego roku zaczęliśmy budowę tej reprezentacji. Trudno oczekiwać, żeby w starciach z potentatami, nasz zespół odnosił zwycięstwa. Mimo braku ogrania i młodego wieku dziewczyny zagrały naprawdę nieźle. W ostatnim meczu na boisku mieliśmy 21-letnią Malwinę Smarzek, 22-letnie Julię Twardowską i Martynę Grajber, 23-letnią Agnieszkę Kąkolewską, wchodzącą na zmiany 18-letnią Natalię Murek, czy 21-letnią Monikę Bociek. To pokazuje, że ta reprezentacja przechodzi duże przeobrażenie. Dlatego trzeba trochę uznania dla tych zawodniczek, które zagrały na miarę swoich możliwości.
PAP: Najbardziej chyba żal straconej szansy w meczu o ćwierćfinał z Turczynkami, które tak naprawdę dopiero po spotkaniu z nami "zaskoczyły" i sięgnęły ostatecznie po brąz. Czego zabrakło w tym pojedynku?
J.N.: Siatkówka jest taką dyscypliną, że gdy rozgrywająca wystawi na lewe skrzydło, to ktoś zapyta, dlaczego nie na prawe. Gdy zagramy środkiem, to znów pada pytanie, dlaczego nie lewym skrzydłem. I można tak gdybać. Może gdybyśmy wygrali drugiego seta (Polki nie wykorzystały trzech setboli i przegrały 25:27 PAP), to obudzilibyśmy Turczynki i one byłyby bardziej uważne w następnych setach. Na pewno był to mecz, w którym mieliśmy swoje okazje, ale je zmarnowaliśmy. A żeby wykorzystać takie szanse, trzeba być gotowym. Zabrakło doświadczenia i umiejętności, ale dziewczyny zostawiły serce na boisku. Z drugiej strony, gdybyśmy awansowali dalej i zajęli miejsce o trzy, cztery "oczka" wyżej, nie zmieniłoby to obrazu polskiej siatkówki.
PAP: Nikt nie jest przeciwny wprowadzaniu młodych zawodników do reprezentacji, niezależnie czy byłaby to kobieca czy męska siatkówka, czy też dotyczyłoby to innej dyscypliny sportu. Tylko czy tej młodzieży nie było za dużo w kadrze, a nie brakowało jednak tych doświadczonych siatkarek?
J.N.: Było sporo zawodniczek, które mogłyby wystąpić w tych mistrzostwach. Ja tego nie neguję. Tylko mając te doświadczone siatkarki w składzie dwa lata temu na mistrzostwach, byliśmy w stanie pokonać Holandię i Włochy? I to miejsce, które moglibyśmy z nimi zająć w Baku, byłoby bardzo podobne, na którym faktycznie zakończyliśmy turniej. Nie widzę w tej chwili zawodniczek w Polsce, które zagwarantowałyby zwycięstwa nad tymi krajami.
PAP: Pojawiają się jednak zastrzeżenia co do selekcji, że ten skład na mistrzostwa mógł być silniejszy. Nie jest tajemnicą, że pan jak i poprzedni trenerzy nie zawsze byli w stanie przekonać najlepsze zawodniczki do gry w kadrze.
J.N.: Dzisiejsza reprezentacja była oparta na zawodniczkach, które przede wszystkim chcą w niej grać. I mimo, że ta drużyna nie jest skazana na zwycięstwa, to one podejmują to wyzwanie. Nie będę opierał reprezentacji na siatkarkach, które przyjadą na zgrupowanie i będą odcinać kupony. Nie będę stawiał na dziewczyny, które będą sobie wybierały imprezy na zasadzie, że zagrają w mistrzostwach Europy, ale w World Grand Prix już nie. Graliśmy w maju kwalifikacje do mistrzostw świata bardziej doświadczonym składem i jak się skończyło? Cofać się teraz do zawodniczek, które pokazały, że na poziomie międzynarodowym trudno im wygrywać, nie jest wskazane. Czasami trzeba zrobić krok w tył, żeby pójść do przodu.
- Ja tylko żałuję, że ta drużyna, która wystąpiła na mistrzostwach Europy, nie przeszła razem przez ten cały sezon – od wspomnianych eliminacji do mundialu, poprzez turniej w Montreux, tournée w Brazylii czy w końcu World Grand Prix. Mielibyśmy wówczas w Baku reprezentację bardziej zgraną i ograną.
PAP: Z drugiej strony nie rezygnuje pan z pewnych nazwisk, reprezentantek, które występują w niej od kilku lat.
J.N.: Bez doświadczonych środkowych czy Asi Wołosz, będzie nam ciężko wygrywać. Musimy w naszej kadrze zgromadzić wszystko to, co najlepsze, ale i perspektywiczne. Odmładzanie jest to proces nieodwracalny, to musi nastąpić. Musimy szukać kandydatek na zwycięstwa w Europie czy na świecie. Chwała tym wszystkim dziewczynom, które zagrały i przyczyniły się do tego, że jesteśmy cały czas w tej czołówce europejskiej. Nie tracimy z nią kontaktu, w przypadku niektórych reprezentacji jak Turcja czy Niemcy, ten dystans zmniejszyliśmy.
- Wiem, że oczekiwania są duże, wszyscy chcą wyłącznie zwycięstw. Nie brakuje krytyki, ale biorą się za nią osoby, które nic nie robią, a na pewno nie robią nic dla siatkówki. Czerpią wiedzę z obejrzenia jednego oczy dwóch meczów w telewizji. Ja zapraszam na treningi reprezentacji, by zobaczyli jak pracujemy, w którym miejscu jesteśmy. Budowanie takiej reprezentacji zajmuje więcej czasu niż rok, czy dwa. Idziemy drogą, którą zmniejsza dystans do czołówki europejskiej. Potrzeba w tym wszystkim cierpliwości. Nie ma się co oszukiwać, że jesteśmy mocni, mamy olbrzymi potencjał i powinniśmy wygrywać medale. Tak na pewno nie jest. Są takie momenty w życiu reprezentacji, że potrzebny jest spokój w budowaniu. Możemy rywalizować z czołówką, ale jeszcze z nią nie wygrywać.
PAP: Kolejny sezon dla reprezentacji będzie dość ubogi, nie zagramy na mistrzostwach świata, zostanie nam tylko żeńska Liga Światowa. Nie martwi się pan, że tych ważnych imprez będzie trochę za mało?
J.N: Żałuję, że nie będzie nas w kluczowej imprezie przyszłego roku, czyli mistrzostwach świata. Natomiast Liga Światowa gwarantuje nam kontakt z najlepszymi - to 15 oficjalnych spotkań, które zastąpią nam wiele miesięcy treningów. Będzie też czas na to, by popracować z tą młodzieżą aspirująca do gry w kadrze.
PAP: Pana nazwisko pojawiło się w na giełdzie potencjalnych kandydatów do objęcia schedy po Ferdinando De Giorgi. Nie ma w tym żadnej sensacji, bo kilka lat temu pan był tez blisko przejęcia męskiej kadry.
J.N.: W tej chwili jestem absolutnie sercem związany z tą reprezentacją, w której zostawiłem wiele sił, pracy i zaangażowania. Prowadząc ją w mistrzostwach Europy, zobaczyłem, że jest duża szansa, żeby z nią wygrywać, ale potrzeba więcej czasu. Myślę, że byłbym bardzo nie w porządku wobec dziewczyn, gdybym teraz pomyślał o męskiej kadrze. Dużo pracowałem nad budową tego ”mentalu” wśród dziewczyn i gdybym miał teraz powiedzieć: dzięki za pracę, to bardzo źle bym się z tym czuł.
Rozmawiał Marcin Pawlicki (PAP)