Minęła kolejna doba "Selmy" na Morzu Rossa. Jacht wciąż zmierza na południe
Dziesięcioosobowa załoga "Selmy Expeditions" pod dowództwem kpt. Piotra Kuźniara żegluje na Morzu Rossa w kierunku Zatoki Wielorybów u wybrzeży Antarktydy.
Załoga cały czas lawiruje wśród lodowego paku. Pogoda zmienna: mgła, flauta, a potem słońce...
Pasy lodowego paku są coraz szersze. Ciągły slalom powoduje, że wachty mijają błyskawicznie i przy wzmożonej pracy fizycznej. Jak wynika z przesłanej relacji ostatniej doby udało się przepłynąć 110 mil.
"Kiedy pojawia się słońce - żegluga, mimo trudności, daje sporą satysfakcję. Ostro świecące słońce nie opuszcza nas do nocy (tutaj noc to około dwóch godzin nieznacznej szarówki - od 23.00. do 01.00. - maksymalnie). Wieczorne widoki w świetle zachodzącego słońca zapierają dech w piersi.
Wypływamy na otwartą przestrzeń. Równy wiatr i spokojna woda kusi do postawienia genakera (to nasz największy żagiel o powierzchni około 200 metrów kwadratowych). Prędkość wzrasta do 8-9 węzłów (ok. 17 km/h).
Na horyzoncie majaczą dwie wielkie góry lodowe. Pierwsza ma wymyte dwie wielkie pieczary obok siebie. Wyglądają jak dwa tarasy wykute obok siebie. Woda morska wpływa jednym z nich, by po krótkiej chwili wypłynąć z olbrzymią siłą drugim, większym tarasem. Widok zapiera dech w piersiach. To nie koniec wrażeń. Zbliżamy się do drugiego z gigantów. Powoli wyłania się na nim olbrzymi, bardzo regularny portal. Wyglądem przypomina paryski Łuk Triumfalny. Jest monumentalny."
Załoga oprócz lodowego paku zmaga się z problemem wypieku chleba. Ciasto w tych temperaturach nie wyrasta. Żeglarze raczą się płaskim plackiem, który udaje im się wypiec.
"Selma" osiągnęła już pozycję poniżej 74 stopnia szerokości geograficznej południowej. Nikt z członków załogi (w tym skipper) tak daleko na południe dotąd nie dotarł.
Celem wyprawy jest jak najdalszy rejs na południe pod żaglami.