Turniej Czterech Skoczni - Stoch faworytem, zagrozić może mu tylko Prevc
Hannu Lepistoe, który doprowadził Adama Małysza m.in. do dwóch srebrnych medali olimpijskich w Vancouver, w trwającym Turnieju Czterech Skoczni stawia na końcowe zwycięstwo Kamila Stocha. Zdaniem fińskiego trenera Polakowi zagrozić może jedynie Peter Prevc.
"W tej chwili nie widzę lepszego skoczka narciarskiego od Kamila Stocha. Jest poukładany technicznie, wie jak poradzić sobie ze słabszymi warunkami atmosferycznymi i mentalnie będzie coraz silniejszy" - ocenił w rozmowie z PAP Lepistoe.
Fin uważa, że problemem może być jedynie mała liczba skoków, jaką Polak oddał. Stoch na początku sezonu nabawił się urazu stawu skokowego i musiał przejść nawet niewielki zabieg chirurgiczny. Po raz pierwszy w zawodach wziął udział w poniedziałek w Oberstdorfie - pierwszym konkursie Turnieju Czterech Skoczni. Po pierwszej serii zajmował 12. miejsce, ale po drugiej próbie awansował na czwartą pozycję.
"Drugi skok Kamila to był majstersztyk. Trzeba bardzo dokładnej analizy, by się do czegoś móc przyczepić. Widać było też wyraźnie, że technicznie odstaje od rywali. Jest w tej chwili zdecydowanie najlepszy. Skacze nowocześnie i pewnie" - dodał szkoleniowiec.
Dodał, że jedyna jego niepewność może polegać na tym, że w nogach ma znacznie mniej oddanych skoków niż rywale.
"To oczywiście jest zawsze problem. Przez ostatni miesiąc musiał odpoczywać, ale trzeba pamiętać o tym, że on nie jest świeżym skoczkiem. On ma za sobą wiele lat treningów, a przez 30 dni wiele złego stać się nie może. Kamil umie skakać na nartach, a tego się nie zapomina" - podkreślił.
Lepistoe pochwalił Stocha także za regularność. "To w tej chwili chyba jedyny zawodnik, który potrafi każdego dnia skakać podobnie. Ma ustabilizowaną technikę, co daje mu olbrzymią przewagę. Ponadto jest skoczkiem, który po udanej próbie rejestruje ją sobie i potrafi ją powtórzyć. To niezwykła cecha" - powiedział.
Zdaniem fińskiego szkoleniowca najgroźniejszym rywalem Stocha może być Słoweniec Peter Prevc. W pierwszym konkursie był on tuż przed Polakiem.
"Wydaje mi się, że on najbardziej może zagrozić Kamilowi. Stefan Kraft i Michael Hayboeck to młodzi zawodnicy, nierówni. Dla mnie było olbrzymią niespodzianką, że obaj stanęli na podium w Oberstdorfie. Nie spodziewałem się tego, ale nie wierzę, by któryś z nich mógł zwyciężyć w całym cyklu. Z drugiej strony nikt przed rokiem nie stawiał także na Thomasa Dietharta" - dodał Lepistoe.
Kraft i Hayboeck to jednak zawodnicy, którzy stanowią o nowej jakości austriackich skoczków.
"Trzeba pamiętać, że od niemal dziesięciu lat drużyna składała się z tym samych nazwisk - Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer, Wolfgang Loitzl i Andreas Kofler. Teraz się to zmienia i nadchodzi świeża krew. W takim kraju jak Austria, te zmiany są bardzo płynne. Tam system szkolenia jest na bardzo wysokim poziomie" - zaznaczył.
Nie jest dla niego zaskoczeniem, że tak dobrze radzą sobie obecnie starsi skoczkowie jak 42-letni Japończyk Noriaki Kasai czy 33-letni Szwajcar Simon Ammann.
"Tu nie chodzi o to, że raptem ludzkie ciało się nie starzeje, czy lepiej znosi obciążenia. Obiekty oraz wyposażenie skoczka się bardzo zmieniły. Teraz najazd jest idealnie przygotowany. Nie ma tam żadnych nierówności, zawodnik nie musi całej swojej uwagi skupiać na tym, by odpowiednio najechać na próg, bo ma ułatwione zadanie. Dla takich zawodników jak Kasai, czy Ammann, którzy mają dobrą technikę, jest to tylko ułatwienie zadania. Oni nie muszą się mocno napracować, a jedynie przełożyć to, co robią od wielu lat na dobry skok" - powiedział Lepistoe.
On sam mocno wierzy w to, że do wymienionej dwójki dołączy jeszcze Janne Ahonen. "Bardzo ciężko teraz trenuje, by móc wrócić na skocznię. Ma problemy z kolanem i dlatego nie bierze udziału w TCS. On ma jednak w sobie jeszcze potencjał i może daleko latać. Kasai kiedyś nie miał szans z Ahonenem i myślę, że teraz też tak jeszcze może być" - ocenił Fin swojego rodaka.
Turniej Czterech Skoczni zakończy się 6 stycznia w Bischofshofen. Po drodze zawodnicy rywalizować będą jeszcze w Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku.
Marta Pietrewicz (PAP)