Superpuchar siatkarzy - PGE Skra - ZAKSA 3:1
Siatkarze PGE Skry pokonali w Poznaniu Zaksę Kędzierzyn-Koźle 3:1 (26:24, 25:22, 20:25, 27:25) w meczu o Superpuchar Polski. Zespół z Bełchatowa zdobył to trofeum po raz drugi w historii.
PGE Skra Bełchatów - ZAKSA Kędzierzyn Koźle 3:1 (26:24, 25:22, 20:25, 27:25)
PGE Skra: Nicolas Uriarte, Andrzej Wrona, Srecko Lisinac, Facundo Conte, Nicolas Marechal, Mariusz Wlazły, Kacper Piechocki (libero) - Karol Kłos, Aleksa Brdovic, Michał Winiarski, Maciej Muzaj.
ZAKSA: Paweł Zagumny, Jurij Gładyr, Łukasz Wiśniewski, Lucas Loh, Dick Kooy, Dominik Witczak, Paweł Zatorski (libero) - Nimir Abdel-Aziz, Marcin Możdżonek, Kan van Dijk, Krzysztof Zapłacki.
Blisko pięć tysięcy kibiców w wypełnionej po brzegi Arenie (bilety rozeszły się błyskawicznie) było świadkami zaciętego pojedynku, w którym mistrz kraju okazał się nieznacznie lepszy od zdobywcy Pucharu Polski. Skra po raz drugi sięgnęła po superpuchar, a Zaksa po raz drugi z rzędu przegrała spotkanie o to trofeum.
Do Poznania przyjechały nie tylko dwa czołowe zespoły ubiegłego sezonu, ale w ich składach znalazło się aż siedmiu mistrzów świata: Marcin Możdżonek, Paweł Zatorski, Paweł Zagumny (ZAKSA) oraz Mariusz Wlazły, Karol Kłos, Andrzej Wrona i Michał Winiarski (Skra). Obecni na meczu byli również obaj trenerzy reprezentacji - Stephane Antiga i Phillippe Blain.
Siatkarze obu drużyn nie zapomnieli o swoim koledze, atakującym kędzierzyńskiego zespołu Grzegorzu Boćku, który niedawno poinformował o swojej chorobie nowotworowej. Na boisku pojawili się w koszulkach z napisem "Grzesiu jesteśmy z Tobą".
Przed spotkaniem obie ekipy zapowiadały, że zależy im na zdobyciu trofeum i faktycznie - na boisku była walka na całego. Zawodnicy, a także trenerzy nie zawsze do końca potrafili utrzymać nerwy na wodzy wdając się w kłótnie z sędziami. Widać było jednak, że oba zespoły potrzebują jeszcze kilku meczów, by lepiej zgrać się, a mistrzowie świata - by wrócić do wysokiej formy.
Początek pojedynku to sporo błędów z obu stron - głównie zepsutych zagrywek i autowych ataków. Prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Cichym bohaterem końcówki był zawodnik mistrza Polski Serb Srecko Lisinac. Przy stanie 24:24 najpierw popisał się skutecznym atakiem, potem po jego serwisie piłka wróciła na stronę Skry, a kontratak zakończył inny środkowy Andrzej Wrona.
Bełchatowianie także lepiej poradzili sobie w końcówce drugiej odsłony, choć często mieli kłopoty z przyjęciem zagrywki. W kluczowych momentach Nicolas Uriarte zaserwował asa i dwukrotnie zafunkcjonował blok Skry.
Trzeci set niemal od początku przebiegał pod dyktando Zaksy, ale Skra równie szybko wróciła do gry w kolejnej partii. Mistrzowie Polski prowadzili już 23:19 i praktycznie superpuchar mieli na wyciągnięcie ręki. Tymczasem coś zacięło się w zespole Skry, brakowało skutecznego ataku, a kędzierzynianie zwietrzyli szansę na doprowadzenie do tie-breaka. Falasca dwukrotnie prosił o czas, ale nic nie potrafił wskórać. Po chwili na tablicy pojawił się remis 23:23.
Nie wszyscy zawodnicy Zaksy do końca wytrzymali ciśnienie, bowiem Lucas Loh i Dick Kooy posłali piłki w aut. Nie mylił się natomiast Mariusz Wlazły, który skończył dwa ostatnie ataki.
MVP spotkania został skrzydłowy PGE Skry Facundo Conte. (PAP)