Pogoń Szczecin - Zawisza Bydgoszcz 3:0
Pogoń Szczecin pewnie pokonała Zawiszę Bydgoszcz 3:0. Dla Portowców oznacza to powrót do górnej ósemki ekstraklasy, sytuacja Zawiszy po kolejnej porażce staje się coraz trudniejsza.
To miał być mecz na przełamanie. Pogoń, mimo wygranej dwie kolejki wcześniej w Gdańsku, nie zbiera dobrych opinii za swą grę. Zawisza zamyka tabelę i mimo wymiany szkoleniowca gra fatalnie. Przed tygodniem podopieczni Mariusza Rumaka przerwali wprawdzie serię 11 porażek z rzędu, ale jeśli zespół nadal będzie prezentował taki styl, jak w Szczecinie, to będzie oznaczało rozpoczęcie kolejnej niechlubnej serii.
Na trybunach stadionu im. Floriana Krygiera słychać było opinie, że Zawisza jako żywo przypomina Pogoń z czasów schyłku Antoniego Ptaka - mnóstwo obcokrajowców, którzy prezentują się żałośnie.
W 22. minucie wreszcie ataki Pogoni przyniosły sukces, choć bramka padła nie po składnej akcji, a ze stałego fragmentu gry. Z rzutu wolnego z prawej strony boiska centrował kapitan "Portowców" Rafał Murawski, przerzucił piłkę na lewą stronę pola karnego, a tam Adam Frączczak uderzył z woleja. Lekko, ale piłka po odbiciu się od słupka bramki gości wpadła do siatki.
Gol nie zmienił przebiegu meczu. Nadal stroną dominującą była Pogoń. Szybko więc powiększyła prowadzenie. I ponownie gol padł po uderzeniu z woleja. Tym razem do wybitej piłki tuż za polem karnym dopadł Łukasz Zwoliński i mocnym strzałem trafił do siatki.
Potem jeszcze raz Zwoliński był bliski strzelenia gola, ale jego uderzenie w 33. min. Andrzej Witan zdołał obronić.
Po przerwie Rumak rzucił na szalę wszystko, co miał - na boisko wpuścił dwóch powracających do zdrowia asów swego zespołu: Michała Masłowskiego i Herolda Goulana. Miało to zmienić obraz gry na korzyść gości, ale nic takiego się nie stało.
Już w 48. min. powinno być 3:0, po tym jak Witan wybił piłkę wprost pod nogi Frączczaka. Ten drugi dynamicznie wbiegł w pole karne, ale w sytuacji sam na sam bramkarz bydgoszczan zdołał naprawić swój błąd.
Trzeciego gola podopieczni Dariusza Wdowczyka strzelili kwadrans później. Koronkową akcję strzałem zza pola karnego zakończył Patryk Małecki. Witan zdołał z trudem obronić strzał, ale na dobitkę Zwolińskiego nie mógł już nic poradzić.
Na kwadrans przed końcem Zwoliński powinien zaliczyć swój pierwszy w życiu ekstraklasowy hat-trick. Po faulu na Maksymilianie Rogalskim sędzia Szymon Marciniak podyktował "jedenastkę". Kibice skandowali nazwisko Patryka Małeckiego (za co były wiślak podziękował im brawami), ale piłkę wziął w ręce Adam Frączczak i po kilkudziesięciu sekundach oddał Zwolińskiemu. Ten jednak strzelił przynajmniej trzy metry nad poprzeczką i chwilę później Wdowczyk zastąpił go Jakubem Bąkiem.
Potem jeszcze Maciej Dąbrowski z podania Marcina Robaka trafił w słupek i mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 3:0, choć powinno być ono znacznie bardziej okazałe. (PAP)