Ciąża, COVID - 19, cesarka i przeszczep płuc - historia pani Izabeli to cud!
38-letnia kobieta, która w ciąży ciężko zachorowała na COVID-19, a po rozwiązaniu była leczona za pomocą ECMO i przeszła przeszczep płuc, w środę (02.06.) opuści szpital. Wcześniej wiele razy umierała. Teraz po raz pierwszy zobaczy swoją 2,5-miesięczną córkę.
Koronawirus całkowicie zniszczył płuca pani Izabeli, a jej życie wisiało na włosku. Lekarze ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, gdzie uratowano młodą matkę, mówią o cudzie.
Kobieta zachorowała na COVID-19 w 29. tygodniu ciąży, trafiła do Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej. Jej stan stale się pogarszał, więc zapadła decyzja o rozwiązaniu ciąży przed terminem za pomocą cesarskiego cięcia. - To był wybór mniejszego zła. Dziecko było zdolne do samodzielnego życia, a matka potrzebowała intensywnego leczenia - powiedział ordynator oddziału perinatologii, ginekologii i położnictwa dr hab. Wojciech Cnota.
Urodzona 10 marca mała Lena została na miesiąc w rudzkim szpitalu, a jej mamę w poważnym stanie przewieziono z Rudy Śląskiej na oddział intensywnej terapii Śląskiego Centrum Chorób Serca, gdzie anestezjolodzy pod kierownictwem prof. Piotra Knapika i dr Ewy Trejnowskiej walczyli o jej życie. Mimo ich wysiłków stan chorej się pogarszał, a płuca pracowały coraz mniej wydajnie. 14 marca ze względu na pogarszającą się wymianę gazową pacjentkę podłączono do ECMO, które pomaga natleniać krew i niejednokrotnie pozwala własnym płucom chorego się zregenerować.
- Na początku mieliśmy nadzieję, że może uda się wyjść z tego bez przeszczepu. U większości pacjentów płuca zaczynają się regenerować, u tej pacjentki było inaczej, część pacjentów tak choruje - płuca przestają spełniać jakąkolwiek funkcję, zamieniają się w zupełnie bezużyteczny twór szczątkowy - mówi koordynator oddziału kardioanestezji i intensywnej terapii w SCCS prof. Piotr Knapik.
- W ciągu 2 tygodni ze zdrowej do tej pory osoby, która jest w ciąży, ta pacjentka rozwinęła ciężką niewydolność oddechową i umierała, i to wielokrotnie. Walczyliśmy, żeby mogła przetrwać i żeby znaleźć możliwości leczenia. Strasznie się cieszę, że się udało – dodała jego zastępczyni dr Ewa Trejnowska.
Niewiele jednak brakowało, by transplantacja nie doszła do skutku. - Stan pacjentki był naprawdę tragiczny. Mieliśmy wiele elementów, które wskazywały, żeby tej transplantacji nie wykonywać i podobną liczbę argumentów za tym, żeby ją wykonać – przyznał kierujący programem transplantacji płuc w ŚCCS dr hab. Marek Ochman.
Pierwsza możliwość przeszczepu pojawiła się w pierwszych dniach kwietnia, ale badania wykazały, że ryzyko odrzucenia płuc tego dawcy przez organizm 38-latki jest zbyt duże i narząd otrzymał inny potrzebujący chory. Kolejna szansa pojawiła się 9 kwietnia i tym razem wyniki badań wskazały, że może się udać. Za jego pomyślny przebieg odpowiadali: dr Maciej Urlik, dr Tomasz Stącel, dr Mirosław Nęcki, Remigiusz Antończyk i Magdalena Latos.
- Losy tej transplantacji ważyły się do ostatniej chwili. Chora była bardzo zimmunizowana – była po ciąży, miała wiele przetoczeń i układ odpornościowy był naprawdę +nabuzowany+, do tego dochodziło zakażenie patogenami opornymi na leczenie, co po transplantacjach jest dość trudną sytuacją. Sam jej stan kliniczny był naprawdę trudny i koledzy musieli się wspiąć na wyżyny, żeby to wszystko udało się przeprowadzić – podkreślił Marek Ochman.
O tym wszystkim jednak pani Izabela nie wiedziała. Dopiero po wybudzeniu po udanej transplantacji dowiedziała się od lekarzy, że jej córka jest na świecie, a ona sama ma nowe płuca. Rozpoczęła intensywną rehabilitację. - To również była ciężka praca całego zespołu, zaczęliśmy od terapii oddechowej, nauki chodzenia. Pani Izabela miała jednak silną motywację i dobrze sobie radziła - relacjonował fizjoterapeuta Łukasz Lech.
- Bardzo dużą siłę znalazłam w sobie ze względu na dzieci, w tym córeczkę, której jeszcze nie widziałam. Było ciężko, ale trzeba patrzeć do przodu, cieszyć się, że dostało się tę drugą szansę, mieć cierpliwość i powoli będzie wszystko dobrze – powiedziała dziennikarzom pani Izabela.
Jej mąż Jacek przyznał, że noc po informacji o udanym przeszczepie była dla niego pierwszą w pełni przespaną od wielu miesięcy. Wcześniej starał się nie dopuszczać do siebie myśli o najgorszym. - Dzieci dawały dużo siły, rodzina, doktorzy, którzy mnie wspierali - opowiadał. Przeprowadził też poważną rozmowę ze starszym synem, 8-letnim Kacprem: - Wszystko zrozumiał i sam sobie wytłumaczył, że wszystko będzie dobrze.
Dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wybitny kardiochirurg i transplantolog prof. Marian Zembala uważa, że sukces tego zabiegu należy rozpatrywać w kategoriach cudu i zmartwychwstania: - Nie bójmy się wielkich słów. To cud istnienia – podkreślił.
- W pandemii to był jeden z prawdziwych promyków słońca, ale widzieliśmy straszne rzeczy, dlatego zachęcamy do szczepień. To, co udało się u tej pacjentki, można rzeczywiście nazwać cudem, bo musiała się złożyć szczęśliwa konstelacja wielu gwiazd naraz - chora w odpowiednim stanie, bez obciążeń, nieuszkodzona przez długotrwałe leczenie, musiał się znaleźć dawca w odpowiednim momencie i nic złego nie mogło się zdarzyć w czasie operacji. Takich przypadków nie jest wiele – podsumował prof. Piotr Knapik.