Według ukraińskiego SBU, incydent z polskim autobusem traktowany jako akt terrorystyczny
Podłożenie ładunku wybuchowego pod polskim autobusem w okolicach Lwowa traktowane jest w śledztwie jako akt terrorystyczny – oświadczyła w poniedziałek Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU).
"Wszczęto postępowanie karne z paragrafu 258 (kodeksu karnego, który mówi o akcie terrorystycznym – PAP). Prowadzone są działania śledcze" – powiedział agencji Interfax-Ukraina przedstawiciel służby prasowej SBU Ołeh Aleksandrow.
Funkcjonariusz nie ujawnił żadnych innych szczegółów śledztwa. "Informacje na temat źródła tego wybuchu będą znane po opracowaniu ekspertyzy" – zaznaczył w rozmowie z gazetą internetową "Ukrainska Prawda".
Do zdarzenia doszło w sobotę wieczorem na parkingu hotelu na obwodnicy Lwowa. W autobusie, którym podróżowali turyści z Polski, nie było ludzi. W wyniku incydentu nikt nie ucierpiał.
Ukraińskie media napisały w poniedziałek, że autobus został ostrzelany z granatnika przeciwpancernego RPG-26. Wiadomość tę przekazała państwowa agencja informacyjna Ukrinform, która powołała się na własne źródła w policji, jednak nikt tego dotychczas oficjalnie nie potwierdził.
W marcu z granatnika RPG-26 ostrzelany został polski konsulat w Łucku. Dostępne w internecie zdjęcia, które dokumentują szkody wywołane przez tę eksplozję, w porównaniu ze zdjęciami uszkodzonego pod Lwowem autobusu zdają się nie potwierdzać tej wersji.
W niedzielę na temat incydentu wypowiedziało się polskie MSZ, które oceniło, że jest to kolejne antypolskie zdarzenie na Ukrainie. "Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP potwierdza, że w nocy z 9 na 10 grudnia br. pod Lwowem doszło do uszkodzenia polskiego autokaru w wyniku podłożenia ładunku wybuchowego, i z zaniepokojeniem odnotowuje to kolejne antypolskie zdarzenie na terytorium Ukrainy" - podało biuro prasowe MSZ.
Resort poinformował też, powołując się na ustalenia polskich służb konsularnych, że autobusem podróżowała grupa 23 polskich turystów, wśród których byli urzędnicy samorządowi.
O uszkodzeniu polskiego autobusu za pomocą ładunku wybuchowego na jednym z parkingów na obwodnicy Lwowa jako pierwsze doniosły lwowskie media. Relacjonowały, że autobus ma uszkodzoną karoserię i jedną z bocznych szyb.
Incydent potępił szef MSZ Ukrainy Pawło Klimkin. Ocenił, że była to prowokacja, której celem jest zerwanie środowej wizyty prezydenta Andrzeja Dudy na Ukrainie. "Stanowczo potępiam prowokację wobec polskiego autobusu na parkingu w pobliżu Lwowa. Obeszło się bez ofiar!" – skomentował na Twitterze.
"Ktoś usilnie stara się skłócić nas z Polską i zerwać wizytę prezydenta Andrzeja Dudy. Zrobimy wszystko, by wyjaśnić okoliczności tego incydentu. A prowokatorów zapewniam, że nic im z tego nie wyjdzie" – napisał Klimkin.
Prezydent Duda ma odwiedzić Ukrainę w środę. W planach jest wizyta w Charkowie i spotkanie z ukraińskim prezydentem Petrem Poroszenką. Głównym tematem rozmów ma być polityka bezpieczeństwa w kontekście sytuacji na wschodniej Ukrainie, gdzie trwa konflikt ze wspieranymi przez Rosję separatystami. Duda ma także spotkać się z obserwatorami Specjalnej Misji Monitoringowej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie i złożyć hołd polskim żołnierzom zamordowanym przez NKWD, którzy pochowani są na Cmentarzu Ofiar Totalitaryzmu w Charkowie.
W ciągu ostatniego roku na Ukrainie doszło do szeregu incydentów związanych z polskimi miejscami pamięci narodowej oraz placówkami dyplomatycznymi. Oprócz ataku na konsulat w Łucku doszło m.in. do dewastacji pomnika Polaków pomordowanych w Hucie Pieniackiej. W obwodzie lwowskim w Mościskach doszło też do podpalenia jednej z klas polskiej szkoły.
Wszystkie te zdarzenia zostały potępione przez władze w Kijowie, które w wielu wypadkach oceniały, że stoi za nimi "strona trzecia" dążąca do wywołania konfliktu między Polską i Ukrainą; jako zleceniodawców wskazywano rosyjskie służby specjalne.
Strona polska domaga się skuteczniejszych działań ukraińskich organów ścigania wobec sprawców incydentów, które podnoszą poziom zagrożenia dla polskich obywateli na Ukrainie. Z tego powodu MSZ wydało odpowiednie ostrzeżenie dla podróżujących.
Z Kijowa Jarosław Junko (PAP)