Przedstawiciele części rodzin smoleńskich apelują do PO o wstrzemięźliwe wypowiedzi
Apelujemy w szczególności do polityków PO, o bardziej wstrzemięźliwe wypowiedzi - mówił w środę Grzegorz Januszko, którego córka zginęła w katastrofie pod Smoleńskiem. Zrobiliście przez siedem lat tyle nieszczęścia, zamilczcie - mówiła Ewa Kochanowska.
Na początku tygodnia Prokuratura Krajowa potwierdziła informacje "Faktu", że w trumnie b. dowódcy Wojsk Specjalnych gen. Włodzimierza Potasińskiego znajdowały się szczątki trzech innych osób oraz że w trumnie b. Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych, gen. Bronisława Kwiatkowskiego znaleziono szczątki innych osób. Na początku roku okazało się, że zamienione zostały ciała b. szefa PKOl Piotra Nurowskiego i b. prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika.
W środę b. minister zdrowia i b. premier Ewa Kopacz została przesłuchana w Prokuraturze Krajowej w charakterze świadka w śledztwie dotyczącym m.in. nieprzeprowadzenia sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Kopacz, w czasie, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej, pełniła funkcję ministra zdrowia. Po katastrofie, wraz z zespołem ekspertów, pojechała do Moskwy, by uczestniczyć w identyfikacji ofiar.
"Ekshumacje, które w tej chwili się odbywają są dla nas wyjątkowo bolesne. Chcielibyśmy zaapelować w szczególności do polityków Platformy Obywatelskiej o bardziej wstrzemięźliwe wypowiedzi. My żeśmy byli oszukiwani na temat sekcji; mówiono nam, że tych trumien nie można otwierać" - mówił podczas konferencji prasowej w Sejmie Grzegorz Januszko, ojciec stewardesy Natalii Januszko, która zginęła w katastrofie smoleńskiej.
Dodał też, że jest "ewidentnym kłamstwem", iż rodziny naciskały, aby pogrzeby odbyły się jak najszybciej. "Gdybyśmy wiedzieli, co byśmy mogli zastać w tych trumnach, to byśmy na pewno wtedy jeszcze żądali tych sekcji natychmiast po powrocie" - mówił Januszko.
"Kopacz mówiła, że trumien nie wolno otwierać, oczywiście, że jest to kłamstwo, albo tak głęboka niewiedza, że trudno sobie wyobrazić, że ktoś kto jest lekarzem nie wiedział tego. Trumny oczywiście muszą być zamknięte, jak przewozi się je przez granicę państwową" - dodał.
"Myśmy byli okłamani. Nam powiedziano, że z dokładnością, ze starannością to wszystko było zbadane, po to, żeby uśpić naszą czujność, żebyśmy się nie domagali tego, a teraz to, co wychodzi w trakcie tych ekshumacjach w dużym stopniu tłumaczy dlaczego pewne osoby nie chciały tych sekcji" - podkreślił.
Januszko stwierdził, że obecność Kopacz a także ówczesnego szefa KPRM Tomasz Arabskiego w Moskwie po katastrofie smoleńskiej była niezrozumiała. "Tam była polska ambasada i były władze konsularne, tak, że ja raczej odbierałem ich obecność, po to żeby premier Donald Tusk miał tam swoich zaufanych ludzi, niż po to żeby w jakiś realny sposób rodzinom pomagali" - ocenił.
Kopacz w środę na swoim profilu na Facebooku napisała, że po katastrofie smoleńskiej udała się do Moskwy, gdyż chciała "w tych bardzo trudnych chwilach zaopiekować się rodzinami tych, którzy zginęli". "Czułam, że to wyższa konieczność, obowiązek i powinność" - dodała. "Zostałam wyznaczona jako reprezentant rządu do spraw opieki nad rodzinami ofiar. Decyzja została podjęta na moją prośbę. To była moja jedyna rola tam na miejscu" - napisała Kopacz.
Z kolei Ewa Kochanowska, wdowa po Rzeczniku Praw Obywatelskich Januszu Kochanowskim podkreślała na środowej konferencji prasowej, że istnieją standardy dotyczące identyfikacji osób zmarłych tragicznie. Jak mówiła obowiązuje dziesięciostopniowa skala, gdzie rozpoznanie naoczne jest jedną z ostatnich czynności.
"Rodziny zostały zmuszone do tej czynności na początku. Jednocześnie uprzedzono nas, że powinniśmy szczególnie starannie oglądać szczątki, bo trumny nie będą otwierane w Polsce" - mówiła.
"Ten zakaz otwierania trumien ciąży nad nami do dnia dzisiejszego, kiedy wreszcie po latach prokuratura krajowa zdecydowała się uporządkować sprawy naszych bliskich" - dodała.
Według niej rozpętała się nagonka i kampania przeciwko rodzinom. "Jesteśmy poddawani ogromnej presji medialnej, mówi się o nas rzeczy najgorsze, ale nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie uczyniono tych badań po powrocie ciał do Polski" - powiedziała Kochanowska. "Obarczanie nas winą za niedociągnięcia tamtejszego rządu jest bardzo grubą niesprawiedliwością" - dodała.
"Zrobiliście przez siedem lat tyle nieszczęścia, dotknęliście nas najgorszym z możliwych cierpieniem - zamilczcie" - powiedziała Kochanowska odnosząc się do polityków PO.
Odniosła się też do wtorkowej wypowiedzi szefa klubu PO Sławomira Neumanna, który w TVP1 powiedział, że według niego "najrozsądniej dzisiaj byłoby, gdyby te wszystkie ofiary były w jednym, wspólnym grobie i wtedy nie mielibyśmy podziału na dwie Polski".
"Panie pośle, my mamy wspólny grób, może pan o tym nie wie, ale 150 kg niezidentyfikowanych szczątków spoczywa na Powązkach. Jak panu nie wstyd w ogóle podnosić taki problem w XXI wieku" - powiedziała Kochanowska. "Nauka posunęła się tak daleko, że można je (szczątki) zidentyfikować a pan nas skazuje na powrót do jakichś mrocznych, stalinowskich praktyk. Powinien się pan zapaść pod ziemię ze wstydu" - powiedziała Kochanowska pod adresem Neumanna.
Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji 83 ofiar katastrofy (wcześniej, w latach 2011-12, przeprowadzono dziewięć ekshumacji, decyzja o nich wynikała m.in. z wykrytych nieprawidłowości w rosyjskiej dokumentacji medycznej; cztery osoby zostały skremowane) zapadła w zeszłym roku. Do tej pory ekshumowano 26 ciał; ostatnie - we wtorek. Nie podano o czyj grób chodzi.
Wątpliwości dotyczące m.in. tożsamości ofiar pojawiły się już w 2011 r., kiedy rodziny dostały dokumentację medyczną sporządzoną przez Rosjan. Przeprowadzono wówczas dziewięć ekshumacji (w l. 2011-12) i stwierdzono, że sześć ciał zostało złożonych nie w swoich grobach. Biegli, którzy wówczas przeprowadzali badania, ocenili, że błędy są w 90 proc. rosyjskiej dokumentacji medycznej. (PAP)