Gliński: prowadzimy prace nad nowelizacją prawa prasowego i dekoncentracją mediów
Prowadzimy prace nad nowelizacją prawa prasowego i dekoncentracją rynku medialnego - powiedział na środowym posiedzeniu sejmowej komisji kultury wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. Jak ocenił, brak właściwego uregulowania rynku medialnego to wielkie zaniedbanie III RP.
Posiedzenie komisji kultury i środków przekazu poświęcone było działaniom podjętym przez polską dyplomację w związku z ujawnionym przez media listem szefa koncernu medialnego Ringier Axel Springer Media AG Marka Dekana do dziennikarzy polskich mediów wchodzących w skład niemiecko-szwajcarskiej grupy. Tematem obrad były też prace MKDiN nad przepisami dekoncentracyjnymi, które mają m.in. przeciwdziałać dominacji kapitału zagranicznego na rynku medialnym.
Wiceszef MSZ Jan Dziedziczak, który przedstawiał informację o działaniach podjętych w tej sprawie przez resort dyplomacji, podkreślił, że w związku z ujawnieniem listu szefa RASM AG odbyła się rozmowa wiceministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec. Według niego wiceszef SZ Niemiec stwierdził w niej, że "wypowiedź prezesa koncernu była niefortunna".
Dziedziczak dodał, że wydarzenia związane z "wezwaniem szefa koncernu niemiecko-szwajcarskiego wobec polskich dziennikarzy" MSZ traktuje jako "kwestię wysoce niepokojącą, ingerującą w wewnętrzne sprawy i (...) mającą znamiona wpływania obcego koncernu na świadomość polskiego suwerena, polskiego wyborcy".
„Tu są jednoznaczne instrukcje, w jaki sposób wpływać na de facto opinię publiczną, czyli de facto suwerena polskiego, w jaki sposób przedstawiać Jarosława Kaczyńskiego, w jaki sposób przedstawiać Donalda Tuska, w jaki sposób interpretować wydarzenia i który nurt aksjologiczny wspierać. To są fakty, a ocenę państwu posłom pozostawiam” – mówił.
Jak dodał, pismo Dekana było niejawne. „Gdyby nie wyciekło, prawdopodobnie jako opinia publiczna byśmy się o tym nie dowiedzieli. Pytanie otwarte jest takie, ile wcześniej było takich instrukcji, o których się nie dowiedzieliśmy” – zaznaczył wiceminister.
Wicepremier i minister kultury Piotr Gliński ocenił, że paradoksalnie, prezes "szwajcarsko-niemieckiego koncernu medialnego działał w granicach polskiego prawa". Dodał, że wynika to z jednego z artykułów polskiego prawa prasowego, który mówi o tym, że właściciel mediów "może nawet stosować konsekwencje pracownicze wobec swoich pracowników, którzy nie realizują linii programowej medium".
"To jest prawo peerelowskie z 1984 roku i przez dwadzieścia kilka lat III RP nie zostało ono zmienione. Nie zostało ono zmienione także przez osiem lat działającej przed nami koalicji. Mamy taką regulację, która umożliwia w zasadzie tego rodzaju skandaliczne interwencje w wolny rynek mediów" - zauważył Gliński. "Nasi partnerzy zagraniczni wpisali się w mentalność państwa komunistycznego, które narzucało w tak ostry sposób dyscyplinę dotyczącą linii programowej czasopism i mediów" - podkreślił wicepremier.
Jego zdaniem taka ingerencja jest jednak sprzeczna z polską konstytucją, gdyż "w ewidentny sposób ogranicza wolność prasy, wypowiedzi i funkcjonowania w Polsce demokracji i pluralizmu poglądów". "Dlatego też chciałem poinformować, że prowadzimy w tej chwili prace nad nowelizacją Prawa prasowego. W ramach tej nowelizacji będziemy proponowali zmianę zapisu artykułu 10 Prawa prasowego" - oświadczył Gliński.
Artykuł ten mówi, że zadaniem dziennikarza jest służba społeczeństwu i państwu. "Dziennikarz ma obowiązek działania zgodnie z etyką zawodową i zasadami współżycia społecznego, w granicach określonych przepisami prawa" - brzmi artykuł 10. Przewiduje on, że dziennikarz, w ramach stosunku pracy, ma "obowiązek realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji".
Według Glińskiego innym wielkim zaniedbaniem III RP jest brak uregulowania kwestii nadmiernej koncentracji kapitałowej i pluralizmu na rynku medialnym. Zapowiedział, że chce przedstawić projekt w tej sprawie do połowy bieżącego roku. „Nie wiem, czy zdążymy, to skomplikowana materia legislacyjna” – zastrzegł wicepremier.
Poinformował, że od września ub.r. prace nad projektem dekoncentracji na rynku medialnym prowadzi zespół roboczy z udziałem przedstawicieli resortu kultury, UOKiK, KRRiT. W przyszłości - dodał - w prace włączony ma zostać również Urząd Komunikacji Elektronicznej.
„Te prace wynikają z naszego niepokoju dotyczącego stanu funkcjonowania polskich mediów, jeśli chodzi o kwestie koncentracji kapitału” – mówił Gliński. Zaznaczył, że podobne regulacje istnieją m.in. niemal we wszystkich krajach UE.
Celem projektu, nad którym pracuje resort kultury jest, jak mówił, "podniesienie pluralizmu i podniesienia poziomu jakości funkcjonowania polskiej demokracji". "Najtrudniejszą sprawą będzie sprawa dojścia do stanu, który byśmy uważali za zadowalający z punktu widzenia pluralizmu medialnego i dekoncentracji kapitału. To będzie trudne, ale nie będziemy szli w kierunku rozwiązań siłowych. Raczej to będzie jakieś vacatio legis, które umożliwi przekształcenie rynku medialnego" - zaznaczył Gliński.
Jak dodał, brak uregulowania rynku mediów to „wielkie zaniedbanie III Rzeczpospolitej”. „To jest pytanie, dlaczego myśmy tak podstawowych spraw przez 27 lat nie uregulowali i zaszłości wynikające z braku tej regulacji, no niestety, rzutują na funkcjonowanie polskiej demokracji” – dodał minister kultury.
Politycy opozycji pytali Dziedziczaka, które konkretnie fragmenty listu Marka Dekana wzbudziły zaniepokojenie resortu. "List jest dość obszerny, jest formą epickiej publicystyki w niektórych fragmentach, i skoro zajmuje się nim MSZ, bardzo chciałbym wiedzieć, które fragmenty listu budzą państwa zaniepokojenie i dlaczego" - pytał Piotr Misiło z Nowoczesnej.
Michał Kamiński (UED) pytał: "Na jakiej podstawie sądzą państwo, że list jest instrukcją? Co w treści tego listu państwo uważacie za haniebne, niegodne czy niezgodne z polskim interesem narodowym?".
Grzegorz Furgo z Nowoczesnej uznał, że politycy PiS "chyba czytali inny list", gdyż on nie widzi w tym piśmie żadnych instrukcji. "To jest sprawa bez precedensu, że polski MSZ zajmuje się sprawą listu szefa prywatnego koncernu medialnego do swoich pracowników" - mówił Furgo. "Czy wy się państwo w MSZ czujecie niekomfortowo, że musicie się znowu zajmować jakąś śmieszną rzeczą, że wystawiacie się na ogromne pośmiewisko? - pytał poseł.
Przewodnicząca komisji kultury Elżbieta Kruk (PiS) odnosząc się do słów Furgo zauważyła, że w tym przypadku nie mamy do czynienia ze zwykłym koncernem biznesowym, ale z medialnym. "Media mają poza biznesowymi też inne cele, społeczne i polityczne, bardzo istotne dla funkcjonowania państw" - wskazała.
Joanna Lichocka (PiS) pytała przedstawicieli rządu, czy znane są przypadki w Europie, aby koncern medialny, który jest kapitałowo związany z innym państwem tak "bezceremonialnie instruował dziennikarzy, kto jest w polityce lokalnego kraju zwycięzcą, a kto przegranym". "Jaka ma być linia i że ma ona być jednoznacznie antyrządowa" - podkreśliła. "Czy znane są jakiekolwiek takie przypadki, które były postrzegane jako coś naturalnego i oczywistego?" - pytała Lichocka wskazując, że ona takich przypadków nie zna.
Wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) zaznaczyła, że rozumie, iż chcemy rozmawiać o tym, aby media były obiektywne, aby miały swobodę działania. "Powinniśmy jednak rozmawiać o całości rynku medialnego, a nie robić nagonki na media, które nie piszą tekstów zgodnie z linią rządu, bo takie media są, będą i to jest wpisane w demokrację" - mówiła
"Mam wrażenie, że ten list tylko dlatego wzbudził niepokój PiS, że nie jest to równoległe z myśleniem i linią rządu. Czytałam ten list i nie widzę w nim żadnego niepokojącego zdania, ani słowa, zamachu na polską demokrację, sposób polskiego myślenia" - dodała posłanka PO.
W dyskusji nad projektowanymi przepisami ws. dekoncentracji rynku medialnego wiceszefowa komisji kultury Iwona Śledzińska-Katarasińska (PO) oceniła, że przepisy muszą "być jednakowe dla wszystkich". "Nie chodzi o zastąpienie jednego kapitału drugim, o taką zmianę prawa prasowego, żeby dziennikarz stracił możliwość wyboru. Musi mieć możliwość wyboru linii programowej, z którą chce się identyfikować" - przekonywała Śledzińska-Katarasińska.
Jak dodała, rodzi się pytanie, czy w planowanych przepisach będzie chodzić o dekoncentrację kapitału, czy o to, by skoncentrować kapitał, ale w innych rękach: czy rynek medialny ma być "finansowany przez SKOK-i, państwo bezpośrednio, czy fundacje Lux Veritatis".
Odniosła się również do relacji Telewizji Polskiej z wyboru szefa Rady Europejskiej, w której - zaznaczyła - "zwycięzcą był polski rząd a przegranym Donald Tusk". Oceniła, że w instrukcji Marka Dekana dla polskich dziennikarzy pracujących w wydawnictwie RASM AG przedstawiono odmienne stanowisko. Posłanka PO zwróciła się też do MSZ, by "przestało grać kartą niemiecką". "Nie widzę powodu, byśmy mieli takie kompleksy i takie obsesje" - dodała.
Na te słowa zareagowała Elżbieta Kruk. "Proszę nie mówić o fobiach, o walce - mówimy o faktach" - podkreśliła. Jak dodała, 80 proc. prasy drukowanej w Polsce należy do kapitału zagranicznego. "To ewenement na skalę światową, występowały takie zjawiska w krajach kolonialnych" - zaznaczyła. "Jeśli mówimy o kompleksach to tylko wtedy, kiedy Polak godzi się, by jego państwo miało status kolonialny" - podkreśliła Kruk.
Śledzińska-Katarasińska pytała o dowody na to, że nawet jeśli koncentracja kapitału niemieckiego jest, to jest ona sprzeczna z polską racją stanu.
O tym, że zagraniczny kapitał odegrał na polskim rynku medialnym w ostatnich latach pozytywną rolę przekonywał również wiceszef komisji Krzysztof Mieszkowski (Nowoczesna). „Myślę, że kapitał niemiecki, ale także norweski, w tamtych latach włożył ogromne pieniądze w polskie media i właściwie je uratował. My powinniśmy być wdzięczni koncernom szwajcarsko-niemieckim za te inwestycje” – zauważył poseł.
Według Mieszkowskiego celem działań PiS dotyczących dekoncentracji rynku medialnego jest przejęcie przed wyborami samorządowymi wszystkich dzienników regionalnych.
Ocenił jednocześnie, że rzeczywistym wyzwaniem jest dziś komercjalizacja mediów, która ma miejsce niezależnie od narodowości kapitału. „Komercjalizacja doprowadziła do takiej sytuacji, że głównym celem mediów stał się w tej chwili zysk ekonomiczny, a nie zysk społeczny. I z tym powinniśmy się jakoś mierzyć, a nie z jakimiś demonami, strachami, które wywołują pieniądze, które na polski rynek wpuszczają Niemcy czy Szwajcarzy” – powiedział.
Lichocka odnosząc się do opinii posłów opozycji uznała, że sprowadzają oni rozmowę o dekoncentracji do doraźnej walki politycznej i wolą „udawać, że pismo pana prezesa Dekana nie jest żadną instrukcją dla dziennikarzy”.
Podkreśliła, że dyrektor finansowy czy prezes wydawnictwa „nie ma prawa ingerować w pracę redaktora naczelnego i w pracę dziennikarzy”. „To jest podstawowa zasada wolności dziennikarskiej: redakcje powinny być autonomiczne i opisywać rzeczywistość zgodnie z rzetelnością i obiektywizmem dziennikarskim, i żaden prezes wydawnictwa nie może ingerować w to, co redakcje piszą” – akcentowała posłanka PiS.
„Państwa to kompletnie nie obchodzi, bo ta linia, która jest zarysowana w piśmie prezesa niemieckiego, jest waszą linią. Ona jest waszą partyjną linią i nic was nie obchodzi to, czy dziennikarze są do niej zmuszani, czy też piszą te artykuły zgodne z tą linią, zgodnie ze swoim sumieniem i znajomością rzeczy. Takie ustawienie linii tego wydawnictwa służy waszym partyjnym interesom, dlatego w tej chwili nie ma cienia oburzenia na to, co się stało” – podkreśliła Lichocka.
Telewizyjne "Wiadomości" przytoczyły w miniony czwartek fragmenty listu Dekana do pracowników. Według autorów materiału, wskazują one, iż "szefostwo niemiecko-szwajcarskiego koncernu" oczekuje od dziennikarzy publikowania krytycznych ocen dotyczących braku poparcia polskiego rządu dla Donalda Tuska w wyborze na szefa Rady Europejskiej.
Szef Ringier Axel Springer Media AG Mark Dekan napisał do pracowników koncernu m.in.: "Ideologie i prymitywne ideologie przegrały z wartościami i rozsądkiem. Wyłącznym zwycięzcą nie jest jednak Donald Tusk, tak jak Kaczyński nie jest jedynym przegranym. Razem z Tuskiem wygrali Polacy - wszyscy ci, którzy są dumni z przynależności do Unii Europejskiej (...). Co do przegranych w tym starciu, to obok Jarosława Kaczyńskiego znalazła się dobra reputacja Polski jako rzetelnego partnera". (PAP)