Seremet: Amber Gold to moja największa porażka
Podtrzymuję opinię, że moją największą porażką, jako prokuratora generalnego, była sprawa Amber Gold - powiedział Andrzej Seremet przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold. Potwierdził, że poczuwa się do odpowiedzialności za zaniedbania prokuratury.
B. prokurator generalny przyznał też, że o sprawie Amber Gold rozmawiał z ówczesnym premierem Donaldem Tuskiem, gdy stała się ona już głośna. Premier Tusk był, jak mówił Seremet, "mocno poirytowany", krytycznie wyrażał się o działalności służb, w tym także prokuratury w tej sprawie.
Seremet ocenił zarazem, że nie ma złotych recept, które zapobiegłyby takim aferom jak Amber Gold.
B. prokurator generalny Andrzej Seremet przez około 5 godzin zeznawał w czwartek przed sejmową komisją śledczą ds. Amber Gold.
Na początku przesłuchania w ramach tzw. swobodnej wypowiedzi Seremet wskazał, że "istotą nieudolności" śledztwa ws. Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej w Gdańsku-Wrzeszczu było to, że nie było nad nim należytego, właściwego nadzoru. Dodał, że ówczesny regulamin wewnętrznego funkcjonowania prokuratury de facto zakazywał prokuratorowi generalnemu obejmowania nadzorem innych postępowań niż te, które toczyły się w prokuraturze apelacyjnej, czyli szczebel niżej.
Seremet tłumaczył, że w okresie, którego dotyczą prace komisji, obowiązywała zasada niezależności prokuratora prowadzącego określone postępowanie. Według niego "stanowiła ona odpowiedź na zbyt rygorystyczne i ścisłe kierowanie prokuraturą". Jeśli by przyjąć - mówił Seremet - że ta zasada oznacza, iż decyzja prokuratora mogła być zmieniona wyłącznie przez bezpośredniego przełożonego, to uważał on, że "nie jest to do końca trafne i właściwe" i dlatego domagał się przez całą swą kadencję zmiany tych zasad.
Jarosław Krajewski (PiS) przypomniał Seremetowi wypowiedź medialną z końcowych tygodni sprawowania przez niego funkcji szefa prokuratury. Na początku lutego tego roku Seremet mówił, że na koniec swej kadencji nie ma poczucia klęski, ale sprawa Amber Gold to największa porażka podczas sześciu lat sprawowania przez niego urzędu. "Nie mam powodów, żeby zmienić tamto zdanie" - przyznał w czwartek były prokurator generalny. "A czy pan, jako przełożony wszystkich prokuratorów w latach 2010-2016, poczuwa się do tej odpowiedzialności za zaniedbania popełnione w sprawie Amber Gold przez prokuraturę?" - dopytywał Krajewski. Seremet odpowiedział: "Tak".
Były szef prokuratury ocenił, że za źle prowadzone w tej sprawie postępowanie odpowiedzialni są: prokurator referent i prokurator zwierzchnik z prokuratury prowadzącej sprawę oraz prokurator z prokuratury okręgowej z wydziału nadzoru. "Dostrzegam też odpowiedzialność prok. Dariusza Różyckiego" - dodał. Różycki kierował Prokuraturą Okręgową w Gdańsku w latach 2008-2016.
Seremet ocenił, że prokuratorzy z Trójmiasta nie zdawali sobie sprawy, jak szerokie rozmiary przybiera sprawa Amber Gold. Mówił też o ich "rutynowym podejściu w najgorszym tego słowa znaczeniu". "To było żałosne" - tak zaś Seremet ocenił zgodę jednego z prokuratorów, że potrzebne akta Marcin P. dostarczy mu po powrocie z urlopu.
Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Seremeta, dlaczego jesienią 2012 r. przeniesiono postępowanie ws. Amber Gold z gdańskiej prokuratury okręgowej do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
"Trafiały do mnie pisma osób pokrzywdzonych, którzy powątpiewali w obiektywizm prokuratury gdańskiej. Szczególnie wtedy, gdy ukazały się (w mediach - PAP) zdjęcia z meczu prok. Różyckiego w towarzystwie b. premiera Donalda Tuska" - odpowiedział Seremet. "Podnoszono, że skoro syn pana premiera Tuska jest zatrudniony (w liniach lotniczych OLT Express należących do Amber Gold - PAP), to może być jakiś problem. Dla uniknięcia takich zarzutów przeniosłem tę sprawę do Łodzi" - dodał.
Wassermann zwróciła uwagę, że zdjęcia te pojawiły się w mediach 5 października 2012 r., czyli w tym samym dniu, gdy zapadła decyzja o przeniesieniu postępowania z Gdańska do Łodzi. "Pewnie ten materiał zaważył na tym, że dla uniknięcia zarzutów zaangażowania prok. Różyckiego po jednej stronie, czy wplątania go w jakiś kontekst polityczny, przeniosłem tę sprawę do Łodzi" - powiedział Seremet. "Kiedy tak potężne zainteresowanie publiczne nastąpiło w związku z tą sprawą i kiedy uwikłano w kontekst polityczny prok. Różyckiego, a zatem całą tę jednostkę (Prokuraturę Okręgową w Gdańsku - PAP), uważałem, że lepiej będzie przenieść sprawę do Łodzi. Wydaje mi się, że była to (...) decyzja trafna" - dodał.
Wassermann dopytywała o interpelacje poselskie w zakresie przeniesienia sprawy Amber Gold do Łodzi - które jak mówiła - składali m.in. posłowie PiS: Marcin Mastalerek (z 18 września 2012 r.) czy Beata Mazurek (19 września). Jak cytowała, w odpowiedziach na te interpelacje Seremet wskazywał, że nie ma potrzeby przenosić sprawy poza Gdańsk, "że ma pełne zaufanie do prokuratorów gdańskich i nie będzie przeniesienia". Wassermann zwróciła też uwagę na notatkę ze spotkania 4 października 2012 r. Barbary Malczewskiej z PG, która nadzorowała gdańską prokuraturę apelacyjną, w której - jak mówiła Wassermann - stwierdziła, że trzeba "to" jak najszybciej stamtąd zabierać, bo jest bardzo źle.
"Czyli notatka pani prok. Malczewskiej z tego spotkania, która mówi o tym, że sprawa jest prowadzona źle, bez koncepcji, opieszale nie miała znaczenia? Dla pana znaczenie miał artykuł prasowy, a nie notatka prokuratora Prokuratury Generalnej?" - dopytywała. "Wydaje mi się, że tak. Tamte zastrzeżenia można było korygować" - odparł Seremet.
Odpowiadając na pytanie Andżeliki Możdżanowskiej (PSL), ile razy spotkał się z Tuskiem ws. Amber Gold, Seremet odpowiedział, że jakieś trzy razy. "Rozmawialiśmy przede wszystkim, kiedy pan premier zaprosił mnie na spotkanie z udziałem kilku ministrów, którego przedmiotem była konieczność zaradzenia takim wydarzeniom w przyszłości" - powiedział. "Premier był lekko, a może mocno, poirytowany tym, co się stało; krytycznie wyrażał się o działalności różnych służb, w tym także prokuratury" – dodał Seremet. Podkreślił, że Tusk dążył to tego, by przyjąć metody lub zmianę prawa, aby skutecznie walczyć z piramidami finansowymi.
Na pytanie posłanki, czy była wtedy mowa o zatrudnieniu syna Tuska w OLT Express, Seremet odparł: "Nie rozmawialiśmy o tym". "Z innych spotkań wiem, że premier opowiadał, że nie miał z tym nic wspólnego" - dodał.
Zeznał też, że w okresie wakacyjnym 2012 r. rozmawiał o tej sprawie także z ówczesnym szefem KNF Andrzejem Jakubiakiem. "Nasze spotkania zintensyfikowały się po wybuchu afery, dlatego że przygotowaliśmy program szkoleń, opracowaliśmy pewną metodykę działań; uznaliśmy np., że wszystkie pisma KNF trafiają do mnie osobiście w zakresie zawiadomień" – powiedział b. prokurator generalny.
Istotnym elementem przesłuchania była zmiana stanowiska świadka w sprawie skierowanego do niego pisma Jakubiaka z końca listopada 2011 roku. Zawierało ono krytyczne uwagi na temat postępowania ws. Amber Gold. Pismo to nie trafiło jednak do Seremeta - zostało przekazane do departamentu postępowania przygotowawczego PG, który skierował je do zastępcy prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, a stamtąd trafiło do gdańskiej prokuratury okręgowej. Gdyby pismo przewodniczącego KNF trafiło do mnie, sprawa mogłaby przybrać bardziej zdecydowany obrót - przyznał Seremet. Dodał, że w tej sprawie zmienił pogląd prezentowany na początku przesłuchania.
Gdańska prokuratura okręgowa 5 stycznia 2012 r. przygotowała odpowiedź na uwagi szefa KNF. W piśmie tym było przyznanie, że zawieszenie postępowania w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz było niezasadne oraz że pismo w tej sprawie zostało skierowane do tej prokuratury; było też stwierdzenie, że po podjęciu postępowania zostanie ono objęte nadzorem przez prokuraturę okręgową. Jednak pismo prokuratury okręgowej w sprawie wznowienia postępowania trafiło do prokuratury rejonowej dopiero w kwietniu 2012 r., a wznowione wówczas postępowanie nie było objęte nadzorem.
Inny fragment przesłuchania dotyczył rozmowy Seremeta z ówczesnym szefem ABW gen. Krzysztofem Bondarykiem na temat sprawy Amber Gold. Doszło do niej, jak przyznał świadek, późną wiosną lub latem 2012 r.
"Przedmiotem naszej rozmowy było to, że prezes Amber Gold używał jakichś pism ABW, które uznano potem za fałszywki" - powiedział Seremet. Dopytywany przyznał, że rozmowa dotyczyła też tego, jak zająć się sprawą Amber Gold, by nie narazić się na zarzuty szkodzenia przedsiębiorcom. Były prokurator generalny zeznał, że podczas tego spotkania obaj rozmówcy nie mieli pewności, czy Amber Gold to piramida finansowa, ale mieli "takie podejrzenia". Tym niemniej, jak dodał, rozmawiali o tym, jak zająć się sprawą, by nie narażać się na zarzut szkodzenia przedsiębiorcom. Spotkanie, mówił, trwało około pół godziny.
Przyznawał zarazem, że problemy w prokuraturze z takimi sprawami jak Amber Gold wiązały się z m.in. tym, że "istnieje obawa przed wkroczeniem prokuratora na zasadzie kategorycznej, by nie został posądzony o zakłócenie działalności spółki". "Uważano, że prokurator utrudnia działalność przedsiębiorcom, to się przekładało na decyzje podejmowane przez prokuratorów" - mówił Seremet.
Na uwagę szefowej komisji, że prokurator może prowadzić czynności bez "wchodzenia" do spółki, np. przez kontrolę w urzędach kontroli skarbowej, odpowiedział: "Mówię o atmosferze, która jakoś się prokuratorom udzielała, natomiast to nie tłumaczy zaniechań prokuratorów".
Seremet był ponadto pytany, czy jest zadowolony z działalności swojego rzecznika dyscyplinarnego Jacka Radoniewicza, skoro nikt z prokuratury z Gdańska, kto miał do czynienia ze sprawą Amber Gold, nie poniósł konsekwencji dyscyplinarnych.
Odpowiedział, że z działalności rzecznika jest zadowolony, natomiast "inną sprawą" jest działalność sądów dyscyplinarnych. Sądy te, jak dodał, podchodziły czasami "w sposób zbyt restryktywny" do zarzutów rzeczników. "W przypadku jednej z tych spraw (dot. Amber Gold - PAP) wynik postępowania dyscyplinarnego budzi moje poważne zastrzeżenia" - podkreślał.
Postępowania dyscyplinarne miało czworo prokuratorów: Barbara Kijanko, która była prokuratorem referentem sprawy Amber Gold w Prokuraturze Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz; Witold Niesiołowski, który był szefem tej prokuratury do lutego 2011 r.; Marzanna Majstrowicz, która była następczynią Niesiołowskiego i kierowała tą prokuraturą do września 2012 r. oraz Hanna Borkowska, która w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku odpowiadała za nadzór nad Prokuraturą Rejonową we Wrzeszczu. Ostatecznie przed sądem dyscyplinarnym prokuratorzy zostali uwolnieni od zarzutów.
"Każde orzeczenie (dyscyplinarne) praktycznie skończyło się klęską i wielką porażką prokuratury. W związku z tym proszę mi powiedzieć, kto podjął decyzję, że nie będzie podjęta walka na etapie kasacji?" - pytała przewodnicząca komisji Małgorzata Wassermann (PiS). Seremet przyznał: "To była moja decyzja". Dodał, że podjął ją na podstawie analizy, którą przeprowadził razem z rzecznikiem dyscyplinarnym PG Jackiem Radoniewiczem. "Uznawaliśmy, że nie ma możliwości wygrania postępowania kasacyjnego" - tłumaczył. Dodał zarazem: "Patrząc nawet na nietrafność zarzutów, ale jednocześnie na linię orzeczniczą sądów dyscyplinarnych, mimo tych uchybień ze strony pracy rzecznika dyscyplinarnego, pewnie niewiele udałoby się osiągnąć, chyba poza przypadkiem pani Borkowskiej".
Jarosław Krajewski (PiS) przypomniał, że Amber Gold działało w formie tzw. domu składowego, zaś w czerwcu 2010 r. minister gospodarki wykreślił tę spółkę z rejestru domów składowych i zakazał jej prowadzenia działalności w zakresie przedsiębiorstwa składowego. "Czy wie pan, kiedy podległa panu prokuratura postawiła Marcinowi P. (prezesowi spółki - PAP) zarzut prowadzenia nielegalnego prowadzenia przedsiębiorstwa składowego?" - zapytał poseł.
Seremet odpowiedział: "Nie wiem, o ile w ogóle to nastąpiło". "I tu dochodzimy do sedna sprawy, bo tak naprawdę nigdy nie nastąpiło" - odparł Krajewski, zaznaczając, że już w lipcu 2010 r. "prokuratura mogła wykazać się skutecznością i zapobiec dalszemu działaniu spółki".
Marek Suski (PiS) nawiązał z kolei do przejmowania dowodów - nielegalnych nagrań z rozmów polityków - w redakcji "Wprost" w czerwcu 2014 roku. Wskazywał na "niespotykaną nadgorliwość prokuratury", gdy "chodziło o interesy Sienkiewicza, Belki, Tuska, Parafianowicza, Nowaka", bo w ciągu jednego dnia prokuratura wydała wtedy dwa postanowienia o wydaniu rzeczy. Tymczasem "w sprawie Amber Gold, gdy chodziło o pieniądze tysięcy ludzi, była niespotykana opieszałość". "Dlaczego tak było?" - pytał Suski. Seremet przypomniał, że w sprawie "Wprost" uznano, że zagrożony jest interes państwa. "Może chodziło o bezpieczeństwo państwa ministrów, którzy rozmawiali o sprawie Amber Gold i targowali się" - komentował poseł PiS. (PAP)