Polski MSZ potępia atak rakietowy na Damaszek
Polska potępia atak rakietowy na ludność cywilną na przedmieściach Damaszku i wyraża najwyższe możliwe zaniepokojenie w związku z tym, że mógł on być przeprowadzony przy użyciu broni chemicznej - powiedział w czwartek PAP rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Marcin Bosacki.
Podkreślił, że "potwierdzenie tych oskarżeń będzie świadczyło o absolutnie nieakceptowanej kolejnej eskalacji konfliktu i będzie bez względu na okoliczności stanowiło pogwałcenie wszelkich norm prawa międzynarodowego".
Poinformował, że Polska w środę w nocy razem z ponad 30 innymi krajami zaapelowała do sekretarza generalnego ONZ, aby "natychmiast przeprowadził skuteczne śledztwo w tej sprawie, by ustalić wszelkie okoliczności - czy, w jaki sposób i kto użył tej broni".
"Prawdopodobne użycie jest jeszcze bardziej szokujące z tego powodu, że doszło prawdopodobnie do niego w dniu, w którym rozpoczęła swoją misję komisja ONZ, która ma zbadać poprzednie doniesienia o użyciu broni chemicznej w Syrii" - podkreślił rzecznik MSZ.
Syryjska opozycja oskarżyła w środę reżim prezydenta Baszara el-Asada o przeprowadzenie ataku chemicznego, w którym według niektórych źródeł mogło zginąć nawet 1300 osób. Według byłego szefa opozycyjnej Syryjskiej Koalicji Narodowej George'a Sabry w atakach koło Damaszku zginęło 1300 osób.
W związku z zarzutem syryjskiej opozycji w środę na pilnym posiedzeniu przy drzwiach zamkniętych zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ. Oenzetowskiego śledztwa w tej sprawie zażądał m.in. Biały Dom.
Ostatecznie Rada Bezpieczeństwa ONZ oświadczyła, że należy wyjaśnić zarzuty syryjskiej opozycji, iż siły reżimowe użyły w rejonie Damaszku gazu bojowego. Nie zażądała jednak przeprowadzenia śledztwa przez inspektorów ONZ, którzy obecnie przebywają w Syrii.
Według źródeł dyplomatycznych w nowojorskiej siedzibie ONZ, USA, Wielka Brytania i Francja były wśród państw, które domagały się, aby główny inspektor ONZ Ake Sellstroem przebywający obecnie w Syrii na czele 20-osobowej misji ONZ, przeprowadził śledztwo w tej sprawie.
Jednak Rosja i Chiny posiadające w Radzie prawo weta, sprzeciwiły się sformułowaniom jednoznacznie domagającym się takiego śledztwa. Oba te państwa od początku konfliktu syryjskiego konsekwentnie wspierają reżim prezydenta Baszara el-Asada.
W czwartek minister spraw zagranicznych Francji Laurent Fabius oświadczył, że jeśli Rada Bezpieczeństwa ONZ nie będzie w stanie podjąć decyzji w sprawie domniemanego ataku z użyciem gazu bojowego w Syrii, decyzje będą podjęte "w inny sposób". Szef francuskiej dyplomacji nie podał szczegółów.
Fabius stwierdził jednak, że jeśli doniesienia o masowym ataku chemicznym na cywilów na wschodnich przedmieściach Damaszku zostaną potwierdzone, to społeczność międzynarodowa będzie musiała na to odpowiedzieć używając siły.
Według źródeł cytowanych wcześniej przez agencję Reutera wojska reżimowe użyły rakiet z głowicami z gazem na przedmieściach Damaszku - Ain Tarma, Zemalka i Dżobar.
Syryjska telewizja zdementowała informacje o ataku gazowym, cytując źródła rządowe, według których doniesienia te mają na celu odciągnięcie od pracy ONZ-owskich ekspertów ds. broni chemicznej. Minister informacji Omran Ahid ez-Zubi nazwał doniesienia "nielogicznymi i fałszywymi". Także syryjskie dowództwo wojskowe zaprzeczyło tym doniesieniom, twierdząc, że są one oznaką histerii ze strony opozycji.
Od niedzieli w Syrii przebywa 20-osobowa misja ONZ, która ma w trzech miejscach zweryfikować doniesienia o użyciu broni chemicznej w czasie syryjskiego konfliktu. Syryjski rząd zaprzeczał, by w walkach sięgał po taki arsenał. Twierdził jednocześnie, że broni chemicznej użyli rebelianci walczący z siłami prezydenta Baszara el-Asada. (PAP)