Strzelanina w Monachium: napastnik zabił 9 osób i popełnił samobójstwo
18-letni Niemiec pochodzenia irańskiego zastrzelił w piątek w centrum handlowym w Monachium dziewięć osób, a następnie popełnił samobójstwo - poinformowała w sobotę policja. Napastnik działał prawdopodobnie w pojedynkę. Wśród ofiar nie ma Polaków - podało polskie MSZ.
Wśród ofiar piątkowego ataku w Monachium nie ma polskich obywateli - poinformował PAP w sobotę dyrektor Biura Prasowego MSZ Rafał Sobczak. Jak dodał, taką informację polskim służbom konsularnym przekazała niemiecka policja.
"Podczas pościgu, w którym brały udział duże siły policyjne, około godz. 20.30, znalezione zostało ciało mężczyzny, który - jak wynika z dotychczasowego śledztwa - popełnił samobójstwo" - powiedział szef policji w Monachium Hubertus Andra.
Jego zdaniem był to poszukiwany podejrzany. "Informacje, że w przestępstwie uczestniczyły jeszcze inne osoby, nie potwierdziły się" - wyjaśnił komendant monachijskiej policji.
Śledczy ustalili, że napastnik najpierw strzelał w restauracji McDonald's, a potem w centrum handlowym, na terenie którego znajduje się ta restauracja. Później podjął próbę ucieczki. Napastnik strzelał z pistoletu, a nie - jak wcześniej podawano - z broni długiej.
Według Andry podejrzanym jest 18-letni Niemiec pochodzenia irańskiego mieszkający w Monachium. Szef policji sprecyzował później, że mężczyzna miał niemieckie i irańskie obywatelstwo. Mieszkał od dłuższego czasu w Monachium. "Dłużej niż dwa lata" - uściślił pytany przez dziennikarzy.
Andra podkreślił, że na obecnym etapie śledztwa nie można rozstrzygnąć, czy czyn był zamachem terrorystycznym - jak nazwał je prezydent Francji Francois Hollande - czy też raczej wybrykiem szaleńca. "Nie możemy jeszcze nic powiedzieć o motywach" - zastrzegł komendant. "Na razie możemy mówić, że to była strzelanina" - dodał.
Andra dodał, że władze nie widzą podobieństwa między piątkową strzelaniną a poniedziałkowym atakiem w pociągu pod Wuerzburgiem, gdzie 17-letni Afgańczyk zaatakował pasażerów i zranił pięć osób. Powiązana z dżihadystami agencja prasowa Amak opublikowała następnie nagranie z deklaracją 17-latka, że jest żołnierzem Państwa Islamskiego (IS).
Przedstawiciele amerykańskiego wywiadu, na których powołuje się agencja Reutera, twierdzą, że ze wstępnych informacji ich niemieckich odpowiedników wynika, że nie ma wyraźnych powiązań między napastnikiem z Monachium a dżihadystami z IS lub z innych organizacji.
Nie podano imienia i nazwiska napastnika. Andra powiedział, że nie był on wcześniej znany policji.
W sobotę nad ranem policja weszła do mieszkania w monachijskiej dzielnicy Maxvorstadt, gdzie według "Bilda" napastnik mieszkał z rodzicami. "Mieszkał tuż obok mnie" - cytuje "Bild" sąsiada. "Mój znajomy chodził z nim do szkoły, mówił, że był to raczej spokojny facet. Rozpoznał go na nagraniach wideo" - dodał.
Ciało zamachowca zostało znalezione w uliczce nieopodal centrum handlowego. Wcześniej media informowały, że znaleziono je parku w odległości jednego kilometra od miejsca zbrodni. Mężczyzna miał przy sobie czerwony plecak, taki sam jak osoba strzelająca do klientów restauracji McDonald's w centrum handlowym.
Policjanci obawiali się, że w plecaku może być bomba, dlatego do zbadania jego zawartości użyto policyjnego robota, co spowodowało, że operacja znacznie przeciągnęła się w czasie.
Podczas strzelaniny 21 osób doznało obrażeń. 16 z nich jest nadal hospitalizowanych. Stan trzech rannych jest nadal ciężki - powiedział Andra. Wśród rannych są też dzieci, a wśród zabitych nieletni. 100 osób, które w czasie strzelaniny przebywały w budynku, objęto opieką psychologiczną.
W Monachium zaczęła ponownie kursować komunikacja miejska - metro, autobusy i tramwaje. 1,5-milionowe miasto powoli powraca do życia.
Policja uznała sytuację za "ostre zagrożenie terrorystyczne" (niem. akute Terrorlage). Do Monachium skierowano elitarną jednostkę antyterrorystyczną GSG9 oraz inne oddziały specjalne, w tym nowy oddział BFE+ utworzony po zamachach we Francji. W operacji w Monachium brało także udział 42 funkcjonariuszy elitarnej jednostki austriackiej policji Cobra. O wsparcie władze w Wiedniu poprosiła strona niemiecka. W akcji uczestniczyło 2300 policjantów i funkcjonariuszy służb.
Świadkowie wydarzeń twierdzili początkowo, że w zamachu brały udział trzy uzbrojone osoby. Rzecznik policji potwierdził, że funkcjonariusze ścigali "maksymalnie trzy osoby" uzbrojone w broń długą.
Stacje telewizyjne pokazały fragmenty nagrania z telefonu komórkowego, na którym widać ubranego na czarno mężczyznę strzelającego do ludzi przed wejściem do restauracji. Według jednego ze świadków zamachowiec miał krzyczeć "zasr... cudzoziemcy". Inny świadek zeznał, że napastnik wykrzykiwał hasła przeciwko Turkom.
Pierwsze strzały padły o godz. 17.52 w restauracji McDonald's na terenie centrum handlowego Olympia na północy miasta - powiedział rzecznik policji w Monachium Thomas Baumann. W znajdującym się w pobliżu stadionu olimpijskiego centrum jest 135 sklepów, restauracji i kawiarni. Jest to jeden z największych obiektów tego typu w stolicy Bawarii. W piątkowy wieczór centrum odwiedzane jest przez bardzo dużą liczbę klientów.
"Nie wiemy, gdzie znajdują się sprawcy" - podawała policja na Twitterze. Funkcjonariusze z bronią gotową do strzału przeczesywali teren, na którym mogli znajdować się zamachowcy. Przechodnie uciekali w panice z zagrożonego miejsca. Nad miastem krążyły śmigłowce policyjne. Lekarzy i pielęgniarki wezwano w Monachium do szpitali.
Nie potwierdziły się informacje o strzałach w okolicach centrum handlowego Stachus w centrum miasta. Wiadomość o strzelaninie w okolicy jednej z monachijskich redakcji też okazała się nieprawdziwa. Natomiast na lotnisku w Monachium zatrzymano jedną osobę. Jak twierdzi ARD, zatrzymanie nie miało bezpośredniego związku ze strzelaniną.
Policja apelowała do mieszkańców o unikanie miejsc publicznych i o pozostanie w domu. Prosiła też na Twitterze, by nie zamieszczać w internecie żadnych zdjęć ani filmów z działań policji w centrum handlowym Olympia, gdzie doszło do strzelaniny. "Nie wspierajcie sprawców!" - apelowano.
Szef niemieckiego MSW Thomas de Maiziere, który był w piątek w drodze do USA, zdecydował się na natychmiastowy powrót do kraju. Zapowiedział, że w sobotę przyjedzie do Monachium.
W sobotę w południe w Berlinie zbierze się federalny gabinet bezpieczeństwa składający się z przedstawicieli ministerstw odpowiedzialnych za bezpieczeństwo kraju. Wydarzenia w Monachium to drugi w ciągu kilku dni incydent o podłożu terrorystycznym, po ataku pod Wuerzburgiem.
Prezydenci USA i Francji zaoferowali władzom niemieckim wszelkie wsparcie, jakiego potrzebują po strzelaninie.
"Nie wiemy na razie, co się dokładnie dzieje, ale oczywiście nasze myśli są z tymi, którzy mogli odnieść rany" - powiedział w piątek Barack Obama. Dodał, że "Niemcy są jednym z najbliższych sojuszników USA, więc zaoferujemy wszelkie wsparcie, którego mogą potrzebować, by stawić czoła sytuacji"
Z kolei Pałac Elizejski podał, że prezydent Francois Hollande przekazał "osobiste przesłanie wsparcia" niemieckiej kanclerz Angeli Merkel.
Prezydent Niemiec Joachim Gauck oświadczył, że jest "głęboko wstrząśnięty" morderczym atakiem.
Agencja Reutera przypomina, że w piątek przypadała piąta rocznica masakry w Norwegii, dokonanej przez Andersa Behringa Breivika. Breivik, który w Oslo i na wyspie Utoya zabił 77 osób, to bohater skrajnie prawicowych bojowników w Europie i Ameryce
"Straszne zabójstwa w Monachium. Dochodzi do nich w tym samym dniu, w którym opłakujemy i pamiętamy przerażający akt terroru, który pięć lat temu tak mocno uderzył w Norwegię" - napisał na Twitterze norweski minister spraw zagranicznych Borge Brende.(PAP)