KRD: gapowicze winni są miejskim przewoźnikom prawie 350 mln zł
300 tys. gapowiczów, przyłapanych na jeździe bez biletu, musi zwrócić miejskim przewoźnikom w całej Polsce prawie 350 mln zł; zalegają oni z zapłatą za ponad 915 tys. mandatów, a w ciągu roku kwota tego zadłużenia wzrosła o 30 proc. - wynika z raportu Krajowego Rejestru Długów.
"Taki wzrost nie oznacza, że korzystający z transportu miejskiego nagle przestali płacić za przejazdy" - wskazał, cytowany w komunikacie KRD, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów Adam Łącki. Tłumaczył, że powodem wzrostu kwoty zadłużenia jest położenie większego nacisku na walkę z gapowiczami, a co za tym idzie - lepsza skuteczność w ich łapaniu. "350 mln zł to kwota, za którą mogliby kupić około 150 nowych autobusów, które z pewnością przydałyby się pasażerom" - wskazał.
Jak podał KRD, statystyczny gapowicz to mężczyzna w wieku 26-35 lat pochodzący z Mazowsza. Bez biletu został zatrzymany przez kontrolera 3 razy, a do oddania ma średnio 1167 zł. "60 proc. dłużników dopisanych przez przewoźników miejskich, to mężczyźni" - podkreśla Łącki. Dodał, że ich zadłużenie wynosi 210 mln zł.
"Gapowiczem rekordzistą również jest mężczyzna. Ten Wielkopolanin uzbierał dług, który wynosi aż 92 tys. zł. Na drugim miejscu tego niechlubnego podium znalazła się kobieta ze świętokrzyskiego, która musi oddać komunikacji miejskiej 71 tys. zł. Ostatnie miejsce przypadło panu, który mieszka na Mazowszu, a jego zadłużenie wynosi 41 tys. zł" - czytamy w raporcie.
Wśród rekordowych gapowiczów na "wyróżnienie" zasługuje Wielkopolanin, który ma na koncie dług w wys. 92 tys. zł. Na drugim miejscu wśród dłużników znalazła się kobieta z woj. świętokrzyskiego, która musi oddać komunikacji miejskiej 71 tys. zł.
Jak podkreślił, cytowany w komunikacie, Igor Krajnow z Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie gapowicze tłumaczą się najczęściej, że nie zdążyli skasować biletu, czy nie mieli gdzie go kupić. Wielu zasłania się zapominalstwem lub tym, że do przejechania mają tylko jeden przystanek. Zdarzają się jednak też tacy, którzy udają obcokrajowców nie mówiących po polsku.
Według Krajnowa, najskuteczniejsze w walce z osobami jeżdżącymi bez biletu są jak najczęstsze kontrole. "Zwiększamy systematycznie ich liczbę oraz liczbę kontrolerów" - podał Krajnow, dodając: "Pracujemy stale nad podnoszeniem skuteczności windykacji i obecnie jej współczynnik przekracza już 60 proc.".
KRD zauważył, że wciąż wielu dłużników liczy na to, że uda im się uniknąć zapłacenia kary, poprzez np. odwlekanie zapłaty w czasie. "Roszczenie z tytułu niezapłaconego mandatu za jazdę bez biletu ulega przedawnieniu po upływie roku" - wyjaśnił, cytowany w komunikacie, radca prawny Konrad Siekierka z kancelarii prawnej Via Lex. "Jeśli jednak przewoźnik postara się o sądowy nakaz zapłaty, przerywa bieg przedawnienia. Wtedy ma jeszcze 10 lat na dochodzenie należności" - zaznaczył prawnik.
KRD przypomniał, że za niezapłacony mandat, na podstawie ustawy, można trafić także do biura informacji gospodarczej, a figurowanie w Krajowym Rejestrze Długów ogranicza dostęp do kredytów, pożyczek czy usług abonamentowych. (PAP)