Eksperci: 100 dni rządu - teatr polityczny, który nigdy się nie nudzi
Przy okazji 100 dni rządu politycy odgrywają z góry zaplanowane role - rząd się chwali, opozycja krytykuje. Ale i tak w teatrze politycznym chętnie biorą udział kolejne rządy - mówią PAP politolodzy. Jak z Bondem, wiemy, co się stanie, a i tak oglądamy - dodają.
Prof. Wawrzyniec Konarski z Uniwersytetu Warszawskiego powiedział PAP, że formuła 100 dni oceny prac rządu jest dość stara jak na polskie warunki. Przypomniał, że pojawiła się w 1981 roku, kiedy szefem rządu został Wojciech Jaruzelski i prosił "Solidarność" o 100 dni spokoju.
"100 dni to dobry okres, kiedy można zweryfikować osiągnięcia ekipy rządowej. Taka formuła została przyjęta przez kolejne rządy w III RP, niemal każdy polski rząd się nią posługuje. Jest to o tyle łatwiejsze do zastosowania, że w Polsce nie istnieje audyt polityczny, który pozwalałby na uwiarygodnienie lub wykazanie braku wiarygodności rządu, który zdobył władzę na kanwie haseł zgłaszanych w kampanii wyborczej" - zauważył ekspert.
Zastrzegł jednocześnie, że wyborcy "nie do końca" otrzymują rzetelną ocenę prac rządu. "Radzie Ministrów zależy na apologetyce swoich dokonań, z drugiej strony otrzymujemy skrajną, krytyczną opinię ze strony opozycji. W istocie mamy dwie kompletne interpretacje wizerunkowe tego, co rząd zrobił przez 100 dni. Społeczeństwo musi wyciągnąć wnioski, jakie są dokonania rządu w rzeczywistości" - powiedział Konarski.
Ekspert przyznał, że - z punktu widzenia opinii publicznej - bilans 100 dni obecnego rządu nie wypada źle. "PiS wciąż dysponuje bardzo dużą przewagą w sondażach nad następnymi partiami" - zauważył.
Również prof. dr hab. Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW uważa, że formuła przedstawiania dokonań rządu po 100 dniach pochodzi z lat 80., gdy w zaostrzającej się sytuacji politycznej i społecznej w Polsce, gen. Jaruzelski prosił o 100 dni spokoju.
Jak ocenił, każdy rząd rozumie maksymę, że nieobecni w mediach nie mają racji, dlatego - jego zdaniem - 100 dni rządu - to świetna okazja, żeby przypomnieć opinii publicznej, że rząd sprawnie działa. "Przedstawienie bilansu 100 dni rządu, to obecnie rutyna dla rządzących. W ostatnich latach polityka bardzo się zmieniła, absencja w mediach staje się problemem" - podkreślił ekspert.
"W ciągu ostatnich 25 lat były ugrupowania, które były traktowane przez główny nurt dobrze i takie, które były traktowane jako incydent, jako ugrupowania, które sprawują władzę, a nie powinny. Na jednej szali można postawić rządy SLD i PiS - które zawsze przez główny nurt opinii publicznej były traktowane jako przejściowe, jako budzące obawy, takie którym można mniej, na drugiej szali były rządy z udziałem Unii Wolności, AWS i Platformy" - ocenił Chwedoruk.
Dlatego - przekonuje ekspert - obecny rząd ma pewien problem, "ponieważ istotnej części elity opiniotwórczej, jawi się jako stan nienormalności". "To wymaga szczególnego kontaktu z opinią publiczną, poszukiwania bezpośrednich, innych niż zwykle kanałów kontaktu z wyborcami. Stąd 100 dni rządu to dla obecnej ekipy rządowej dobry moment na dotarcie do opinii publicznej" - ocenił Chwedoruk.
Według dr. Jarosława Flisa z UJ formuła 100 dni to dla rządu okazja do świętowania. "To takie symboliczne urodziny, rząd raz na rok świętuje swoje dokonania" - zaznaczył. Jak dodał, rządy zarówno PO, jak i PiS przeprowadzały takie "teatry polityczne". "Po 100 dniach to jest już taki moment, kiedy można pokazać kroki, które rząd zrobił. Rząd chce też podtrzymać falę entuzjazmu po zwycięstwie wyborczym" - ocenił.
"Rządy po zwycięstwie w wyborach zwyczajowo zyskują w sondażach, po trzech miesiącach entuzjazm raczej się wyczerpuje, dlatego rząd próbuje podtrzymać zainteresowanie, chce żeby ta słodka chwila jeszcze trwała, zanim zacznie pojawiać się zniechęcenie, zanim zaczną wychodzić błędy, czy wątpliwości techniczne" - powiedział Flis.
Zdaniem politologa 100 dni to symboliczny termin, ponieważ wcześniej rząd mógł opowiadać, że miała za mało czasu na przeprowadzenia zmian, ale po tym terminie nie wypada już tak mówić i trzeba pokazać konkretne dokonania. "Kumuluje się też popyt ze strony mediów z podażą ze strony rządzących, to dobra okazja do świętowania" - podkreślił.
Według Flisa, wydarzenie związane ze 100 dniami to teatr z rozpisanymi rolami. Ale - jak zastrzegł, nie znaczy to, że obywateli nie interesują informacje o dokonaniach rządu i jego planach na najbliższy czas. "W teatrze, jak grają Hamleta, to role też są z góry rozpisane, ale ludzie oceniają przedstawienie nie tylko z tego względu, co Hamlet powie, ale także jak powie. Jedne ekranizacje Hamleta są uważane za lepsze, a inne nie" - zaznaczył.
"Wchodzi nowy Bond i wiadomo, że się dobrze skończy, będzie piękna dziewczyna, cały szereg niebezpieczeństw, ale i tak każdy odcinek jest inaczej oceniany przez widzów. Podobnie ma się sprawa z wydarzeniami związanymi ze 100 dni rządu" - zauważył politolog. (PAP)