Kryzys migracyjny w Europie - wyzwanie dla Turcji i szansa na zbliżenie z UE
Turcja to główny kraj tranzytowy dla uciekinierów z Bliskiego Wschodu, w tym z ogarniętej wojną Syrii, do UE. Wobec kryzysu migracyjnego unijna propozycja wsparcia finansowego dla Ankary, by powstrzymać napływ uchodźców, podnosi jej międzynarodową rangę.
Unijna propozycja pokazuje zarazem stopień zależności UE od polityki Ankary oraz wzmacnia, przynajmniej wizerunkowo, rządzącą w Turcji konserwatywno-islamistyczną Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) na kilka dni przed niedzielnymi wyborami - mówi PAP Krzysztof Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). Ekspert jest ostrożny co do skuteczności tej rysującej się turecko-unijnej współpracy.
"Po pierwsze, należy oddać Turcji, że od samego początku przyjmowała uchodźców. Jest państwem, w którym jest najwięcej uchodźców syryjskich na świecie" - podkreśla. Szacuje się, że razem z innymi uchodźcami jest to obecnie ok. 2,5 mln ludzi. Turcy wydali na tę pomoc prawie 8 mld euro. "Jeśli to porównujemy z 600 tys. uchodźców, którzy znaleźli się w całej, dużo bogatszej Unii, trzeba przyznać, że Turcja wzięła na siebie duży ciężar i go niesie od paru lat. Z drugiej strony widać, że jest to dla niej zbyt trudne" - ocenia Strachota.
W obozach dla uchodźców w Turcji żyje ok. 8 proc. uchodźców z Syrii, a reszta poza nimi, rozrzucona po całym kraju. "Turcy są tym zmęczeni, narastają negatywne postawy wobec uchodźców w społeczeństwie" - wskazuje Strachota, zastrzegając, że kwestia ta nie była jednak istotnym elementem kampanii wyborczej.
Zwraca uwagę, że "odpływ uchodźców z Turcji do Europy jest dla Ankary ulgą". "Mamy tu pewną sprzeczność z interesami unijnymi, bo to, co jest problemem na Unii, jest swego rodzaju lekarstwem dla Turcji" - tłumaczy. I wskazuje, że to samo widać we wszystkich krajach na szlaku migracyjnym, które próbują bronić się przed uchodźcami, czy przekazywać ich gdzieś dalej, czyli po prostu do Niemiec.
Strachota jest ostrożny co do skuteczności tej rysującej się współpracy unijno-tureckiej. "Przypomnę, że Unia liczy, iż przekazując duże pieniądze Turkom, powstrzyma odpływ uchodźców z Turcji do siebie. Liczy na to, że Turcja u siebie wprowadzi zmiany prawne względem uchodźców oraz w relacjach z UE, które pozwolą dać uchodźcom lepszą ochronę w Turcji i zachęcić ich do pozostania w tym kraju" - zauważa rozmówca PAP. "Unia zabiega także o możliwość odsyłania w przyszłości uchodźców z UE do Turcji, z tym, że wciąż jeszcze nie podjęto kluczowych decyzji politycznych, ani nie wypracowano praktycznych mechanizmów. Zależy to zarówno od determinacji Turków, jak i UE do realizacji tych postanowień" - zastrzega.
Ekspert OSW zwraca uwagę, że w Syrii mamy obecnie nową fazę konfliktu i możemy się spodziewać, że znowu w Turcji nagle zjawi się kilkaset tysięcy uchodźców. "Na początku czerwca 2014 r. Turcja miała ok. 700 tys. uchodźców z Syrii, a w grudniu - już ok. 1,5 mln, co było w dużym stopniu związane z ofensywą Państwa Islamskiego (IS) w Syrii i Iraku" - przypomina Strachota. "Gdyby dzisiaj miała się pojawić stutysięczna, czy półmilionowa rzesza uchodźców w Turcji, to wszystkie ustalenia, wszystkie środki zaradcze, połowiczne zresztą, które proponuje teraz UE, znów okażą się być niewystarczające" - zaznacza.
"Został wykonany duży krok naprzód, UE dostrzegła Turcję i próbuje znaleźć sposób na współpracę, ale Ankara podchodzi do tego z dużą ostrożnością i dystansem. Miejmy nadzieję, że polityka ta powoli zacznie działać, ale nie można się łudzić, że rozwiąże to problem, a tym bardziej że zabezpieczy przed jego narastaniem ze względu na sytuację w Syrii" - ocenia.
Strachota odniósł się również do kontrowersyjnej wizyty kanclerz Niemiec Angeli Merkel w Turcji w ogniu kampanii wyborczej i przedstawienia przez nią oferty pomocy finansowej i ewentualnego przyspieszenia procesu akcesji do UE w zamian za pomoc w opanowaniu napływu uchodźców do Europy. "Proces akcesyjny obejmuje 35 rozdziałów, które trzeba zamknąć. Turcja ma zamknięty zaledwie jeden rozdział. Mówimy w tej chwili o otwarciu negocjacji trzech-czterech kolejnych. To jest ogromny i żmudny proces i Europejczycy zdają sobie sprawę, że nie grozi akcesją w najbliższym czasie. Perspektywa członkostwa Turcji w UE jest tak odległa, że nawet wykluczające taką możliwość Niemcy mogły sobie na taką propozycję pozwolić" - uważa Strachota.
W jego opinii Turcy mają świadomość, że nierealistyczne jest, by ich kraj w wyraźnej przyszłości wszedł do UE. "W związku z tym wrzucenie kwestii akcesyjnej dzisiaj do debaty publicznej ma charakter polityczny, propagandowy, ma poprawić samopoczucie" - ocenia analityk. "Europa pokazuje, że cofnęła się o dwa kroki, wychodzi Turcji naprzeciw, a Turcy z kolei punktują Europę, że jednak zasługują być w klubie bardziej elitarnych państw" - dodaje.
"Władze tureckie, prezydent Recep Tayyip Erdogan i AKP mogą mówić: +Mieliśmy rację, że Europa ma fobie, ale teraz, w obliczu kryzysu migracyjnego, musiała uderzyć się w piersi, uznaje nas za państwo demokratyczne+" - wskazuje ekspert. "Przy okazji na użytek wewnętrzny władze pokazują, że to ich polityka sprawiła, iż Turcja zbliża się do Europy" - dodaje. Według Strachoty ta retoryka Ankary "nie ma praktycznego znaczenia, gdyż proces akcesyjny jest żmudny i nikt jeszcze do niczego się nie zobowiązał; ani jedna strona nie wierzy w szybki czy jakikolwiek sukces tego procesu". "Jest on wygodny politycznie, bo wygląda na ogromne ustępstwo ze strony UE wobec Turcji. Turcja może tym grać politycznie na arenie wewnętrznej, ale jest to bardziej symboliczne" - ocenia.
Spytany o kierunki tureckiej polityki zagranicznej Strachota zwraca uwagę, że w Turcji głęboko obecne są dwa przeciwstawne prądy, które wskutek jakichś wydarzeń potrafią ujawnić się z dużą siłą. "Z jednej strony jest to fascynacja Europą i Zachodem, chęć rozwoju, modernizacji, awansu cywilizacyjnego do poziomu ligi europejskiej. Z drugiej - jest poczucie dużej krzywdy zaznanej ze strony Zachodu, antyzachodnich resentymentów, przekonania o własnej wielkości, istnienia trochę w opozycji do Europy. To w Turcji jest i zawsze było obecne, również w tej chwili" - wyjaśnia.
"Dlatego - jak dodaje - opinia publiczna w różnych momentach była albo za integracją, albo bardzo krytycznie wypowiadała się o Europie. Łatwo można znaleźć przykłady świadczące o sile proeuropejskich aspiracji Turcji, czy wręcz przeciwnie – o antyzachodnim nastawieniu". "Tak czy inaczej AKP jest przekonana o sile Turcji, o ogromnej roli, którą odgrywa i powinna odgrywać w świecie. Turcy prowadzą bardzo ambitną politykę i na Bliskim Wschodzie i na świecie, licząc że to jest z jednej strony wyraz budowania samodzielnej pozycji Turcji, a z drugiej - podniesienia swojej atrakcyjności względem Europy" - tłumaczy Strachota.
Według niego im bardziej Turcja będzie silna, ważna na międzynarodowej scenie politycznej, tym bardziej UE będzie zainteresowana współpracą z Turcją, a ta będzie mogła dyktować lepsze warunki tej współpracy – takie jest przynajmniej mocne przekonanie tureckiej elity rządzącej. "Te dwa procesy, pozornie ze sobą sprzeczne – aspiracje proeuropejskie i jednocześnie budowa własnej mocarstwowości, czy antyzachodnie nastroje – zawsze były, są i będą równoległe w Turcji" - konkluduje.
Rozmawiała Karolina Cygonek (PAP)