Kopacz: m.in. Dorn i Napieralski dołączają do drużyny PO
Ludwik Dorn kandyduje z listy PO do Sejmu, a Grzegorz Napieralski, z poparciem PO - do Senatu. Do "drużyny PO" dołączają ludzie, którzy rozumieją jakim zagrożeniem są rządy Jarosława Kaczyńskiego - stwierdziła premier Ewa Kopacz na Radzie Krajowej, która zatwierdziła listy wyborcze PO.
Trzecią osobą, która dołączyła w środę do "drużyny PO" jest Michał Mazowieckiego - syn pierwszego niekomunistycznego premiera po 1945 r. Tadeusza Mazowieckiego.
Na listach, zatwierdzonych przez Radę Krajową przy 3 głosach sprzeciwu i 3 wstrzymujących się, nie ma nazwiska b. europosła Pawła Zalewskiego, który miał kandydować z okręgu podwarszawskiego i nie zgodził się z ostateczną propozycję zarządu partii, by wystartował z Radomia. Decyzja Rady Krajowej oznacza też m.in., że szef MSZ Grzegorz Schetyna, który politycznie związany jest z Dolnym Śląskiem i stamtąd dotychczas kandydował, tym razem ubiegać się będzie o mandat w Kielcach.
Dorn zajmuje drugie miejsce listy PO w wyborach do Sejmu w okręgu radomskim (okręg nr 17), a Napieralski jest popieranym przez PO kandydatem do Senatu w okręgu 98 w woj. zachodniopomorskim. Z kolei Michał Mazowiecki startuje z ostatniego miejsca na warszawskiej liście (okręg nr. 19).
Kopacz oświadczyła na posiedzeniu Rady, że PO powinna zwyciężyć, jako "koalicja wolnych ludzi", bo - jak mówiła - "stawką tych wyborów jest przyszłość wszystkich Polaków". Przekonywała, że tylko PO ma siłę, żeby uchronić Polskę, by nie stała się państwem jednej partii. "Mam tu tysiąc nazwisk, popatrzcie, to jest nowa drużyna Platformy Obywatelskiej. Są w niej ludzie odważni i zdeterminowani, gotowi do wyrzeczeń i ciężkiej pracy, ludzie, od których będzie zależeć przyszłość Polek, Polaków i przyszłość Polski" - mówiła premier.
Wskazywała, że na listach Platformy znajdą się także ludzie do tej pory niezwiązani z polityką, m.in. naukowcy, lekarze, sportowcy. Podziękowała kandydatom za odwagę i chęć walki o Polskę. "Wiemy przecież, z czym łączy się włączenie się w politykę po stronie PO. Oni też to wiedzą, mówię właśnie do nich: będziecie obrażani, odsądzani od czci i wiary, będą wam odbierać prawo do patriotyzmu, będą buczeć, zacznie się szukanie na was haków, prześwietlanie przeszłości" - mówiła premier. "Wszystko dlatego, że ośmieliliście się dołączyć do nas, a nie do Jarosława Kaczyńskiego" - powiedziała.
Przedstawiając Dorna (b. bliskiego współpracownika J. Kaczyńskiego, byłego wiceprezesa PiS, b. wicepremiera i szefa MSWiA w rządzie PiS), Napieralskiego (b. polityka SLD i b. szefa tej partii) i Mazowieckiego, szefowa rządu mówiła, że są to osoby, "które rozumieją jakim zagrożeniem dla naszego kraju są rządy Jarosława Kaczyńskiego i które ilustrują, że Platforma Obywatelska jest formacją otwartą".
Mazowiecki powiedział, że tylko z Platformą można nadal budować Polskę, bo każda inna formacja, "w szczególności jedna, o której wszyscy doskonale wiemy, może tylko zniszczyć ten kraj". "Wszystkie ręce na pokład, bądźmy razem i wtedy zwyciężymy" - przekonywał.
Z kolei Dorn powiedział, że "przyszedł tu z daleka". "Bo to ja byłem wicepremierem i ministrem spraw wewnętrznych w tej straszliwej ekipie, o której mówił pan Michał Mazowiecki" - dodał. Mówił, że przez ostatnie 8 lat był w opozycji wobec PO. "Niektóre moje krytyki bym wycofał, niektóre złagodził, a niektóre podtrzymał. Stąd pytanie, dlaczego w takim razie, skoro wiele jest krytyk, które bym podtrzymał, jestem tu? Zwłaszcza, że ja już pożegnałem się z polityką i to PO złożyła mi ofertę, z której po rozmowach skorzystałem" - stwierdził Dorn.
Według niego, Polsce potrzebna jest zmiana i jest pytanie o to, jak i jaką zmianę wprowadzać. "Jeśli mam do wyboru między formacją, która powiązana jest z ziemią, z rzeczywistością, niekiedy aż tak bardzo, że cokolwiek za bardzo do niej przylega, i formacją, która buja w stratosferze, to dla dobra Polski, dla dobrej i bezpiecznej zmiany, wybieram tę formację pierwszą" - tłumaczył swą decyzję Dorn.
Napieralski z kolei przekonywał, że jeżeli Polska nie będzie nowoczesna, nie postawi na badania, edukację, jeżeli nie będzie otwarta, to przegra. "Wierzę głęboko, że to, co się dzieje tutaj na sali w Warszawie, to też początek czegoś nowego, czegoś szerszego, otwartego, dlatego że te wybory, które nadchodzą, będą dla nas Polaków bardzo ważne. To nowe otwarcie, to tak naprawdę spoglądanie w przyszłość i takie spoglądanie w przyszłość mi się marzy. Marzy mi się Polska otwarta, nowoczesna, bez sporów i kłótni, bo nawet jak się różnimy, to powinniśmy się różnić pięknie" - powiedział były szef SLD.
Premier mówiła o tym, że tylko PO ma siłę, żeby uchronić Polskę, by nie stała się państwem jednej partii, własnością jednego człowieka, który się schował i rządzi z ukrycia. "Światła nie chowa się pod korcem. Jeśli ktoś ma czyste intencje, nie musi się z tym ukrywać" - oświadczyła Kopacz.
Jak zauważyła, w PiS też ostatnio zapadały decyzje co do list. "Ale nie dowiemy się, czy są one trudne, czy łatwe, bo tam podejmuje je jedna osoba. I dla ułatwienia dodam, że nie jest to Beata Szydło. Różnica między nami jest taka, jak między demokracją a demokracją ludową - i to jest prawdziwa stawka tych wyborów. Rodzi się więc pytanie: czy zwycięży żądza władzy ukrywającego się w cieniu człowieka, lalkarza pociągającego za sznurki swoich marionetek, czy też Polska będzie normalną, zachodnią demokracją" - mówiła
Zapewniała zarazem, że jej słowa nie mają na celu straszenia kogokolwiek. "Zwolennikom utraty zbiorowej pamięci mówię: trzeba pamiętać. Rozumiem tych, którzy chcą, żeby zapomnieć rządy Jarosława Kaczyńskiego. Prawda boli i jest zawstydzająca dla PiS. Ale my pamiętamy kłótnie i wstyd, jaki przynosiły nam rządy PiS w Europie" - powiedziała.
Pytała ona zebranych podczas Rady Krajowej PO, czy wyobrażają sobie, by za rządów PiS wybrano Polaka na szefa Parlamentu Europejskiego, albo prezydenta Rady Europejskiej, nawiązując do funkcji sprawowanych w przeszłości przez Jerzego Buzka, a obecnie przez Donalda Tuska. Wspomniała o nowych drogach, dworcach, stadionach, Orlikach, powstałych za rządów PO. "Podniesiono o sto procent płacę minimalną, wydłużono do 52 tygodnie urlopy rodzicielskie, zalegalizowano in vitro, dzieci z pierwszych klas otrzymały darmowy podręcznik szkolny, zniesiono przymusowy pobór do wojska. Wyobrażacie to sobie?" - mówiła.
W jej ocenie, za rządów PiS nic podobnego nie mogło się zdarzyć, bo "oni mają serce do innych rzeczy". "Stawką w tych wyborach jest albo dalszy kierunek na Zachód, albo marnowanie szansy na dobrobyt. Jest pytanie, czy zwycięży plan osobistej zemsty Jarosława Kaczyńskiego, czy plan budowy dobrobytu Polaków, który przygotowaliśmy" - mówiła.
Kopacz zaapelowała też o zmianę m.in. do prezesa PiS. "PiS mówi nam +chcemy zmiany+, ja odpowiadam: +to się zmieńcie+" - powiedziała Kopacz. "Panie prezesie Kaczyński, niech pan się zmieni, niech pan zacznie uśmiechać się do ludzi, niech pan ich polubi wreszcie" - oświadczyła. Zwróciła się też m.in. do posła Antoniego Macierewicza, by "przestał poruszać się w oparach absurdu".
Zgodnie ze środową decyzją Rady Krajowej, Kopacz otwiera warszawską listę PO; pod Warszawą jedynką jest marszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak znalazł się na czele listy PO w Wałbrzychu, szef MSZ Grzegorz Schetyna - w Kielcach, a wiceszef MSZ ds. europejskich Rafał Trzaskowski - w Krakowie. Liderką listy wrocławskiej jest obecna senator PO Alicja Chybicka, gdyńskiej - koordynator ds. służb specjalnych Marek Biernacki, a łódzkiej - rektor UŁ, prof. Włodzimierz Nykiel. Minister zdrowia prof. Marian Zembala będzie otwierał listę PO w Katowicach, minister sportu Adam Korol - w Gdańsku, a rzecznik rządu Cezary Tomczyk - w Sieradzu. Liderem listy poznańskiej został młociarz, olimpijczyk Szymon Ziółkowski. Szef MAC Andrzej Halicki otrzymał dwójkę w Warszawie.
B. polityk PiS, obecnie doradca premier Kopacz Michał Kamiński otrzymał drugie miejsce na podwarszawskiej liście; b. działaczka opozycyjna Henryka Krzywonos-Strycharska będzie dwójką w Gdyni; b. minister sprawiedliwości Cezary Grabarczyk będzie dwójką na liście w Łodzi; Jacek Protasiewicz dwójką na liście we Wrocławiu; a b. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz otrzymał ostatnie miejsce w Szczecinie. Dwójką w Szczecinie będzie Sławomir Nitras, a jedynką - senator Norbert Obrycki.
Paweł Zalewski, z którym PAP nie udało się w środę skontaktować, miał być na trzecim miejscu listy do Sejmu w okręgu podwarszawskim, ale zarząd PO zaproponował mu start z innego okręgu - radomskiego. Odnosząc się do decyzji zarządu Zalewski mówił, że jest związany z Warszawą i wyborcami z regionu warszawskiego i nie chce być "spadochroniarzem" w innym okręgu. Ponadto wyrażał się krytycznie o tym, że w wyborach z listy PO w okręgu podwarszawskim (z drugiego miejsca) startować będzie b. polityk PiS, obecnie doradca premier Kopacz Michał Kamiński, a ponadto z poparciem Platformy do Senatu będzie startował b. wicepremier w rządzie PiS i b. lider LPR Roman Giertych. Zalewski, podobnie jak Dorn, był w przeszłości politykiem PiS.
Dorn to wieloletni parlamentarzysta, w przeszłości był bliskim współpracownik J.Kaczyńskiego, współtwórca PiS, swego czasu zwany był nawet "trzecim bliźniakiem". Po wygranych przez PiS wyborach 2005 r. Dorn był wicepremierem, szefem MSWiA, następnie marszałkiem Sejmu. Jego relacje z szefem PiS zaczęły się psuć po przegranej tej partii w wyborach parlamentarnych 2007 r. W listopadzie 2007 r. został zawieszony w prawach członka PiS, a w 2008 r. na wniosek J. Kaczyńskiego został usunięty z partii.
Dorn ukończył Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. W czasach PRL działał w opozycji demokratycznej, był działaczem Komitetu Obrony Robotników o członkiem NSZZ "Solidarność". W 1989 roku, wraz z Antonim Macierewiczem, Dorn założył Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, które opuścił po czterech tygodniach. Rok później został członkiem założonego przez J.Kaczyńskiego Porozumienia Centrum. W 1991 r. pełnił funkcję kierownika Zespołu Analiz przy Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. W 2001 r. razem z J. Kaczyńskim powołał do życia kolejną partię - PiS, której był przez lata wiceprezesem.
Po wygranych przez PiS wyborach w 2005 r. - został w rządzie PiS wicepremierem i szefem ówczesnego MSWiA. Z kierowania resortem zrezygnował w lutym 2007 r. z powodu - jak mówił - tego, że miał odmienną niż premier opinię w ważnej sprawie resortowej. Nieoficjalnie wiadomo, że powodem był jego konflikt z ówczesnym szefem resortu sprawiedliwości - Zbigniewem Ziobro. Przestał być szefem resortu, ale nie wicepremierem, z tej funkcji odszedł w kwietniu 2007 r. gdy został wybrany na marszałka Sejmu. Opozycja bardzo źle oceniała kierowanie pracami Sejmu przez Dorna, były próby odwołania go z tej funkcji.
W tamtym okresie pogłębiały się różnice między Dornem a kierownictwem PiS, a do jawnego rozdźwięku doszło po przegranych przez PiS wyborach 2007 r. Dorn krytykował wówczas przywództwo partii, domagał się reform wewnętrznych, powiedział wówczas m.in. że politycy PiS muszą postawić się przed "trybunałem rozumu politycznego". Jesienią 2007 r. zrezygnował z funkcji wiceszefa partii - wraz m.in. z Pawłem Zalewskim - następnie został zawieszony w prawach członka PiS, a w październików 2008 r. na wniosek J. Kaczyńskiego został z niej usunięty. Następnie związał się z ugrupowaniem Polska Plus, tworzonym przez działaczy związanych z projektem Polska XXI - był nawet jej kandydatem w wyborach prezydenckich w 2010 r. Jednak po katastrofie pod Smoleńskiem zdecydował się wycofać z wyścigu o urząd prezydencki. Z Polski Plus Dorn wycofał się w związku z decyzją tej partii o poparciu J. Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.
Dorn ponownie nawiązał współpracę z PiS w grudniu 2010 r. - pozostał posłem niezrzeszonym, jak mówił nie ma mowy o jego powrocie do PiS, ale ustalono, że w 2011 w wyborach będzie kandydował z list PiS. Sam Dorn stwierdził wówczas, że miał do wyboru albo współpracę z realną, najsilniejszą partią opozycyjną, albo udział w tworzeniu nowej opozycji - czyli w praktyce ugrupowania Polska Jest Najważniejsza, które tworzyli wówczas inni byli politycy PiS.
Zasiadał w Sejmie III, IV, V, VI i obecnej VII kadencji - mandat w 2011 r. zdobył z list PiS, ale najpierw pozostawał posłem niezrzeszonym, a potem wstąpił do klubu Solidarnej Polski - kolejnego ugrupowania stworzonego przez b. polityków PiS, w tym Ziobrę. Po rozpadzie klubu pozostał posłem niezrzeszonym. Uznawany był niejednokrotnie za jednego z najbardziej merytorycznych posłów. Jednocześnie znany jest z ostrego języka i kontrowersyjnych wypowiedzi - w 2005 r. w okresie konfliktów na tle niepodpisania przez lekarzy kontraktów z NFZ i zamykania przez nich gabinetów, Dorn powiedział m.in. że istnieje możliwość "wzięcia lekarzy w kamasze", aby wykonywali swoje obowiązki. W 2006 roku swoich antagonistów politycznych i ideowych Dorn określił z kolei mianem "wykształciuchów".
Z kolei Napieralski to poseł kilku kadencji, były szef SLD i dotychczas szef regionalnego zachodniopomorskiego zarządu SLD. Jako 21-latek wstąpił do ówczesnej Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej. Tam działał m.in. w młodzieżówce SdRP - Frakcji Młodych. W latach 1995-1999 pełnił funkcję sekretarza SdRP w Szczecinie; następnie - po przekształceniu SdRP w SLD - został szefem Sojuszu w Zachodniopomorskiem, a także sekretarzem Rady Krajowej partii. W roku 2004 był wiceszefem SLD, a na konwencji 29 maja 2005 r. - po ustąpieniu ówczesnego kierownictwa Sojuszu z b. premierem Józefem Oleksym na czele - nieoczekiwanie został wybrany na sekretarza generalnego partii. Nowym przewodniczącym SLD został wtedy jego rówieśnik (obaj mieli wtedy po 31 lat) - ówczesny minister rolnictwa Wojciech Olejniczak.
Funkcję szefa Sojuszu pełnił w latach 2008-2011. W 2008 r. Napieralski pokonał Wojciecha Olejniczaka w wyborach na przewodniczącego partii. W 2010 roku bezskutecznie ubiegał się o urząd prezydenta, zajął jednak wówczas trzecie miejsce uzyskując 13,68 proc. głosów. W 2011 po wyborach parlamentarnych, w których SLD zdobył 8,24 proc. głosów - najmniej spośród ugrupowań, które dostały się do Sejmu - Napieralski zapowiedział zwołanie posiedzenia Rady Krajowej SLD i zadeklarował, że nie będzie ubiegał się o stanowisko szefa SLD.
W grudniu 2011 roku złożył rezygnację z szefowania partii; zastąpił go na tym stanowisku Leszek Miller. W kolejnych latach narastał jego konflikt z władzami partii. Po krytyce związanej ze słabym wynikiem SLD w wyborach samorządowych, Napieralski został w styczniu 2015 r. zawieszony w prawach członka partii za - jak uzasadniano - działanie na jej szkodę. Odwoływał się od tej decyzji, sąd partyjny ukarał go zakazując sprawowania funkcji w Sojuszu przez 3 lata. Ostatecznie w czerwcu sam Napieralski ogłosił, że odchodzi z SLD, a niedługo potem, wraz z b. politykiem Ruchu Palikota Andrzejem Rozenkiem, stworzyli ugrupowanie o nazwie Biało-Czerwoni. (PAP)