Kopacz: dla Polaków Grecja jest wielką przestrogą
Grecja jest dla Polaków wielką przestrogą; skutki tego, co się tam wydarzyło, wynikają z nieodpowiedzialnych obietnic polityków - powiedziała premier Ewa Kopacz w sobotę podczas nadzwyczajnego posiedzenia Rady Gospodarczej w Warszawie.
Kopacz podczas swojego wystąpienia przypomniała, że w niedzielę Grecy wezmą udział w referendum i staną przed wyborem. "Albo zagłosują na +tak+, co będzie się wiązało z ich bardzo konkretną, ciężką robotą i wyrzeczeniami, by sprostać oczekiwaniom tych, którzy chcą im pomóc, albo zagłosują na +nie+ i to będzie dość zwrotna sytuacja w historii wspólnoty europejskiej" - zaznaczyła.
Premier przyznała, że na razie nie można nawet powiedzieć, jakie będą następstwa decyzji, którą podejmą Grecy, bo "nikt takiego scenariusza do tej pory nie rysował".
"Ale dla nas Polaków Grecja jest wielką przestrogą. Chciałabym, byśmy byli mądrzejsi przed szkodą niż po szkodzie" - stwierdziła premier. "Skutki tego, co wydarzyło się w Grecji, wynikają z nieodpowiedzialnych obietnic, które składali im (Grekom - PAP) politycy, którzy mówili im: +żyjcie ponad stan, finansować to będą pieniądze z zagranicy+. Grecy zostali oszukani. Nie chciałabym, żeby kampania wyborcza była okresem, w którym ktokolwiek oszuka Polaków. Nie chcę na to pozwolić" - mówiła Kopacz.
Uczestników spotkania poprosiła o rzetelną diagnozę tego, jak na polską gospodarkę i finanse publiczne mogą wpłynąć różne scenariusze: sytuacja, kiedy Grecja wychodzi ze strefy euro, a także sytuacja, kiedy Grecja w strefie euro zostaje.
Kopacz podkreśliła, że w kampanii przed wyborami parlamentarnymi nie chce licytować się z PiS na obietnice bez pokrycia. "Ostatnia kampania prezydencka pełna była obietnic. To była taka trochę trampolina do sukcesu, ale trampolina bardzo nieprawdziwa. Obietnice, które składał prezydent elekt właściwie nie mogły być przelicytowane przez nikogo z odpowiedzialnych ekonomistów. Dzisiaj w tej kampanii nie chcę się licytować z PiS-em i z panią Beatą Szydło, która została wskazana jako przyszły premier rządu (...) na obietnice bez pokrycia" - powiedziała premier.
Kopacz oceniła, że w przeciwnym razie dojdzie w Polsce do "scenariusza greckiego". "A wtedy już nie będzie mądrych, którzy będą mówili, że mamy na tę chorobę jakieś konkretne rozwiązanie" - zaznaczyła szefowa rządu.
Minister finansów Mateusz Szczurek przyznał w rozmowie z dziennikarzami po zakończeniu posiedzenia Rady Gospodarczej, że będzie patrzył na wynik referendum w Grecji z obawą. "Referendum dotyczy propozycji, które już nie są na stole, żaden wynik referendum nie gwarantuje łatwego rozwiązania problemu greckiego" - ocenił.
Poinformował też, że w poniedziałek w Warszawie odbędzie się spotkanie ministrów finansów: Polski, Francji i Niemiec, m.in. na temat sytuacji w Grecji.
Pytany, jaki wpływ na Polskę będzie miało referendum w Grecji, minister powiedział: "Bezpośredni wpływ na rynki finansowe jest dosyć standardowy - zaburzenia w przepływie kapitału, który może spowodować wahania kursu euro do franka, czy złotego do euro" - zaznaczył.
"To co ważne jest z punktu widzenia zarządzania finansami publicznymi, to po pierwsze, aby finansować się na zapas, a Polska wypuściła wystarczająco dużo obligacji, aby przez wiele miesięcy nie potrzebowała tego robić - gdyby były jakieś problemy, posiadamy (też) duże zasoby walutowe, zarówno po stronie rządu, jak i banku centralnego" - powiedział Szczurek.
Zadeklarował, że gdyby miało dojść do nadmiernego osłabienia złotego, to resort finansów i bank centralny są gotowe na interwencję.
Zdaniem Szczurka, struktura długu publicznego Polski - duża ilość wieloletnich obligacji, powoduje, że jest niezwykle mało prawdopodobne "odcięcie Polski od finansowania zagranicznego". "Kluczowa jest siła systemu bankowego w Polsce, który jest dobrze skapitalizowany i bezpieczny" - podkreślił.
Pytany, czy znalazłby w budżecie pieniądze na sfinansowanie obietnic PiS, które ekonomiści szacują na 50 miliardów złotych, Szczurek żartował: "Sądzę, że koledzy ministrowie prędzej by mnie udusili, gdybym miał wyrwać z ich budżetów 50 miliardów złotych".
Szef Rady Gospodarczej Janusz Lewandowski ocenił na konferencji prasowej, że w związku z sytuacją w Grecji, w Polsce potrzebne są "słowa i czyny wielkiej rozwagi". "Potrzebny jest pakt polityczny dotyczący odpowiedzialności za politykę gospodarczą, ale też za obietnice, bo one też mogą szkodzić gospodarce. Te słowa kieruję wprost do PiS" - zaznaczył.
"Trzeba ekonomistów klasy ekspertów Antoniego Macierewicza, żeby powiedzieć, że obietnice idące w 50 miliardów złotych rocznie nie rujnują finansów publicznych" - oświadczył Lewandowski. Jak ocenił, PiS powinien wyrzec się swoich nierealnych obietnic wyborczych. "My obiecujemy odpowiedzialne propozycje wyborcze" - zadeklarował.
Ekonomista Stanisław Gomułka ocenił, że niektóre obietnice wyborcze są dla Polski "potencjalnie niebezpiecznie". Z kolei ekonomista Witold Orłowski podkreślił, że niezależnie od wyniku referendum w Grecji, Polska jest "dość dobrze przygotowana, żeby sobie poradzić w każdej sytuacji". "Nie ma powodu do obaw, możemy spokojnie obserwować, co się dzieje (w Grecji)" - podkreślił.
W niedzielę Grecy zagłosują w referendum w sprawie warunków pomocy zagranicznej, mającej ratować ten kraj przed bankructwem. Rząd w Atenach apeluje o głosowanie na "nie", ale sondaże pokazują, że wraz ze zbliżaniem się referendum przybywa zwolenników porozumienia.
Jeśli głosujący powiedzą "tak", może to otworzyć drogę do negocjacji nad nowym programem pomocowym. Głosowanie na "nie" oznaczać będzie odrzucenie przyjęcia pomocy finansowej na warunkach wierzycieli. Premier Grecji Aleksis Cipras wzywał Greków, by wybrali odpowiedź negatywną, twierdząc, że wzmocni to pozycję negocjacyjną Aten, choć przedstawiciele Unii przestrzegają, że będzie inaczej. Greckie władze przekonują, że odrzucenie warunków kredytodawców w referendum nie będzie oznaczało wyjścia Grecji ze strefy euro.
Grecki minister finansów Janis Warufakis zapowiadał, że jeśli w referendum Grecy przyjmą propozycję międzynarodowych wierzycieli, możliwa jest dymisja rządu. (PAP)