Kluzik-Rostkowska: w nowym roku z sześciolatkami będzie łatwiej
Rodzice sześciolatków, które we wrześniu obowiązkowo pójdą do pierwszej klasy, mają mniej powodów do niepokoju, niż tych, którzy we właśnie minionym roku szkolnym byli pierwsi – oceniła w piątek minister edukacji narodowej Joanna Kluzik-Rostkowska.
We wrześniu ubiegłego roku po raz pierwszy obowiązkowo poszły do szkoły dzieci urodzone w pierwszej połowie 2008 r. 1 września obowiązek szkolny obejmie oprócz siedmiolatków już wszystkie sześciolatki, urodzone w 2009 r.
„Ten rocznik, który zacznie naukę w roku 2015/2016, ma mniej powodów do niepokoju niż ci, którzy byli pierwsi, bo to już było takie rozpoznanie walką, więc ten pierwszy najtrudniejszy rok dla szkół jest za nami” – powiedziała minister podczas konferencji prasowej w Żorach.
Zachęciła rodziców do kontaktowania się z kierowanym przez nią resortem, jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości co do przygotowania szkoły, do której będą uczęszczać ich dzieci. „Jeśli rodzice mają jakieś obawy, niepokoje, to bardzo proszę kontaktujcie się z nami, z ministerstwem. To ważna informacja dla nas, żebyśmy się mogli kontaktować z poszczególnymi samorządami” – apelowała Joanna Kluzik-Rostkowska.
Minister wzięła w piątek udział w uroczystości zakończenia roku szkolnego w Szkole Podstawowej nr 3 im. Żorskich Twórców Kultury w Żorach. Według dyrektor placówki Ireny Krzywoń, sześciolatki poradziły sobie w pierwszej klasie bardzo dobrze.
„Mieliśmy 3 klasy sześciolatków i 3 klasy siedmiolatków, w przyszłym roku to będzie również 6 klas. Większość dzieci radzi sobie doskonale, nie ma w ogóle wątpliwości, jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy, inteligencję, czasami są pewne braki emocjonalne czy społeczne, ale to niekoniecznie należy łączyć z wiekiem – że sześciolatki tak, a siedmiolatki nie” – powiedziała PAP.
W minionym roku uczniowie pierwszej klasy po raz pierwszy dostały też darmowy podręcznik i materiały do ćwiczeń. Zdaniem dyrektor Krzywoń darmowy podręcznik się sprawdził. „Z tego, co wiem, w połączeniu z materiałami edukacyjnymi, z których dzieci korzystały, elementarz się oczywiście sprawdził. Przede wszystkim musimy patrzeć na to, że dzieci te podręczniki dostają, a rodzice oszczędzają ogromne sumy, które musieliby płacić na początku każdego roku” - przypomniała.
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ma jeszcze danych na temat tego, jaki odsetek rodziców zdecydował się wystąpić o dokumenty umożliwiające odroczenie obowiązku szkolnego dzieci, które powinny iść we wrześniu do pierwszej klasy. Minister podała, że w zeszłym roku na taki krok zdecydowało się 19 proc. rodziców sześciolatków z pierwszej połowy rocznika. Do szkoły poszło jednak również 14 proc. rocznika z drugiej połowy. „To pokazuje, że zdecydowana większość rodziców nie ma obaw” – uważa minister.
Dziennikarze pytali też szefową resortu edukacji o planowany na wrzesień strajk nauczycieli. Kluzik-Rostkowska podkreśliła, że ona i jej współpracownicy w ciągu 1,5 roku kierowania przez nią MEN prowadzą intensywny dialog ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego.
„W 2004 r. mieliśmy w systemie 25 mld zł – subwencja oświatowa tyle wynosiła, w roku 2014 r. subwencja wynosiła 40 mld zł. To oznacza, że w ciągu 10 lat do systemu wpłynęło 15 mld zł, w tym samym czasie liczba uczniów zmniejszyła się o milion - to naprawdę znacząca różnica. Liczba nauczycieli zmniejszyła się o 11 proc. W związku z tym po 10 latach mamy w systemie znacznie więcej pieniędzy dla mniejszej liczby osób. Czy te pieniądze są zagospodarowane w sposób najlepszy z możliwych? Nie” – mówiła minister.
„Nie mam wątpliwości, że nie, ale też nie mam żadnych wątpliwości, że okres przed wyborami jest najgorszym z możliwych, żeby rozsądnie się zastanawiać, jak inaczej zagospodarować te pieniądze, żeby było lepiej. Mój komunikat dla ZNP i propozycja dla nich była taka – najlepszy czas na rozmowy jest po wyborach, bo wtedy się to robi na spokojnie, bez gorączki wyborczej i łatwiej wzajemnie się słuchać, ale jeśli ZNP ma już w tej chwili pomysł, jak inaczej zagospodarować te 40 mld zł, które mamy, to ja czekam na propozycje. Jeżeli nie mają pomysłu na zagospodarowanie 40 mld, to rozmowy na temat podwyżek nie mają sensu” – dodała.
Minister zaznaczyła, że rozumie rolę związku zawodowego, który domaga się podwyżek płac, ale ma też „żal do ZNP”. „Ja nie mam w ZNP żadnego partnera w rozmowie o tym, jak powinna wyglądać edukacja z punktu widzenia uczniów. Np. bardzo chciałabym się dowiedzieć, jaką propozycję miałoby ZNP, żeby tak wiele młodych ludzi nie musiało korzystać z płatnych korepetycji; jaką ma propozycję, jeśli chodzi o umiejętność zajęcia się uczniem, który wymaga szczególnej troski. Chciałabym się dowiedzieć, jakie instrumenty proponuje ZNP, jeśli chodzi o uczniów wybitnie uzdolnionych. Jedyny ważny postulat ZNP to podwyżki” – oceniła.(PAP)