Szef MON: decyzja o składach sprzętu - milowy krok w sojuszu z USA
Wicepremier, szef MON Tomasz Siemoniak wyraził we wtorek zadowolenie z zapowiedzi rozlokowania sprzętu amerykańskiej armii w Polsce i innych krajach regionu. Nazwał tę decyzje milowym krokiem w polsko-amerykańskim sojuszu.
"Miesiąc temu w Waszyngtonie miałem okazję rozmawiać z sekretarzem obrony USA Ashem Carterem o rozmieszczeniu sprzętu armii USA w Polsce, z wielką satysfakcją przyjmuję, że dzisiaj w Tallinie sekretarz obrony ogłosił decyzję o tym, że w pięciu krajach sojuszniczych Europy Wschodniej taki sprzęt zostanie rozmieszczony" - powiedział Siemoniak dziennikarzom w Warszawie.
"Ta decyzja USA to milowy krok w sojuszu polsko-amerykańskim, formalnie trwającym od roku 1999 i przystąpienia Polski do NATO. Ta decyzja jest bardzo ważna dla bezpieczeństwa Polski, jestem najgłębiej przekonany, że w interesie Polski leży jak największa obecność wojskowa USA w Polsce i w Europie" - dodał szef MON.
Sekretarz obrony USA Ash Carter zapowiedział we wtorek w Estonii, że USA przejściowo rozmieszczą wyposażenie ciężkiej brygady - ok. 250 czołgów, pojazdów opancerzonych i innego sprzętu - w sześciu krajach Europy Wschodniej, w tym w Polsce. Jak powiedział szef Pentagonu, Polska, Estonia, Łotwa, Litwa, Bułgaria i Rumunia zgodziły się przyjąć sprzęt, który ma służyć ćwiczeniom i szkoleniu amerykańskich żołnierzy. Ma to pomóc krajom członkowskim NATO z dawnej radzieckiej strefy wpływów w sprostaniu zagrożeniom ze strony Rosji i ugrupowań terrorystycznych.
Siemoniak podkreślił, że przez "ponad rok od ostrej fazy kryzysu ukraińskiego mamy do czynienia z ciągłą rotacyjna obecnością sił amerykańskich w Polsce", w tym roku zaplanowano obecność 3700 amerykańskich żołnierzy na ćwiczeniach w Polsce, a w przyszłym - co potwierdzają przedstawiciele amerykańskiej administracji - w Redzikowie rozpocznie się budowa instalacji amerykańskiego systemu przeciwrakietowego.
Zdaniem Siemoniaka to, gdzie i jakie składy amerykańskiego sprzętu zostaną rozlokowane, rozstrzygnie się w ciągu "najbliższych tygodni". Szef MON zaznaczył, że ćwiczący w Polsce Amerykanie odbyli kilka rekonesansów i "mają dobre rozeznanie co do naszych możliwości". Dodał, że "nie będzie to równy podział" między poszczególnymi krajami i będzie to kwestia "nie tylko polityczna, ale i logistyczna", w której decydowali będą wojskowi.
Osobna umowa ma też uregulować sprawę kosztów magazynowania sprzętu. "Obydwie strony będą ponosiły pewne koszty, natomiast generalnie koszty magazynowania będzie ponosiła strona amerykańska, chociaż nigdy nie ukrywaliśmy, że tak zależy nam na amerykańskiej obecności wojskowej, że jesteśmy gotowi ponosić różne koszty, które tę obecność ułatwiają" - dodał.
Negocjacje mają dotyczyć także tego, czy rozlokowany będzie tylko sprzęt, czy także żołnierze. "Jesteśmy otwarci, sądzę, że jakaś liczba żołnierzy temu sprzętowi na pewno będzie towarzyszyła" - powiedział wicepremier. "Jesteśmy zadowoleni, chcieliśmy takiego rozwiązania, ale to strona amerykańska będzie podejmowała decyzję, czy chce, by sprzęt był wykorzystywany do ćwiczeń, czy chce, by był on zmagazynowany na inną okoliczność" - zaznaczył.
"Ta decyzja jest ogłaszana w szczególnym momencie" - dodał Siemoniak, wskazując na rozpoczynające się w środę w Brukseli dwudniowe spotkanie ministrów obrony NATO.
"Planowane są bardzo istotne decyzje związane ze wzmacnianiem bezpieczeństwa Polski" - powiedział Siemoniak, wymieniając spodziewane decyzje o wzmocnieniu sił reagowania sojuszu (NRF) i ich rozbudowie do 30-40 tys. żołnierzy - ponaddwukrotnie w stosunku do obecnej liczby; zatwierdzeniu komponentów powietrznego, morskiego i specjalnego "szpicy".
"Jesteśmy po Noble Jump - pierwszych ćwiczeniach VJTF, tak zwanej szpicy. Byli sekretarz generalny NATO, ministrowie obrony Niemiec Holandii i Norwegii; stwierdziliśmy, że +szpica+ jest gotowa do działania, myślę, że istotnym dopełnieniem zdolności +szpicy+ będzie to, że będzie miała inne elementy niż tylko siły lądowe.
"Ważnym elementem rozmów w Brukseli będzie kwestia wydatków obronnych" - powiedział wicepremier, przypominając ubiegłoroczne zobowiązanie ze szczytu w Newport do osiągnięcia poziomu 2 proc. PKB na wydatki obronne. "Polska wypełniła to zobowiązanie, trwa procedura parlamentarna, przy zgodzie sił politycznych; należymy do tej piątki krajów spośród 28 sojuszników, które taką deklarację złożyły i ja zrealizowały" - przypomniał szef MON.
Wyraził przekonanie, że sekretarz generalny NATO będzie w Brukseli nalegał, by pozostali alianci podjęli podobne decyzje, "dlatego, że zagrożenia, które są w Europie - mam na myśli nie tylko wschód Europy i kryzys ukraińsko-rosyjski, ale +Państwo Islamskie+, sytuację w Afryce Północnej - nakazują z najwyższą powagą traktować wydatki obronne".
Zaznaczył, że brukselskie spotkanie ministrów przypada "w połowie drogi" między szczytem w Newport a planowanym na lipiec 2016 r. szczytem w Warszawie. "Chcemy jutro zainicjować dyskusję wokół tego, jaki ma być polityczny wymiar warszawskiego szczytu. Będę przedstawiał założenia warszawskiej inicjatywy adaptacji strategicznej" - zapowiedział Siemoniak. Chodzi o propozycję zwiększenia zdolności NATO do reakcji na zagrożenia i wzmocnienia wszystkich sił wydzielonych do sojuszu, a nie tylko jednostek szybkiego reagowania. "Uważamy, że potrzeba trwałych działań, na lata i dziesięciolecia, nie tylko doraźnych" - zaznaczył.
Dodał, że "ważnym elementem będzie posiedzenie komisji NATO-Ukraina", w planie jest też spotkanie w gronie państw tworzących polsko-ukraińsko-litewską brygadę.
Według Siemoniaka amerykańskie zapowiedzi "dobrze wpisują się w tę filozofię, bo magazyny i sprzęt to element trwałej obecności".
Zdaniem wicepremiera reakcja Rosji będzie "dość przewidywalna". "Można się spodziewać negatywnych komentarzy" - dodał, podkreślając, że to NATO reaguje na agresywne poczynania Rosji.
Wyraził przekonanie, że amerykańskie decyzje dotyczące rozlokowania sprzętu "nie naruszają w żaden sposób aktu stanowiącego NATO-Rosja". Przypomniał, że Polska wielokrotnie wyrażała przekonanie, że wobec agresji Rosji na Ukrainę "nie powinniśmy być jako sojusz w niczym związani, jeśli chodzi o bezpieczeństwo państw członkowskich", ponieważ to Rosja pogwałciła dokument z 1997 r.
"Nawet państwa trochę bardziej ostrożne wobec tego aktu, trochę bardziej do niego przywiązane, nie widzą żadnego problemu. Będąc w stałym kontakcie z ministrami obrony państw NATO mogę powiedzieć, że krytyczne stanowisko wobec Rosji narasta. Wszyscy są niezadowoleni z tego, jak przebiega implementacja porozumień mińskich, po drugie widzą w działaniach Rosji wiele spraw, które powiększają napięcie, nie służą dialogowi. Proporcje w ocenach zmieniły się na niekorzyść Rosji" - dodał. (PAP)