Narciarskie MŚ - polskie biegaczki w bojowych nastrojach
Brązowy medal narciarskich mistrzostw świata w Falun wywalczony w niedzielę przez Justynę Kowalczyk i Sylwię Jaśkowiec w sprincie drużynowym dodał otuchy całej polskiej ekipie. Biało-czerwone zapowiadają walkę do upadłego w każdym starcie.
W Falun zaplanowano dla kobiet jeszcze trzy konkurencje - 10 km techniką dowolną we wtorek, sztafetę dwa dni później i 30 km "klasykiem" w sobotę. Do najbliższego startu przystąpią wszystkie Polki poza Kowalczyk. Natomiast najmocniej nastawia się na niego Jaśkowiec.
"Będę walczyła. Chcę pokazać, że jestem na wyższym poziomie sportowym. Jakby potwierdzić ten medal zdobyty w sprincie drużynowym" - podkreśliła.
Naprawdę emocjonująco ma być jednak podczas wyścigów sztafet.
"Jestem pewna, że ta sztafeta będzie inaczej wyglądała niż w poprzednich latach. Nie chcę nakładać na dziewczyny zbyt dużej presji, ale muszą wiedzieć, że trasa jest płaska, niezbyt wymagająca, co otwiera przed nami dużą szansę na dobry wynik" - podkreśliła Kowalczyk.
"Jestem optymistycznie nastawiona. Każda z nas na pewno będzie +gryzła śnieg+. Biegniemy nie tylko dla siebie, ale i dla całej grupy. Jesteśmy pozytywnie nabuzowane" - dodała Ewelina Marcisz, która w sprincie indywidualnym była 25., a w biegu łączonym 27.
Skład uzupełnia Kornelia Kubińska. W biegu łączonym zajęła 24. pozycję. W poprzednich mistrzostwach biało-czerwone były dopiero na dziewiątym miejscu.
W poniedziałek z Polek nie trenowała tylko Kowalczyk. Stwierdziła, że jest już... stara i musi odpocząć, bo przed nią jeszcze ważny start.
"Ja broni nie składam. Mam przed sobą coś, co zawsze było dla mnie bardzo ważne. Nie wiem jak się spiszę, dlatego żadnych deklaracji na pewno nie złożę. Jednak bieg na 30 km był zawsze dla mnie świetny" - powiedziała. Przed dwoma laty w Val di Fiemme zdobyła w nim srebrny medal. (PAP)