Ekspert: nawet 1,5 mln chorych na depresję w Polsce
Na depresję w Polsce cierpi 1,2-1,5 mln osób, czyli prawie tyle, ile mieszka w Warszawie. Liczba ta wciąż rośnie, m.in. ze względu na coraz szybsze tempo życia i stres z tym związany - przypomina dr Piotr Wierzbiński w związku z Ogólnopolskim Dniem Depresji.
Jest on od ponad 10 lat obchodzony 23 lutego.
"Pierwszy epizod depresji jest zwykle poprzedzony jakimś istotnym czynnikiem stresującym, przeważnie wydarzeniem życiowym, które dość istotnie odbija się na pacjencie i jego sytuacji finansowej czy rodzinnej, jak np. śmierć lub choroba bliskiej osoby, utrata pracy. Jednak obecnie coraz częściej przyczyną wyzwalania depresji jest przewlekłe narażenie na stres związany z szybkim tempem życia" - powiedział PAP dr Piotr Wierzbiński z Poradni Zdrowia Psychicznego Medsolver. Na co dzień żyjemy szybko, bardzo się eksploatujemy, a jeśli nałoży się na to presja związana z czynnikami ekonomicznymi i osłabienie, a niekiedy utrata więzi międzyludzkich, to ryzyko depresji znacznie wzrasta - tłumaczył.
Ze względu na to specjaliści przewidują, że liczba osób cierpiących na depresję w Polsce będzie rosła, podobnie jak na całym świecie. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że już teraz objawy depresji ma 350 mln ludzi.
Analiza przeprowadzona w ramach projektu WHO pt. Global Burden of Disease (Globalne Obciążenie Chorobami) wykazała, że depresja jest drugą przyczyną niepełnosprawności na świecie. Ponadto, w istotny sposób przyczynia się do samobójstw oraz do rozwoju choroby niedokrwiennej serca. Artykuł na ten temat opublikowało w 2013 r. pismo "PLOS Medicine".
W rozmowie z PAP Wierzbiński zwrócił uwagę, że na depresję cierpią przede wszystkim ludzie w wieku produkcyjnym, tj. 20-40 lat, dlatego ekonomiczne i społeczne koszty depresji są ogromne. Z raportu Uczelni Łazarskiego pt. "Depresja - analiza kosztów ekonomicznych i społecznych" wynika, iż depresja jest jedną z najważniejszych przyczyn utraty wydajności w pracy. Pośrednie koszty depresji autorzy raportu oszacowali na od 1 mld do 2,6 mld złotych rocznie.
Jak zaznaczył Wierzbiński, na depresję dwukrotnie częściej chorują kobiety, jednak mężczyźni z depresją mają większe ryzyko prób samobójczych i częściej kończą się one śmiercią.
Psychiatra podkreślił, że depresję można skutecznie leczyć. Największą przeszkodę w tym stanowi fakt, że wciąż wiele osób bagatelizuje objawy, takie jak utrzymujący się wiele tygodni smutek, apatia, brak energii, zmęczenie, utrata zainteresowań, brak odczuwania przyjemności, zaburzenia snu, apetytu. "Ludzie nie dopuszczają do świadomości tego, że mogą mieć depresję. Wciąż mają poczucie, że kontrolują swój stan wprowadzając pozorne zmiany do swego życia. Uważają, że gdy zaczną inaczej jeść, pójdą kilka razy na spacer, będą łykać suplementy, to poczują się lepiej. W tym czasie depresja się rozwija i pacjenci trafiają do lekarza dopiero, gdy ich funkcjonowanie społeczne jest bardzo upośledzone, pojawia się lęk oraz znaczny spadek nastroju" - tłumaczył Wierzbiński.
W ocenie eksperta dostępność do terapii depresji w większych miejscowościach Polski jest dobra. "W mniejszych walczymy wciąż z dwiema rzeczami: mniejszą dostępnością i stygmatyzacją" - powiedział specjalista.
Jego zdaniem, w społeczeństwie wciąż panują też fałszywe przekonania na temat leczenia depresji, np. takie, że leki przeciwdepresyjne uzależniają. "Tymczasem to nieprawda. W ostatnich trzech dekadach nastąpił ogromny postęp w farmakoterapii depresji. Większość leków przeciwdepresyjnych nowej generacji nie ma istotnych działań niepożądanych. Mało kto zdaje sobie natomiast sprawę, że problem z uzależnieniem dotyczy leków uspokajających i nasennych z grupy benzodiazepin, takich jak np. diazepam, czyli wszystkim znane relanium. Odstawienie tych leków przy długim stosowaniu może stanowić bardzo poważny problem" - tłumaczył.
Podkreślił, że leki przeciwdepresyjne działają tym lepiej, im cięższa jest depresja. "Psychoterapię można stosować w pierwszym rzucie leczenia w łagodnej depresji. Natomiast w cięższych epizodach depresyjnych leki mają przewagę i dopiero, gdy stan pacjenta poprawi się po lekach, dołącza się postępowanie psychoterapeutyczne" - wyjaśnił Wierzbiński.
Obecnie ze względu na duży wachlarz nowoczesnych preparatów istnieje możliwość indywidualnego dobrania leku pacjentowi. "Terapię dobieramy w zależności od objawów, od sytuacji życiowej chorego, jego preferencji, współistniejących schorzeń oraz innych leków, które pacjent już stosuje, bo między lekami mogą zachodzić interakcje. Każdego pacjenta psychiatrzy rozpatrują indywidualnie" - zaznaczył specjalista.
Podkreślił, że leki zwykle stosuje się przez 6-9 miesięcy, a pacjenci nie powinni samodzielnie ich odstawiać, gdy poczują się lepiej, gdyż grozi to nawrotem epizodu depresji.
Według Wierzbińskiego jedną z najskuteczniejszych metod leczenia depresji są elektrowstrząsy. Powodują poprawę u 75-80 proc. leczonych nimi pacjentów i bardzo rzadko dają powikłania. "Jest to jednak metoda zarezerwowana dla pacjentów z cięższymi postaciami depresji, zwłaszcza z depresją psychotyczną, melancholiczną, oporną na inne metody leczenia lub gdy depresji towarzyszą nasilone myśli i tendencje samobójcze. Elektrowstrząsy można również stosować u osób w podeszłym wieku, zwłaszcza przy współistniejących chorobach somatycznych oraz w ciężkich zaburzeniach afektywnych u kobiet w ciąży" - powiedział. Ich zaletą jest to, że dają efekty zwykle już po szóstym zabiegu, czyli po około dwóch tygodniach, podczas gdy leki zwykle zaczynają działać po około czterech tygodniach systematycznego stosowania. (PAP)