"Polityka" nie musi przepraszać Zbigniewa Ziobry
Tygodnik „Polityka” nie musi przepraszać b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który wytoczył czasopismu proces za naruszenie dóbr osobistych w tekście "Jak PiS zbierał haki" – orzekł w poniedziałek Sąd Okręgowy w Gdańsku. Wyrok nie jest prawomocny.
W artykule, który ukazał się 28 lutego 2010 r. w wydaniu internetowym "Polityki", opisane zostały zeznania b. prokuratora krajowego Janusza Kaczmarka, złożone przez niego po wybuchu tzw. afery gruntowej w sejmowej komisji ds. służb specjalnych, a później odczytane podczas utajnionego posiedzenia Sejmu. "Polityka" napisała, że według Kaczmarka, wszystkie sprawy z prokuratury, w których pojawiały się nazwiska znanych polityków, trafiały na biurko Ziobry.
„Wykazanie przez dziennikarza, że przy zbieraniu i wykorzystaniu materiałów prasowych działał w obronie społecznie uzasadnionego interesu oraz wypełnił obowiązek zachowania szczególnej staranności i rzetelności uchyla bezprawność działania dziennikarza” – powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Barbara Skrobańska.
Podkreśliła zarazem, że jeśli okazałoby się, iż tekst, mimo starań autora, zawiera nieprawdziwe informacje, należy oczekiwać od dziennikarza niezwłocznie sprostowania odwołującego zarzuty.
Sędzia dodała, że strona pozwana wykazała podczas procesu, iż publikacja w „Polityce” dbała o „godny ochrony interes społeczny”, a autorka artykułu dowiodła, że pisząc go dochowała szczególnej staranności.
„Dziennikarz ma do dyspozycji ograniczone środki w zakresie ustalania faktów i nie są one w żaden sposób współmierne do środków będących w posiadaniu organów ścigania, bądź wymiaru sprawiedliwości. Nie sposób w tej sytuacji wymagać takiej ścisłości ustaleń, jaką może uzyskać w sformalizowanych postępowaniach, pamiętając, że niejednokrotnie dojście do prawdy w tych postępowaniach pochłania wiele czasu” – mówiła sędzia.
Na ogłoszeniu wyroku obecny był tylko pełnomocnik strony pozwanej.
„Jestem bardzo zadowolony. Proces trwał pięć lat, był bardzo trudny, wymagał zgromadzenia wielu dowodów. Ten wyrok jest ważny z punktu widzenia interesu społecznego. Sąd dziś wyraźnie wskazał, że przy ochronie dóbr osobistych należy też brać pod uwagę interes społeczny” – powiedział dziennikarzom radca prawny Krzysztof Pluta.
Jego zdaniem, orzeczenie gdańskiego sądu jest także istotne ze względu na pracę i obowiązki dziennikarzy. „Od lat toczy się bowiem spór o to, czy bardziej należy chronić dobre imię i cześć, czy swobodę wypowiedzi. W dniu dzisiejszym sąd w żaden sposób nie udzielił żadnemu z tych dóbr przewagi, a jedynie podkreślił, że w każdym przypadku należy dokonać rzeczowej analizy danej sprawy” – dodał Pluta.
Po ukazaniu się artykułu Ziobro złożył w sądzie pozew o ochronę dóbr osobistych przeciwko autorce tekstu Biance Mikołajewskiej i wydawcy tygodnika. Oprócz b. szefa resortu sprawiedliwości powodem w toczącym się od kwietnia 2011 r. procesie była także partia Prawo i Sprawiedliwość, do której należał obecny lider Solidarnej Polski, Zbigniew Ziobro.
Ziobro zapowiedział, że odwoła się od orzeczenia sądu. „To całkowicie błędny i chybiony wyrok” - ocenił.
„Przed publikacją tekstu dziennikarka nie skontaktowała się ani ze mną, ani z innym przedstawicielem rządu PiS, odpowiedzialnym za nadzór nad służbami specjalnymi i wymiarem sprawiedliwości, aby zweryfikować podane informacje. Nie było z jej strony także kontaktu z Januszem Kaczmarkiem, oparła się wyłącznie na bezosobowych plotkach z Sejmu. To bardziej przypomina standardy pisania anonimów w PRL na zlecenie Służby Bezpieczeństwa, aby zohydzić przeciwników politycznych, niż - jak uznał sąd - dochowanie najwyższej staranności przez dziennikarza w demokratycznym państwie” – powiedział PAP Ziobro.
B. minister sprawiedliwości zaprzeczył też, aby w jakikolwiek sposób wykorzystywał pełniony przez siebie urząd do celów politycznych.
Jako świadkowie przed gdańskim sądem stawali m.in. b. szef MSWiA Ludwik Dorn, b. poseł PO Mirosław Drzewiecki, prezes PiS Jarosław Kaczyński, b. szef CBA Mariusz Kamiński oraz Janusz Kaczmarek.
Według tygodnika, jedną ze spraw, które miały trafić na biurko Ziobry, była sprawa mężczyzny, który zgłosił się do prokuratury i twierdził, że został wykorzystany seksualnie przez polityków SLD Wojciecha Olejniczaka i Krzysztofa Janika; Kaczmarek zeznał, że Ziobro miał wówczas zwrócić się do dwóch zaprzyjaźnionych dziennikarzy o opisanie tej sprawy tak, aby prokuratura na podstawie doniesień prasowych mogła wszcząć śledztwo.
Według artykułu Kaczmarek twierdził też, że politycy PiS interesowali się rzekomym zażywaniem narkotyków przez jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, późniejszego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. (PAP)