RPO: osoby mieszkające w dps-ach nie mogą w pełni korzystać ze swoich praw
Osoby z niepełnosprawnościami, które mieszkają w domach pomocy społecznej, nie mogą w pełni korzystać ze swoich praw; ograniczenia dla mieszkańców takich placówek powinny być ustalane indywidualnie, w zależności od ich stanu zdrowia - uważają eksperci z biura RPO.
Zdaniem Krzysztofa Kurowskiego z Biura Rzecznika Praw Obywatleskich, autora publikacji dotyczącej przestrzegania praw człowieka i obywatela w domach pomocy społecznej, wiele regulaminów takich placówek nadmiernie ogranicza autonomię mieszkańców i nie bierze pod uwagę ich faktycznego stanu zdrowia, poziomu stanowienia o sobie, oceny własnych działań itp. Tymczasem zgodnie z konstytucją, ograniczenia w zakresie korzystania z wolności i praw mogą znajdować się jedynie w ustawie.
Według dyrektor Krajowego Mechanizmu Prewencji RPO Justyny Lewandowskiej ograniczenia dla mieszkańców dps-ów powinny być ustalane indywidualnie, w zależności od ich stanu zdrowia, w konsultacji z lekarzem, psychologiem czy pedagogiem.
Pracownicy Krajowego Mechanizmu Prewencji RPO prowadzą kontrole w dps-ach. Zdaniem Lewandowskiej dochodzi tam do łamania albo omijania prawa, ale nie dzieje się tak ze złej woli personelu; ograniczenia praw mieszkańców wprowadzane są albo z obawy albo z wygody. Generalnie wszystko zależy od dyrektora placówki.
Według Kurowskiego mieszkańcy dps-ów albo w ogóle nie mają albo mają w nieznacznym stopniu wpływ na swój rozkład dnia (pory posiłków i zajęć ustalone są odgórnie). Nie mogą przyjmować gości ani wychodzić z placówki, kiedy chcą - muszą o to wnioskować do szefa dps-u. W niektórych regulaminach określone są pory odwiedzin. Zgodę na opuszczanie placówki uzależnia się np. od wypełnienia formularza, w którym trzeba podać miejsce pobytu i nazwisko osoby, która przejmuje opiekę nad mieszkańcem, czasem wymagany jest też jej podpis. Praktyki takie dotyczą mieszkańców z różnym stopniem i rodzajem niepełnosprawności, często zdolnych do samodzielnego decydowania o swoim życiu.
Z badań Kurowskiego wynika, że mieszkańcy dps-ów mają też problemy z prawem do intymności - pokoje dzielą z innymi osobami, nie są one, tak jak i toalety, zamykane na klucz. Mieszkańcy nie mają też równego dostępu do świadczeń, np. z ochrony zdrowia, bo wszystkie ich potrzeby powinny być realizowane na terenie placówki.
Dokumenty pensjonariuszy, kosztowności, cenne rzeczy często są przechowywane w depozytach, pod kluczem u pracownika placówki, co powoduje, że faktycznie pozbawia się ich dostępu do tych rzeczy. "Praktyka taka jest niezgodna z ustawą o ewidencji ludności i dowodach osobistych i niewątpliwie stanowi przejaw przedmiotowego traktowania osób niepełnosprawnych, narusza zasadę poszanowania godności ludzkiej" - powiedział PAP Kurowski.
Dodał, że takie działanie można by uznać za właściwe tylko w przypadku osób z głęboką niepełnosprawnością intelektualną i psychiczną.
Zdaniem Lewandowskiej wprowadzając obowiązek depozytu, personel chce uchronić pensjonariuszy przed skutkami różnego rodzaju manipulacji, np. wykorzystania przez banki czy instytucje udzielające pożyczek, co zdarza się, gdy pensjonariusz wychodzi z dps-u dowodem.
Jak mówi Lewandowska, tendencja jest taka, by jak najbardziej usamodzielniać mieszkańców i dawać im swobodę wychodzenia, ale pewne ograniczenia muszą być, bo nie każda osoba może wyjść sama. "O tym w każdym przypadku powinni decydować lekarz i psycholog" - powiedziała.
Dodała, że w niektórych dps-ach podopiecznym, jeśli są kontaktowi, daje się karteczki z danymi; dzięki temu w razie zagubienia, ktoś może pomóc im w powrocie. "Pozytywnym przykładem jest dom +Przyjaznych serc+ w Płocku, tam prawie wszyscy mieszkańcy mogą wychodzić - do parku, do kina, do sklepu. Ale wiele zależy od dyrektora, bo nie ma przepisów jasno mówiących, że wszystkie osoby, które spełniają określone warunki, mogą wychodzić" - zaznaczyła.
Kurowski zwrócił uwagę, że regulaminy dps-ów tworzą prawnicy, którzy w zdecydowanej większości nie mają kontaktu z osobami z niepełnosprawnościami, myślą stereotypami, np. że jak wyjdą one same poza dps, to zrobią sobie krzywdę. Dyrektorzy placówek z kolei boją się odpowiedzialności.
Mimo to, jak powiedział PAP Lesław Nawacki, dyrektor Zespołu Prawa Pracy i Zabezpieczenia Społecznego w Biurze RPO, nie ma zbyt wielu skarg od mieszkańców dps-ów, zwłaszcza w sprawie ograniczenia praw i wolności. "Jeżeli taka skarga do nas trafia, to dotyczy zazwyczaj subiektywnej oceny poziomu opieki. Podejmujemy interwencję, są kontrole prowadzone przez jednostki podległe wojewodzie i one zazwyczaj nie potwierdzają zarzutów. Dyskomfort skarżących wynika z jakiś konfliktów z personelem, a nie z poziomu usług" - powiedział.
Dodał, że czasem skarżą się też osoby przymusowo umieszczone w placówce, które mają poczucie, że mogłyby funkcjonować poza nią. "Ale przecież z jakiegoś powodu tam się znalazły. W 99 proc. przypadków są to osoby niesamodzielne, dla których pobyt w takiej placówce jest najlepszym rozwiązaniem" - powiedział.
Według Lewandowskiej dps-y powoli się reformują i jest to m.in. zasługa ich mieszkańców. "Trafiają tu też osoby bardzo dobrze wykształcone, które miały bardzo dobry status materialny, ale ich stan zdrowia się pogorszył, a rodzina nie może lub nie chce się nimi zajmować. Taka osoba więcej wymaga od personelu i w ten sposób te placówki się reformują, zaczynają zwracać uwagę na inne niż podstawowe rzeczy" - powiedziała. Dodała, że system dps-ów trzeba zmieniać, likwidować molochy (bo w Polsce są ośrodki na 700 osób) i tworzyć placówki małe, o rodzinnym klimacie.
W takim kierunku idą reformy dps-ów, jednak - jak podkreśliła w rozmowie z PAP wiceminister pracy i polityki społecznej Elżbieta Seredyn - dochodzenie do ustalonego standardu usług to długi proces, który wymaga ciągłego doskonalenia, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje pomiędzy osobami realizującymi usługi a mieszkańcami.
Zwróciła uwagę, że dps-y są zobowiązane do funkcjonowania zgodnie z ustalonymi na poziomie ustawowym standardem świadczonych usług, a usługi te powinny wynikać z indywidualnych potrzeb mieszkańców oraz opierać się na respektowaniu podstawowych wartości takich jak wolność, godność, intymność, poczucie bezpieczeństwa, z uwzględnieniem stopnia fizycznej i psychicznej sprawności mieszkańców. Podkreśliła, że dps-y podlegają nadzorowi i kontroli właściwego wojewody, który sprawdza m.in., czy nie są w nich łamane prawa mieszkańców.
"Są to placówki otwarte, przyjazne dla tych, którzy w nich mieszkają. Jeśli pojawiają się sie incydenty, na które zwraca uwagę RPO, to moim zdaniem wynika to bardziej z nadmiernej troski niż zamierzonego działania nacelowanego na łamanie praw. Oczywiście takie sytuacje należy ograniczać do zera i temu głównie służy proces doskonalenia świadczonych usług w tego typu jednostkach, aby koncentrować się na indywidualizacji podejścia i optymalizacji poziomu i zakresu usług" - zaznaczyła Seredyn.
Bożena Ławnicka (PAP)