Kontroler oskarżony w związku z katastrofą CASY prawomocnie uniewinniony
Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie uniewinnił w środę kontrolera lotów por. Adama B., oskarżonego w związku z katastrofą samolotu CASA w 2008 r. pod Mirosławcem. Prokuratura, która zarzucała B. niedopełnienie obowiązków, chciała ponownego procesu.
W wypadku zginęło 20 osób: czterech członków załogi oraz 16 wysokich rangą oficerów Sił Powietrznych, którzy wracali z konferencji poświęconej bezpieczeństwu lotów. W marcu Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie uznał, że kontroler nie jest winien niedopełnienia obowiązków. Zdaniem Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu B. nie egzekwował swych powinności wobec załogi samolotu, m.in. co do kontrolowania ruchu samolotu na ścieżce zniżania. Sąd uznał, że nie ma na to dowodów.
Prokuratura w apelacji zarzuciła sądowi pierwszej instancji m.in. dowolną ocenę wyjaśnień oskarżonego i bezzasadne przyjęcie, że nie miał on obowiązku reagowania na niepodawanie przez pilotów wysokości maszyny. W środę w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia ppłk Robert Gmyz powiedział jednak, że przesłuchani biegli "jednoznacznie stwierdzili, że nie ma przepisów, które by zobowiązywały kontrolera ruchu lotniczego do wymuszenia na pilotach wykonania tego obowiązku". Jak przypomniał, sąd garnizonowy stwierdził, że pracę radarów mogły zakłócać złe warunki pogodowe.
Sąd odwoławczy nie zgodził się także z argumentem prokuratury, że złamano przepisy zakazujące przesłuchiwania w charakterze świadków członków komisji badającej wypadek lotniczy. Regulacje te – zwracał uwagę sędzia Gmyz – weszły w życie już w trakcie postępowania sądowego, a członkowie komisji byli już wcześniej przesłuchani przez prokuratora, zaś w trakcie procesu sąd uzyskał od wyższej instancji zgodę na wykorzystanie materiałów komisji; taką możliwość przewiduje prawo lotnicze.
Sędzia dodał, że nawet jeżeli w tym zakresie doszło do naruszenia przepisów, nie miało to wpływu na treść orzeczenia. "Sąd uznał, że taka sytuacja nie zachodzi, ponieważ - po pierwsze - wyniki badań komisji były udostępnione sądowi (...), tym bardziej że de facto zeznania świadków można ocenić jako niekorzystne dla oskarżonego" – powiedział Gmyz.
Prokurator płk Tadeusz Cieśla powiedział dziennikarzom, że prokuratura zwróci się o pisemne uzasadnienie wyroku i po jego analizie rozważy złożenie kasacji. W środę w sądzie nie było ani oskarżonego i jego obrońcy, ani żadnego z oskarżycieli posiłkowych.
Oskarżając kontrolera, prokuratura zarazem uznała, że nie przyczynił się on bezpośrednio do katastrofy. Po stronie załogi stwierdzono bowiem błędy w sztuce pilotażu, brak synchronizacji wysokościomierzy, nieobserwowanie przyrządów. Efektem było doprowadzenie do przechylenia i pochylenia samolotu, utraty siły nośnej i katastrofy.
Według prokuratury B., "mając obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa samolotu CASA, poprzez kontrolowanie ruchu samolotu na ścieżce zniżania, przekazywania załodze samolotu informacji o pozycji statku w stosunku do ścieżki zniżania, nie egzekwował tych powinności". Miał on akceptować "sytuację braku określenia odchyleń w wysokości pozycji samolotu i sytuację braku korekty tego stanu przez załogę". Miało to polegać m.in. na nieobserwowaniu ekranu radaru ścieżki zniżania i nieżądaniu od załogi potwierdzeń zrozumienia podawanych komend. Kontrolerowi groziło do trzech lat więzienia.
W trwającym od lata 2011 r. procesie prokuratura zażądała dla B. kary 10 miesięcy ograniczenia wolności w postaci dodatkowego pozostawania w dyspozycji przełożonych po cztery godziny przez dwa dni w tygodniu. Obrona wnosiła o uniewinnienie; B., który obecnie służy w bazie lotniczej w Łasku, nie przyznawał się do zarzutu.
W marcu sąd garnizonowy uznał, że prokuratura nie udowodniła, by B. nie obserwował ekranu ze ścieżką zniżania. Sędzia mjr Agnieszka Kobylińska zwracała uwagę, że na ekranie radaru mogły być "śmieci", które utrudniały widok znacznika samolotu. Tak zeznawał sam B. Sędzia przypomniała, że nie ma nagrania zrzutu ekranu, co wyklucza jednoznaczne ustalenie sprawy. Zwracała też uwagę, że świadkowie z komisji badania wypadków lotniczych zeznali, że w tej sytuacji nie ma możliwości wykazania prawdziwości oskarżenia.
Samolot transportowy CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. pod Mirosławcem (Zachodniopomorskie). Po katastrofie stanowiska straciło pięciu wojskowych bezpośrednio odpowiedzialnych - w ocenie szefa MON - za decyzje, które do niej doprowadziły.
Najbliżsi ofiar - wdowy, rodzice i dzieci - otrzymali po 250 tys. zł za śmierć bliskich. Łącznie MON miał wypłacić 19,5 mln zł rodzinom ofiar.
W marcu 2011 r. prokuratura rosyjska prowadząca śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej zwróciła się do Polski o przekazanie prawomocnego orzeczenia kończącego postępowanie karne w sprawie CASY. W 2013 r. Naczelna Prokuratura Wojskowa podała, że tego wniosku strony rosyjskiej nie zrealizowano, bo proces wciąż trwał w sądzie I instancji.
Oficjalnie strona rosyjska nie podała, czemu wystąpiła z takim wnioskiem. Część polskich mediów pisała, że strona rosyjska chce poznać szczegóły katastrofy CASY, "by wykorzystać to przeciwko Polsce", bo przy katastrofie CASY stwierdzono nieprawidłowy dobór pilotów i ich złe współdziałanie. "Żądania strony rosyjskiej bywają zaskakujące" - powiedział w najnowszym wywiadzie dla PAP prokurator generalny Andrzej Seremet.(PAP)