Rak prostaty jest już trzecią przyczyną zgonów mężczyzn w Polsce
Rak prostaty jest już trzecią przyczyną zgonów, każdy mężczyzna po 50. roku życia co roku powinien się badać profilaktycznie w kierunku tego nowotworu – alarmowano w środę na konferencji prasowej w Sejmie.
Spotkanie zorganizowano w ramach akcji „Jestem ojcem – badam się. Profilaktyka raka prostaty” zachęcającej mężczyzn do regularnego badania się. „Mężczyźni zrozumieli już, że należy dbać o serce, by uniknąć zawału serca, teraz muszą się przekonać, że warto się badać, by wcześnie wykryć raka prostaty” – powiedział prezes Fundacji „Wygrajmy Zdrowie” Szymon Chrostowski.
Kierownik kliniki urologii i urologii klinicznej Szpitala MSW w Warszawie dr Wojciech Rogowski powiedział, że w Polsce rak prostaty jest zbyt często wykrywany w stanie zaawansowanym. „Efekty tego są takie, że nowotwór ten co roku wykrywa się u ponad 10 tys. mężczyzn, spośród których umiera prawie co drugi, bo na skuteczne leczenie jest już zbyt późno” – podkreślił. Dodał, że chorym w tym stanie można przedłużyć życie, ale nie można już ich wyleczyć.
Z danych przedstawionych na spotkaniu wynika, że rak prostaty jest w naszym kraju już trzecią przyczyną zgonów wśród chorób nowotworowych, po raku płuca i raku jelita grubego. Dr Rogowski twierdzi, że w przyszłości nic się nie zmieni, jeśli nadal nie będzie można wcześnie go wykrywać. A to nie będzie możliwe, jeśli mężczyźni po 50. rok użycia nie będą zgłaszali się na badania.
Specjalista zaleca, żeby raz w roku zgłaszać się do lekarza, najlepiej do urologa, na badanie per rectum (przez kiszkę stolcową) pozwalające ocenić prostatę. Co roku należy również wykonać test PSA polegający na kontrolowaniu we krwi poziomu antygenu (Prostate-Specific Antigen), wytwarzanego przez komórki gruczołu prostaty, którego zadaniem jest upłynnienie nasienia. Gdy jego poziom jest podwyższony, może to świadczyć o rozwoju nowotworu.
Badanie kontrolne powinny wykonywać mężczyźni, którzy nie odczuwają żadnych dolegliwości, ponieważ choroba początkowo nie powoduje żadnych objawów. „Również trudności w oddawaniu moczu i nagłe parcia na pęcherz nie muszą świadczyć o rozwoju raka prostaty. Takie same dolegliwości powoduje łagodny przerost gruczołu krokowego” – podkreśla dr Rogowski. Nie można tego jednak lekceważyć.
Jego zdaniem, zawsze w takiej sytuacji należy pójść do lekarza i wykonać dodatkowe badania, takie jak USG i biopsja, żeby się upewnić, że nie rozwija się groźny nowotwór. Największym błędem jest ograniczenie się jedynie do kuracji polegającej na zażywaniu dostępnych bez recepty leków łagodzących trudności w oddawaniu moczu. „Dolegliwości te mogą ustąpić, ale rak będzie się nadal rozwijał” – dodał specjalista.
Kierownik zakładu psychoonkologii Centrum Onkologii w Warszawie dr Mariola Kosowicz przyznała, że Polacy wciąż boją się badań profilaktycznych, bo nie chcą, żeby coś zostało u nich wykryte. „To błędne koło, boimy się badań, a potem żałujemy, że się wcześniej nie badaliśmy, gdy już zostanie wykryty nowotwór. Wszyscy chorzy przyznają jak bardzo się mylili i przyznają, że kłopotliwe badanie, takie jak per rectum, jest niczym w porównaniu do tego, co czeka pacjenta po wykryciu zaawansowanego nowotworu” - powiedziała.
Podatność na raka prostaty zależy w znacznym stopniu od stylu życia. Dr Rogowski przypomniał, że Afrykańczycy rzadko chorują z tego powodu, natomiast jest to częste schorzenie wśród Afroamerykanów. Przyczyną jest mało aktywny tryb życia oraz niekorzystna dieta sprzyjająca otyłości.
Na badania kontrolne powinni zgłaszać się jednak wszyscy, bez względu na styl życia. Bardzo łatwo jest przegapić rozwój raka prostaty, podobnie jak wielu innych nowotworów. „U niektórych chorych pierwszym objawem choroby jest ból kości, na przykład w okolicy kręgosłupa. Nie ma on jednak nic wspólnego ze zwyrodnieniami. Jest on powodowany przerzutami do kości, które często się zdarzają w zaawansowanym raku prostaty” – powiedział dr Rogowski.
Badać należy się najpóźniej po 50. roku życia, ponieważ mikroskopowe zalążki raka prostaty wykrywa się u 30 proc. mężczyzn po pięćdziesiątce i 80 proc. tych po 80. roku życia. (PAP)