W czwartek zarząd PO zajmie się głosowaniem ws. immunitetu Kamińskiego
W czwartek zbiera się zarząd PO, który zajmie się sprawą głosowania nad uchyleniem immunitetu b. szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. Kilku posłów Platformy było przeciw wnioskowi prokuratury, kilkunastu wstrzymało się od głosu. Poseł PiS immunitet zachował.
Niektórzy posłowie PO uważają, że osoby, które głosowały wbrew reszcie klubu, powinny ponieść konsekwencje; niektórzy winą za tę sytuację obarczają kierownictwo klubu.
O uchylenie immunitetu Kamińskiemu wnioskowała Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która chciała postawić mu zarzuty przekroczenia uprawnień podczas czynności operacyjnych Biura. Kamiński informował, że wniosek prokuratury dotyczył operacji zakupu willi w Kazimierzu Dolnym, którą wcześniej - jak przypuszczało Biuro - nielegalnie kupili Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy. Posłowie zdecydowali we wtorek, że Kamiński zachowa immunitet. Klub PO podzielił się w tej sprawie - siedmiu posłów głosowało przeciwko wnioskowi prokuratury; 16 wstrzymało się od głosu. Do uchylenia immunitetu b. szefowi CBA zabrakło 15 głosów.
Politycy Platformy przyznają, że jest to porażka ich formacji, ponieważ to m.in. głosy PO mogły przesądzić o wyniku głosowania. "Sam jeszcze do końca nie rozumiem tego, co się stało, pomimo rozmów z posłami z naszego klubu" - mówił w środę w Radiu Zet sekretarz generalny PO Paweł Graś. Przyznał, że sytuacja, która powstała po głosowaniu, nie jest dobra dla jego partii.
Podobnego zdania jest b. wiceszef PO Grzegorz Schetyna. "Sprawa była oczywista jeszcze minuty przed głosowaniem; trzeba wyciągać wnioski z takich zdarzeń, zarząd w czwartek na pewno będzie o tym rozmawiał" - powiedział Schetyna w środę w radiowej Trójce.
Szef klubu PO Rafał Grupiński mówił z kolei: "Część naszych kolegów sprawiła nam przykrą niespodziankę, z której trudno nam się wytłumaczyć do końca przed naszym elektoratem. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że Mariusz Kamiński nadużywał władzy zarządzając CBA, jego funkcjonariusze przekraczali uprawnienia".
Jego zdaniem winni są tu przede wszystkim ci posłowie, którzy głosowali w sposób korzystny dla Kamińskiego. "Z przykrością muszę zauważyć, że jest to w dużej części grupa posłów powtarzająca się, jeśli chodzi o niegłosowanie razem z klubem w istotniejszych sprawach światopoglądowych. Spora grupa tych samych osób chroniła wcześniej immunitet Antoniego Macierewicza. Jest to więc problem bardziej polityczny niż dyscyplinarny" - podkreślił Grupiński w rozmowie z PAP. Jak dodał, osoby te muszą być jednak gotowe na to, by przyjąć wiążące się z tym konsekwencje.
Inni politycy PO przestrzegają jednak przed zbyt restrykcyjnym karaniem posłów, którzy głosowali niezgodnie z resztą klubu. "Jeśli dziś zaczniemy straszyć ich tym, że w przyszłym roku nie znajdą się na naszych listach wyborczych, to rezultat może być taki, że zaczną sobie szukać alternatywy i stracimy większość z koalicji. To prosta droga do przedterminowych wyborów. Czy na pewno o to nam chodzi?" - mówił PAP jeden z członków zarządu. "Moim zdaniem trzeba z nimi po prostu stanowczo porozmawiać" - dodał.
Część polityków PO za wynik głosowania obwinia kierownictwo klubu. "Zabrakło spotkania, na którym posłowie dostaliby jasną wskazówkę jak głosować" - powiedział PAP jeden z posłów. O potrzebie mobilizacji klubu w sprawie Kamińskiego mówił również PAP we wtorek wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk.
"Rozmawiałem z wieloma posłami już po tym głosowaniu - część tłumaczyła, że nie zdawała sobie sprawy z wagi sytuacji; część skarżyła szefostwo klubu PO, że nie było wcześniej posiedzenia klubu, nie było sprecyzowanego stanowiska" - mówił z kolei w Radiu Zet Graś. Zaznaczył jednak, że nie przekonują go te wyjaśnienia. Zdaniem Grupińskiego jednak, klub PO omawiał sprawę immunitetu Kamińskiego na posiedzeniu 27 maja.
Niektórzy politycy PO - choć wyłącznie w rozmowach nieoficjalnych - przewidują, że efektem wtorkowego głosowania może być zmiana kierownictwa klubu. "Klub od dawna nie jest kolektywem i trzeba wreszcie coś z tym zrobić" - podkreślił w rozmowie z PAP jeden z członków zarządu PO. Według niego, jeśli w czwartek zapadłaby decyzja o odwołaniu Grupińskiego i jego zastępców, wówczas w niedługim czasie zebrałby się klub po to, by dokonać zmian.
Klub PO rozmawiał na temat wtorkowego głosowania tuż po jego zakończeniu. Z relacji posłów wynikało m.in., że mieli żal do kierownictwa o brak jasnych wskazówek jak zachować się w sprawie immunitetu Kamińskiego. We wtorek wieczorem na temat wyników głosowania rozmawiali też w Sejmie marszałek Ewa Kopacz i premier Donald Tusk.
Politycy PO za zaistniałą sytuację winią również szefa Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich Macieja Mroczka z Twojego Ruchu, który jako sprawozdawca, prezentował we wtorek wniosek prokuratury o uchylenie immunitetu Kamińskiemu i nie przytoczył w swym wystąpieniu treści uzasadnienia prokuratury. "Został (do roli sprawozdawcy - PAP) wyznaczony poseł, który - zdaje się - nie bardzo był zorientowany w tym, jak istotne jest przedstawienie stanowiska komisji regulaminowej. Mógł skorzystać z obszernego uzasadnienia wniosku prokuratury" - wskazał Grupiński.
Wśród posłów, którzy głosowali przeciwko uchyleniu immunitetu Kamińskiemu byli m.in.: wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń, a także uchodzący za partyjnych konserwatystów: Antoni Mężydło, Grzegorz Raniewicz i Andrzej Smirnow. Kozdroń mówił w środę dziennikarzom, że popełnił błąd. "Moja wina polega na tym, że nie dopełniłem obowiązków. Wszyscy posłowie mieli możliwość przeczytania tych zarzutów (prokuratury wobec Kamińskiego - PAP). Dziś zagłosowałbym inaczej" - zadeklarował.
W 2010 r. CBA doniosło o podejrzeniu nadużycia władzy i nielegalności działań CBA w związku z zakupem willi w Kazimierzu w 2009 r. Wg "Gazety Wyborczej" CBA - chcąc udowodnić, że małżeństwo Kwaśniewskich miało nielegalne dochody - kupiło dom w Kazimierzu nad Wisłą. Celem CBA było udowodnienie, że Kwaśniewscy kupili dom na podstawioną osobę.
Według "GW" akcję prowadził agent Tomek (obecnie poseł niezależny Tomasz Kaczmarek), który za nieruchomość wartą 1,6 mln zł miał oferować dwa razy więcej, licząc, że pieniądze trafią do Kwaśniewskich. Ale w lipcu 2009 r., w kulminacyjnym momencie, akcja została przerwana, bo pośredniczący w transakcji Jan J. wyjął część należności (1,5 mln zł) z torby, w której był nadajnik mający namierzyć, gdzie pieniądze zostaną zawiezione - pisała "GW". Po publikacji Kamiński mówił, że część tych informacji jest "absolutnie nieprawdziwa".