Friedman: Polska potęgą, UE staroświecka, NATO nieefektywne
Polska wyrosła na potęgę w regionie, NATO jest nieefektywne, a idea UE - staroświecka - uważa amerykański politolog George Friedman. Sankcje wobec Rosji nazywa żartem. "Pomysł, że Rosja zmieni politykę, bo Ławrow nie będzie mógł pojechać do Disneylandu jest obłąkany" - przekonuje.
"NATO nie jest efektywną strukturą sojuszniczą. To sojusz militarny bez struktur militarnych. To oznacza, że obecnie region jest zdeterminowany przez działania dwóch krajów: pierwszym jest Rumunia, a drugim, dużo ważniejszym - Polska. Dla mnie absolutnym początkiem, który może powstrzymać +nową Rosję+ są relacje między Bukaresztem, a Warszawą" - powiedział PAP Friedman.
Ocenił, że Polacy już przejęli wiodącą rolę w kryzysie ukraińskim, na Białorusi, w partnerstwie ze Szwecją, a także w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi. "Polska wyrosła na zdecydowaną potęgę. Nie jest jeszcze wystarczająco silna, by dokonywać fundamentalnych ruchów sama, ale jest wystarczająco silna, aby wywołać w Rosji koszmary senne" - dodał Friedman.
Przekonywał, że Polacy muszą sami zadbać o własne bezpieczeństwo, nie oglądając się na innych. "Jesteście przyzwyczajeni do pytania: co zrobią Rosjanie, co zrobią Amerykanie? Co zrobią Niemcy? To nie jest dzisiaj właściwe pytanie. Najważniejszą kwestią jest - co zrobicie wy. Chcecie dostać 10 tys. żołnierzy - to nie jest niemożliwe dla Amerykanów, ale oni chcą widzieć 100 tys. dobrze uzbrojonych polskich żołnierzy. Możemy nawet dostarczyć broń, ale potrzebujemy partnera, a nie kaleki. Nie mówię, że Polska jest kaleką, ale łatwo jest wywołać bijatykę razem z Ukraińcami, a potem krzyczeć na Amerykanów, że się nie angażują" - podkreślił Friedman.
Jego zdaniem, w całym regionie dokonuje się obecnie "psychologiczna zmiana". "To, o czym myślano, że się nie wydarzy, wydarzyło się. Wielu myślało, że to nieporozumienie, ale wszyscy czekają, by Amerykanie przyszli i wykonali jakieś magiczne sztuczki. Pytacie, gdzie są Amerykanie? Odpowiedź brzmi: w trakcie pierwszej wojny światowej włączyliśmy się w konflikt w ostatnim możliwym momencie, po upadku cara. Wysłaliśmy milion żołnierzy i wróciliśmy do domu. W Europie włączyliśmy się do II wojny światowej w 1944 r., po tym jak Sowieci zniszczyli Wermacht. W trakcie zimnej wojny zawsze Niemcy były naszym frontem. Amerykańska strategia przewiduje, by angażować się w konflikt późno, ale dostarczać wsparcie krajom, które są zaangażowane w działania obronne, we własną obronę. Widzimy zaangażowanie Polski i sądzimy, że jest ono stabilne" - ocenił amerykański politolog.
Jak mówił, w latach 30-tych XX w. Polska definiowała swoją politykę bezpieczeństwa jako "czekanie na Francuzów". "Ale należało zapewnić im 90 dni, żeby mogli przyjść wam na ratunek, podczas gdy wasza obrona załamała się w pierwszym tygodniu. Nikt nie oczekuje, że Polska obroni się zupełnie sama, ale musicie wytrzymać te 90 dni. A jeśli będziecie w stanie to zrobić, Rosjanie nie zaatakują" - zaznaczył.
Podkreślając, że za suwerenność trzeba płacić, Friedman ocenił, że Polska jest na to przygotowana, potrzebuje tylko "przepracować to w kategoriach psychologicznych". "Nie jestem pewien, czy inne kraje Grupy Wyszehradzkiej są na tym samym poziomie świadomości. Czy możecie liczyć na Amerykanów? Możecie liczyć, że zrobimy to, co jest w naszym interesie narodowym, czyli upewnimy się, że pomiędzy Rosją a Niemcami leży niepodległa Polska" - dodał.
Ekspert przekonuje też, że idea UE jest staroświecka, w kontekście głębokich rozbieżności pomiędzy krajami członkowskimi. "Grecy, czy Hiszpanie mają 26 proc. procentowe bezrobocie, Niemcy mają mniej niż 6 proc. bezrobocia. Społeczeństwa w tych krajach prowadzą zupełnie różne życie, mają zupełnie inne problemy. Instytucja, która je łączy nie rozwiązuje ich problemów" - argumentuje Friedman.
Odnosząc się do sytuacji na Ukrainie Friedman ocenia, że to Polska i inne kraje Europy pełnią rolę "strefy buforowej". "Dużym znakiem zapytania są Niemcy, enigma Europy. (...) Niemcy mierzą się teraz z czymś, z czym nigdy nie chcieli się znowu mierzyć: z kwestią rosyjską. Inne kraje tak naprawdę nie przejmują się całą sytuacją: Hiszpania, Francja, Włochy. Nikogo to nie obchodzi. To wy jesteście strefą buforową" - przekonuje ekspert.
Friedman uważa, że to co się dzieje na Ukrainie jest epizodem, a nie decydującym momentem. Jak przekonuje, Ukraina jest właściwie niezarządzalna, o czym przekonujemy się przez ostatnie kilkanaście lat. Zwrócił uwagę, że niedawno od władzy został usunięty tamtejszy prezydent, a teraz kraj będzie miał nowego. "Z jakichś powodów wierzymy, że to stworzy jakąś znaczącą różnicę, ale tak się nie stanie" - zaznaczył.
"Ukraina jest podzielona na wiele różnych sposobów, m.in. pomiędzy oligarchów, którzy mają różne interesy i konkurują pomiędzy sobą. Rosjanie nie chcą, żeby Ukraina była częścią NATO, UE, czy nawet, żeby o tym myślała. Sądzę, że Rosjanie uznali - w związku z wydarzeniami w Kijowie - ż Stany Zjednoczone podjęły decyzję, aby zdestabilizować Rosję" - mówi Friedman.
Przekonuje, że Rosjanie "nie mogą żyć bez Ukrainy". "Jeśli Ukraina byłaby częścią zachodniego Sojuszu, oznaczałoby to, że sięgałby on niemal do Stalingradu (obecny Wołgograd). To 500 kilometrów za (historyczną) granicą Rosji. Z Ukrainy pochodzą zboża, których używają Rosjanie, tak samo z częściami zapasowymi do samolotów. Pomiędzy tymi dwoma krajami są głębokie zależności" - dodaje Friedman.
Jego zdaniem, Rosjanie "rozglądają się" również po innych krajach regionu. "Najważniejsza jest Gruzja. Azerbejdżan, Turkmenistan jako kraje tranzytowe gazu są jedyną potencjalną alternatywą dla rosyjskiej energii dla Europy. Rosja musi mieć pewność, że nie będzie żadnej alternatywy dla jej dostaw. Jeśli Gruzja nie da zezwolenia na gazociąg przez jej terytorium, to on nie powstanie. I to zmienia całą grę. Kolejnym miejscem jest Mołdawia, oni (Rosjanie - PAP) chcą bronić linii rzeki Prut (na granicy z Rumunią), nie Dniestru, który jest zbyt blisko Odessy. W trzeciej kolejności są kraje bałtyckie. To wasze sąsiedztwo i wasz problem" - podkreślił Friedman.
Ekspert ostro krytykuje sankcje nałożone przez UE i USA na Rosję za agresję na Ukrainę. "Sankcje były nieefektywne, to był po prostu żart. Zostały nałożone, aby sprawiać wrażenie, że coś robimy, podczas gdy nie robiono nic. Sankcje przeciwko ósmej największej gospodarce świata - to szaleństwo. Rosja może odpowiedzieć kontrsankcjami. W Rosji wiele działa wiele firm amerykańskich, Rosjanie mogą je przejąć, zablokować ich rachunki bankowe. Dlatego Amerykanie z największą ostrożnością nałożyli sankcje, które nic nie znaczą. Nie mogliśmy znieść perspektywy odwetu. Są sytuacje, w których sankcje się sprawdzają, ale to nie jest ta sytuacja. Pomysł, że Rosja zmieni swoją politykę wobec Ukrainy, bo Ławrow nie będzie mógł pojechać do Disneylandu jest obłąkany" - podkreślił Friedman.
George Friedman to amerykański politolog węgierskiego pochodzenia, założyciel prywatnej agencji wywiadu Stratfor, która opracowuje analizy na potrzeby m.in. agend rządu USA oraz klientów prywatnych.
Rozmawiali: Marta Tumidalska i Krzysztof Strzępka (PAP)