Donald Tusk przekonywał w Brukseli do unii energetycznej
Premier Donald Tusk namawiał w środę w Brukseli, by w reakcji na kryzys wokół Ukrainy UE przebudowała rynek gazu. Przedstawiciele KE podkreślali, że energia nie może być bronią polityczną. Rosja tymczasem podpisała kontrakt gazowy z Chinami.
W środę w Brukseli odbyła się konferencja pt. "Wytyczanie drogi do europejskiej strategii bezpieczeństwa energetycznego" z udziałem m.in. polskiego premiera, a także szefa KE Jose Barroso oraz komisarza UE ds. energii Guenthera Oettingera.
Tusk przekonywał, że zależność energetyczna to problem gospodarczy i ustrojowy dla Unii Europejskiej, niezależnie od zachowania Rosji czy innych dostawców energii. Ta zależność "ogranicza Europę w jej możliwościach politycznych", np. w możliwościach reagowania na "agresywną politykę rosyjską na Ukrainie" - dodał.
Szef KE odnosząc się do propozycji unii energetycznej, które szczegóły przedstawiał Tusk, oświadczył: życzyłbym sobie, żeby wiele z pańskich pomysłów, które były tak ważne dla debaty, mogły być teraz także dyskutowane pomiędzy członkami Rady Europejskiej. KE na czerwcowym szczycie ma przedstawić jasne propozycje dotyczące zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego.
Barroso podkreślał, że UE importuje obecnie 66 proc. konsumowanego gazu, a najbardziej uzależnione od importu są mniej zintegrowane kraje bałtyckie i wschodniej Europy. "Jednocześnie zależność jest dwukierunkową drogą. Wiąże tak samo zarówno dostawców, jak i klientów. Rosja eksportuje do UE 80 proc. swojej ropy i ponad 70 proc. gazu - jest to jej zdecydowanie najbardziej atrakcyjny rynek" - mówił szef KE.
"Przychody z tego handlu są kluczowe dla rosyjskiego budżetu. Dlatego bardzo mocno podkreślamy w ostatnich miesiącach, że energia nie może być używana jako polityczna broń; (...) uderzyłoby to rykoszetem w tych, którzy tego próbują" - dodał.
Wtórował mu komisarz UE ds. energii, który mówił, że nie można zaakceptować sytuacji, w której energia i ceny gazu są używane jako polityczne narzędzie przeciwko Ukrainie czy krajom tranzytowym takim jak Gruzja i Azerbejdżan. Zwracał uwagę na znaczenie dywersyfikacji źródeł, dróg i dostawców.
Argumentował, że najważniejszą strategią jest ukończenie budowy wewnętrznego rynku UE. Jako drugi czynnik wymienił efektywność energetyczną, która oznacza zredukowanie zużycia energii, jej importu i zależności od dostawców. Oettinger zadeklarował, że UE chce kontynuować partnerstwo z Rosją, ale też z Norwegią i Algierią oraz zbudować południowy korytarz dostaw.
W czasie gdy w Brukseli Tusk przekonywał do unii energetycznej, z Pragi przyszła nieoficjalna informacja, że Czechy będą przeciwne zakupom gazu dla UE przez jeden organ. Napisał o tym Reuters, powołując się na projekt dokumentu rządowego w tej sprawie.
Eksperci wskazują, że wspólne zakupy gazu w UE będą bardzo trudne do zrealizowania, bo nie odpowiadają interesom tych państw, które za rosyjski gaz płacą mniej, czyli krajom zachodniej Europy.
"Wystarczy spojrzeć na obecne ceny gazu w Europie. W krajach UE, które są położone bliżej Federacji Rosyjskiej - Polsce, Węgrzech, Litwie, Łotwie czy Estonii - ceny gazu są wysokie, bo brakuje alternatywnych dostawców wobec Gazpromu. Te kraje wierzą, że jeśli kraje unijne będą razem kupowały gaz, to otrzymają lepsze ceny" - powiedział PAP ekspert brukselskiego think-tanku Bruegel Georg Zachmann.
Rosja tymczasem stara się zapewniać kolejne rynki zbytu na swój gaz. W środę Gazprom i chiński koncern CNPC podpisały w Szanghaju kontrakt na dostawę gazu z Rosji do Chin. Według agencji Interfax dokument dotyczy dostaw 38 mld metrów sześciennych surowca rocznie przez 30 lat.
Kontrakt podpisano w obecności prezydentów Rosji i Chin, Władimira Putina i Xi Jinpinga. Nie podano ceny gazu zapisanej w dokumencie. Cytowane przez rosyjską agencję "źródło znające sytuację" przekazało, że jest ona "wyższa niż 350 dolarów".
Jednak jak zauważył w rozmowie z PAP b. minister gospodarki Piotr Woźniak, należy z dużą ostrożnością podchodzić do podawanych w mediach cen. Podkreślił, że 350 dol. to mniej od średniej niemieckiej ceny importowanego z Rosji gazu i poniżej średniej ceny płaconej przez Europę. Ta różnica może sięgać nawet 50 dol. - ocenił Woźniak.
Jak dodał, ostateczna cena może być jeszcze niższa. "O ile znam relacje rosyjsko-chińskie, to te 350 dol. należy pomniejszyć o rosyjskie cło eksportowe, z którego Rosjanie najprawdopodobniej w ostatniej chwili zrezygnowali. To cło wynosi obecnie ok. 100 dol., więc ostateczna cena wychodzi 250 dolarów" - powiedział. Strona chińska żadnej ceny nie podała - dodał.
Moskwa i Pekin prowadziły negocjacje w sprawie dostaw gazu od ponad 10 lat. Zdaniem ekspertów Europa nie odczuje jednak tego kontraktu. Wskazują, że Rosjanie nie mają żadnego interesu w ograniczaniu dostaw do Europy, bo sprzedają tu gaz drożej niż do Chin.
Zdaniem analityka UniCredit Flawiusza Pawluka, chiński kontrakt w żaden sposób nie dotknie Polski. "Aby ograniczyć dostawy, Gazprom musiałby w jakiś sposób zmienić zapisy kontraktu z PGNiG, co generalnie jest niemożliwe bez kar umownych" - zauważył.
Aby rosyjski gaz popłynął do Chin, potrzebne są jeszcze wielkie inwestycje infrastrukturalne - budowa gazociągu Siła Syberii do Władywostoku, z odgałęzieniem do Chin w rejonie Błagowieszczeńska nad Amurem. Łącznie z planowanym terminalem LNG we Władywostoku koszt ma wynieść 80-90 mld dol. (PAP)