Miller na 1 Maja: mamy Święto Pracy bez pracy
Mamy Święto Pracy bez pracy, a Polska nie jest zieloną, lecz szarą wyspą. Wypełniają ją obywatele zrobieni na szaro przez władze Rzeczypospolitej - mówił w środę szef SLD Leszek Miller przed rozpoczęciem dorocznego pochodu OPZZ i SLD w Warszawie.
Tegoroczny pochód OPZZ i SLD odbył się pod hasłem "Godna praca - dość wyzysku". Przeszedł sprzed siedziby OPZZ przy ul. Kopernika i Krakowskim Przedmieściem, Nowym Światem i Książęcą dotarł do parku Rydza-Śmigłego, w pobliżu dawnej siedziby SLD przy ul. Rozbrat. Tam dla uczestników pochodu zorganizowano "rodzinny piknik europejski", którego główną atrakcją był występ zespołu Weekend.
Zanim pochód ruszył, głos zabrali liderzy SLD - Leszek Miller i OPZZ - Jan Guz.
"Polska majowa to dzieci bez przedszkola, rodzice bez pracy, a dziadkowie bez godnej emerytury" - mówił Miller do zebranych, przytaczając dane, w myśl których w Polsce jest 800 tysięcy niedożywionych dzieci, ponad milion obywateli nie spłaca swych zobowiązań, a 2,5 miliona osób pozostaje na bezrobociu.
"Polska obchodzi święto pracy bez pracy, bo praca stała się przywilejem. Zamiast produkcyjnych zakładów powstała wielka fabryka bezrobotnych. Zamiast zakładów pracy powstają tablice i pomniki, które upamiętniają zakłady zbudowane jeszcze w dekadzie Edwarda Gierka" - mówił, wzbudzając aplauz zebranych.
Jak dodał, słowo "kryzys" wróciło z impetem do naszego życia. "Polska nie jest już zieloną wyspą. Stała się szarą, bo wypełnia ją pełno ludzi zrobionych na szaro przez obecne władze Rzeczypospolitej. Ludzi, których nadzieje są coraz mniejsze, a rozgoryczenie coraz większe" - powiedział.
Miller przekonywał, że SLD jest jedyną lewicowa partią w parlamencie i powinna mieć większą reprezentację - "żeby człowiek był ważniejszy niż rynek, żeby praca była ważniejsza niż zasiłek, żeby obywatel był ważniejszy niż władza, a równe szanse - żeby były ważniejsze niż miejsce urodzenia".
Dodał, że "kończy się zima rządów PO i PSL". "Jest lewicowa alternatywa. Idzie wiosna lewicy. Pójdziemy w pochodzie przekonani, że przyszłość należy do nas" - podkreślił.
Przewodniczący OPZZ podkreślił z kolei, że manifestujący walczą z "niegodziwościami obecnej władzy". "To właśnie w dniu dzisiejszym oddajemy cześć ludziom ciężkiej pracy najemnej. Właśnie dzisiaj przypominamy jak praca jest ciężka, jak nie jest szanowana, jak jest zwalczana przez rządzących" - mówił.
Jak dodał, 1 Maja jest świętem państwowym, ale "nie jest świętem radosnym". "Dziś jesteśmy w okresie głębokiego kryzysu wywołanego przez finansjerę i kapitał (...) Solidaryzujemy się z tymi, którzy muszą znosić ciężary kryzysu. Walka o prawa pracownicze w globalnym świecie to nasz wspólny obowiązek. Kryzys dotyka coraz bardziej Polskę. Polska nie jest zieloną wyspą. Nigdy nią nie była. Chyba, że porośniętą szczawiem i mirabelkami" - mówił do zebranych.
Guz skrytykował też rząd Donalda Tuska, który - jego zdaniem - "doprowadził do biedy i ubóstwa". "Zafundował nam śmieciowe umowy i pracę aż do śmierci. Ten rząd jest architektem i odpowiedzialnym za Polską biedę, za ograniczenie wydatków na pomoc społeczną i socjalną (...) Ten rząd jest na usługach pazernych korporacji finansowych. Temu mówimy +nie+, rząd wybraliśmy po to, żeby służył Polakom i polskiemu społeczeństwu" - mówił przewodniczący OPZZ.
Podkreślił, że związkowcy "nie będą klękać przed kapitałem, ani taką władzą". "Mamy związkową dumę i rozliczymy tych nieudaczników. Za takie działanie ruch związkowy w dniu dzisiejszym wystawia dla rządu czerwoną kartkę (...) Jeśli rząd nie usłyszy tego protestu, to pójdziemy raz jeszcze - aż zmienimy tę władzę, aż zmienimy ten ustrój, aż ludzie pracy poczują, że są w swoim kraju, nie będą musieli wyjeżdżać (...) Razem jesteśmy silni. Wzywam oburzonych, lekceważonych, poniżonych - razem do walki o lepsze jutro" - krzyczał Guz przed uformowaniem pochodu.
Szef OPZZ przypomniał też, że w ostatnim roku 348 robotników "oddało życie na stanowiskach pracy". Zebrani uczcili ich pamięć minutą ciszy.
Uczestnicy pochodu nieśli transparenty związkowe i flagi państwowe. Skandowali m.in.: "Dziś Platformę zatopimy, a Donalda pogonimy". Rozdawany był też zerowy numer nowej lewicowej gazety "Dziennik Trybuna", który w regularnej sprzedaży ma znaleźć się 15 maja.
Poparcie dla warszawskiej manifestacji w liście do organizatorów wyraził szef Solidarności Piotr Duda. Wyjaśnił jednak, że związkowcy z "S" nie wezmą w niej udziału, bo tego dnia - zgodnie z wieloletnią tradycją - będą modlić się za ludzi pracy w Sanktuarium św. Józefa Robotnika w Kaliszu.
"Hasło +Godna praca - dość wyzysku+ jest dziś niestety hasłem, które trzeba głośno wykrzyczeć. NSZZ Solidarność również walczy o to, by dialog społeczny był w Polsce dialogiem prawdziwym, a nie kończył się na uściskach dłoni w świetle kamer. Rosnące bezrobocie, krzywdzące pracowników nadużywanie zatrudnienia na tzw. umowach śmieciowych i planowane przez rząd zmiany w Kodeksie pracy, które uczynią z pracownika niemal niewolnika, powodują, że na działania obecnych władz nie można patrzeć obojętnie" - napisał Duda w liście do przewodniczącego OPZZ.
Organizatorzy podali, że w przemarszu wzięło udział ponad 20 tys. osób. Stojący na kładce nad ulicą Książęcą fotoreporterzy i dziennikarze widzieli, że pochód wypełnił cały odcinek ulicy - gdy czoło z orkiestrą było na skrzyżowaniu z Rozbrat, ostatnia grupa - działkowcy z Polskiego Związku Działkowców skręcali z Placu Trzech Krzyży w Książęcą.(PAP)