Na Podkarpaciu, w Świętokrzyskiem i na Mazowszu bębny wzywają na rezurekcję
Mieszkańcom Wielopola Skrzyńskiego (Podkarpackie), Iwanisk (Świętokrzyskie) i Iłży (Mazowieckie) wieść o zmartwychwstaniu Chrystusa oznajmiają od północy w Wielką Sobotę uderzenia w bębny, nazywane też tarabanami lub barabanami.
W ten sposób wierni są wzywani na rezurekcję – pierwszą mszę świętą, odprawianą w Kościele katolickim z okazji uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego, połączoną z procesją.
Mieszkańców Wielopola Skrzyńskiego (Podkarpackie) na rezurekcję w Wielką Niedzielę zwołują już od północy uderzenia w turecki bęben. Zwyczaj ten nazywany przez miejscowych Meus, nawiązuje do powrotu króla Jana III Sobieskiego spod Wiednia.
Jak wyjaśnił PAP kierownik Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie Damian Drąg, według podań zachowanych wśród mieszkańców Wielopola król, wracając do kraju po zwycięskiej Odsieczy Wiedeńskiej, ofiarował mieszkańcom Wielopola bęben turecki.
Na pamiątkę tego wydarzenia każdego roku dobosz wędruje przez miejscowość w nocy z Wielkiej Soboty na Niedzielę Wielkanocną i uderzając w bęben, nazywany tarabanem, budzi śpiących wiernych na rezurekcję. W czasie obchodzenia wsi śpiewane są pieśni o zmartwychwstaniu, np. „Wesoły nam dzień dziś nastał”.
Dyrektor Domu Kultury w Wielopolu, Marcin Świerad zapewniał w rozmowie z PAP, że bęben jest oryginalny, turecki, co potwierdziły badania. Został ofiarowany przez wojska Sobieskiego w podzięce za gościnę. Natomiast historycy wykluczyli, by sam Sobieski wracał przez Wielopole Skrzyńskie.
Świerad podkreślił, że uderzenia w bęben towarzyszą też niektórym momentom w czasie mszy rezurekcyjnej, m.in. na jej rozpoczęcie, przed ewangelią, w czasie podniesienia i udzielania komunii.
Głos tarabana słychać także kilka godzin później – wczesnym popołudniem. Tym razem jego uderzenia zwołują mieszkańców Wielopola Skrzyńskiego na uroczystości poświęcone patronce morowego powietrza, świętej Rozalii Pustelnicy oraz ofiarom epidemii cholery, które w XIX wieku wielokrotnie nawiedzały rejon Wielopola.
Wierni słysząc bęben, gromadzą się przed kościołem i śpiewają pieśni wielkanocne i o św. Rozalii, a następnie przy dźwiękach bębna wyruszają w procesji do figury św. Jana Nepomucena, stojącej przy tzw. królewskiej drodze, czyli na dawnym trakcie wiodącym do Wielopola, oraz na cmentarz ofiar epidemii cholery. W procesji, oprócz mieszkańców, biorą udział strażacy, harcerze.
Przy figurze oraz na cmentarzu każdy, kto zechce, może uderzyć w bęben, co ma zapewnić mu zdrowie przez cały rok. Zdaniem Drąga uderzanie w bęben ma w tej tradycji wymiar magiczny, sięgający jeszcze czasów przedchrześcijańskich. Dawniej wierzono bowiem, że każdy okres przesilenia, w tym także przesilenia wiosennego, które przypada mniej więcej w okresie Wielkanocy, był czasem, gdy dusze przodków odwiedzały domy. Nie wolno zatem było w tym czasie hałasować, aby nie wystraszyć i nie przepędzić dusz.
„Ale później należało dać im sygnał, że mogą już odejść, że czas ich odwiedzin się skończył, więc je straszono. Stąd uderzenia w bęben, strzelanie z karbidu. Dzisiaj te wystrzały są na chwałę Jezusa Zmartwychwstałego, na wiwat, ale dawniej takie hałasowanie miało być pożegnaniem, przegnaniem dusz przodków” – wyjaśnił etnograf.
Ponadto, uderzenia w bęben mają wystraszyć dusze zmarłych pochowanych na cmentarzu dla choleryków, aby nie wrociły do wsi.
Drąg zauważył, że na Podkarpaciu zwyczaj zwoływania na rezurekcję uderzeniami w bęben praktykowany jest w kilku miejscowościach, jednak w Wielopolu Skrzyńskim przetrwał on w najbardziej efektownej i barwnej formie.
Mieszkańcy nazywają ten zwyczaj Meus, choć jego prawdziwa nazwa to Emaus – podkreślił etnograf. Jak wyjaśnił, słowo niezrozumiałe lub wywodzące się z obcego języka jest często przez niewykształconych ludzi zmieniane, przekręcane. I właśnie w takiej zmienionej formie przetrwało do dziś.
W Iwaniskach (Świętokrzyskie) wieść o Zmartwychwstaniu Pańskim niosą katolikom – w Wielką Sobotę od północy – tarabaniarze.
Taraban – duży bęben – od pokoleń przechowywany w tutejszej remizie, przygotowuje się na trzy miesiące przez Wielkanocą. Co jakiś czas – dla wydobycia jak najlepszego dźwięku – zmienia się pokrywającą go skórę.
Na kilka minut przed północą bęben wnoszony jest do miejscowego kościoła, gdzie trwa jeszcze czuwanie przy grobie Jezusa. O północy rozpoczyna się kilkunastominutowy koncert najbardziej doświadczonego dobosza, często jest to strażak-ochotnik. Strażacy jeszcze przez godzinę będą wybijali na tarabanie specjalny, ten sam od dziesięcioleci, rytm. Zgodnie ze zwyczajem, wcześniej pójdą bębnić przed plebanią, aby obudzić księdza. Potem wszyscy wyruszają ulicami miasteczka, gdzie młodzi kawalerowie grają do białego rana przed domami panien. Gospodarz domu wita bębniarzy i zaprasza na krótki poczęstunek, w trakcie którego wszyscy składają sobie świąteczne życzenia.
Taraban jest używany również podczas najbardziej doniosłych momentów pierwszej świątecznej mszy – rezurekcji.
Nie wiadomo, kiedy pojawiła się tradycja wielkanocnego bębnienia w Iwaniskach. Była podtrzymywana także w okresie II wojny światowej i w czasie stanu wojennego; wtedy na użycie tarabanu potrzebne były specjalne zezwolenia władz.
Według etnografa z Muzeum Wsi Kieleckiej Ewy Tomaszewskiej, iwańska tradycja wpisuje się w zwyczajowość wielkanocną, gdzie rezurekcja i Zmartwychwstanie były momentem kulminacyjnym.
„To moment, kiedy kończył się Wielki Tydzień, upływający w atmosferze powagi i oczekiwania na Zmartwychwstanie. Odgłos tarabanu ogłasza radosną nowinę. A chodzenie po domach nawiązuje już do Poniedziałku Wielkanocnego, kiedy grupy śmigusiarzy chodziły od domu do domu, przede wszystkim tam, gdzie były panny na wydaniu. Składano sobie życzenia, śpiewano pieśni, oblewano wodą i smagano się wierzbowymi witkami, co miało m.in. wzbudzić siły witalne” – tłumaczyła etnograf.
Także mieszkańcy Iłży k. Radomia (Mazowieckie) obwieszczają zmartwychwstanie Chrystusa uderzeniami w bęben, zwany przez miejscowych barabanem.
Barabanienie rozpoczyna się w Wielką Sobotę przy kościele farnym w Iłży. Orkiestra, której – zwłaszcza tuż po północy – towarzyszy wielu mieszkańców Iłży, chodzi ulicami po całym mieście. Niektre rodziny wychodzą przed swoje domostwa i zapraszają barabaniarzy do środka.
Na instrumencie gra jednocześnie ośmiu mężczyzn, a dwóch trzyma baraban, aby się nie przewrócił pod uderzeniami pałek. Przewodzi im solista, który nadaje rytm cienkimi pałeczkami.
Po raz ostatni uderzenia w baraban słychać tuż przed godziną 6 rano, kiedy wierni przychodzą do kościoła na mszę rezurekcyjną.
Iłżecki baraban pochodzi z XVII wieku. Dokładna data jego powstania nie jest znana. Nie wiadomo też, skąd znalazł się w Iłży. We wnętrzu instrumentu są cyfry, które prawdopodobnie wskazują rok 1638 lub 1683. Bęben wykonano z miedzianej blachy. Jego średnica wynosi metr, a wysokość siedemdziesiąt centymetrów. Obciągnięty jest wyprawioną skórą źrebięcą lub cielęcą.
Tradycja barabanienia sięga prawdopodobnie XVII wieku. Najstarsi mieszkańcy Iłży pamiętają, że z bębnem chodzono na długo przed II wojną światową. (PAP)