Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa zakończona. Sojusznicy wyraźnie spięci
Z dużego napięcia na linii USA-Europa zostanie zapamiętana tegoroczna Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa. Politycy z obu stron Atlantyku nie szczędzili sobie słownych ciosów i rozjechali się w atmosferze, którą trudno ocenić jako optymalną między sojusznikami.
Napięcie zbudował Donald Trump. Dzień przed rozpoczęciem Konferencji Bezpieczeństwa amerykański prezydent ogłosił, że do Monachium przylecą Rosjanie, żeby rozmawiać o końcu wojny w Ukrainie. Rosjan nie było, ale był wiceprezydent USA ze swoimi zarzutami.
- Nie Rosją, nie Chinami, ani innym graczem zewnętrznym - najbardziej martwię się zagrożeniem wewnętrznym, odejściem Europy od wspólnych wartości łączących wasz kontynent ze Stanami Zjednoczonymi - mówił J.D. Vance. Zarzucił też Europejczykom niszczenie demokracji i ograniczanie wolności słowa.
Wojna między Stanami, a Europą?
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz zwrócił uwagę, że nauki płynącej z wizyty w obozie w Dachau, który odwiedził wiceprezydent USA, nie da się pogodzić ze wspieraniem skrajnej prawicy. A niemiecki minister obrony Boris Pistorius skomentował: - Jeśli dobrze zrozumiałem, to część Europy została porównana do autorytarnych reżimów. To nieakceptowalne.
- Gdyby jakiś Marsjanin przyjechał tutaj, pomyślałby, że toczy się wojna między Stanami a Europą, a z Rosją nie ma żadnego problemu - tak atmosferę w Monachium opisał przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych Paweł Kowal.
„Ameryka nadaje ton"
„Konferencja Bezpieczeństwa w Monachium pokazała, że Niemcy nie odgrywają żadnej roli. Ameryka nadaje nowy ton” – pisze Peter Carstens w komentarzu opublikowanym w niedzielę w portalu „Frankfurter Allgemeine Zeitung”.
Przedstawiciele amerykańskiego rządu zapowiedzieli w Monachium nową erę – „czas Trumpa”. Jak wyjaśnił specjalny wysłannik ds. Ukrainy i Rosji Keith Kellogg, w tej nowej epoce nie będziemy czekali trzech lat na rozmowę telefoniczną prezydenta z Putinem, lecz dojdzie do niej natychmiast.
Trwały i uczciwy pokój w Ukrainie zostanie wynegocjowany w ciągu „dni lub tygodni”. Ukraińcy będą mogli uczestniczyć w zakończeniu wojny przez Trumpa. A Europejczycy? „Jestem za realistyczną dyplomacją, dlatego nie, Europejczycy nie będą przy tym obecni” – wyjaśnił Kellogg.
Niemcy krajem sparaliżowanym?
„Kellogg był czwartym po Trumpie, ministrze obrony Pete Hegsethcie i wiceprezydencie J.D. Vance’ie politykiem amerykańskim, który w tym tygodniu przyniósł Niemcom i Europie katastrofalne wiadomości” – zauważył Carstens. Jego zdaniem nikt nie potrafił przeciwstawić tej „mieszance arogancji, lekceważenia i złego wychowania” czegoś konkretnego. „Niemcy na tydzień przed wyborami sprawiały wrażenie kraju sparaliżowanego” – czytamy w „FAZ”. (...).
Gdy następnego dnia, podczas tradycyjnego obiadu przyjaciół Ukrainy w monachijskim Domu Literatury, Kellogg zakazał Europejczykom udziału w rozmowach o Ukrainie, doszło do protestu, ale nie ze strony polityków niemieckich, francuskich czy brytyjskich, lecz Estonii, Islandii i Chorwacji, którzy powiedzieli to, co było konieczne.
Ich stanowisko było „godne i konieczne”, jednak nie są to najważniejsze państwa kontynentu. Kellogg i znany krytyk Niemiec Richard Grenell (były ambasador USA w Berlinie) świetnie się bawili, podobnie jak świta Vance’a. „Oburzenie Europejczyków działało na nich jak wypicie kilku puszek Red Bulla” – ocenił komentator.
Ucieszyłby się Putin...
„Pomysł Amerykanów jest prosty. Jeżeli Europejczycy chcą coś zrobić, to powinni wysłać do Wschodniej Ukrainy od 50 tys. do 100 tys. uzbrojonych żołnierzy w misji pokojowej” – tłumaczy dziennikarz „FAZ”. Jego zdaniem w przypadku Bundeswehry „nie wchodzi to w rachubę”. Niemiecka armia stara się, by do 2029 r. uzyskać zdolność do działania. „To żenada – na zakończenie walk w Ukrainie nikt w niemieckim ministerstwie obrony nie jest przygotowany. Wysłanie tysięcy żołnierzy w misji pokojowej, zamiast przygotowania w kraju przynajmniej kilku brygad dla NATO, oznaczałoby ostateczną ruinę wojsk lądowych. Ucieszyłby się z tego przede wszystkim Putin” – pisze w konkluzji komentator „FAZ”.