Raczyńska przed komisją: Według mojej wiedzy rzekoma afera wizowa nie istnieje
– Bardzo się cieszę, że już zostało stwierdzone przez członków komisji, że bada ona kwestię raczej 607 przypadków, niż 300 tys. – mówiła Maria Wiktoria Raczyńska w poniedziałek przed komisją śledczą ds. tzw. afery wizowej.
Sejmowa komisja śledcza przesłuchuje w poniedziałek Marię Wiktorię Raczyńską, która była asystentką ówczesnego wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka.
Na wstępie przesłuchania świadek skorzystała z możliwości swobodnej wypowiedzi. Oceniła w niej, że działalność komisji śledczej jest bardzo potrzebna, gdyż przynajmniej w pewnym stopniu ucierpiał wizerunek państwa polskiego i z całą pewnością zostało zachwiane zaufanie wielu Polaków do instytucji państwowych. Jak dodała, z tego powodu kluczową sprawą jest jak najszybsze publiczne zweryfikowanie, czym tak naprawdę jest afera wizowa, a przede wszystkim czym nie jest.
„Dublowanie pracy prokuratury"
– Bardzo się cieszę, że już zostało stwierdzone przez członków komisji, że bada ona kwestię raczej 607 przypadków, niż 300 tysięcy – mówiła Raczyńska. – Mam nadzieję, że zostanie to jeszcze potwierdzone, że rzekome sprzedawanie wiz jest raczej technicznie niemożliwe, więc według wszelkiego prawdopodobieństwa jest mitem – dodała.
Świadek wyraziła jednocześnie ubolewanie, że „spora część komisji wydaje się skoncentrowana nie na trosce o dobre imię Polski, a raczej dublowaniu za pieniądze podatników pracy prokuratury”.
– Według mojej wiedzy rzekoma afera wizowa nie istnieje – oświadczyła Raczyńska. W tym kontekście dodała, że Edgar Kobos przyznał się do popełnienia przestępstwa, a jego działania oceni sąd. – Istotne jest także to, że te działania zakończyły polskie służby na długo przed powstaniem tej komisji.
Raczyńska mówiła też, że tam gdzie obowiązuje proces wizowy, procedury muszą być dopełnione. – O ile wiem do tej pory nie było mowy żeby w jakimś przypadku tak się nie stało – mówiła. Świadek zaznaczyła, że nie ma do powiedzenia komisji wiele więcej, niż to co już komisja wie z materiałów. – Głównym wątkiem była kwestia wiz dla tzw. filmowców z Mumbaju. Jakiekolwiek informacje w tym zakresie dotarły do mnie – o ile dobrze pamiętam – przy drugiej, czyli ostatniej grupie aplikantów – zeznała Raczyńska.
Dodała, że według tego co pamięta, to według relacji Edgara Kobosa producent filmu przekazał mu informacje o tym, że dochodzi tam do korupcji, a rzekoma odmowa miała wynikać z tego, że aplikanci nie dali łapówki. – Przekazałam tę informację ministrowi Wawrzykowi i minister Wawrzyk w tej sprawie jeszcze później kontaktował się z Edgarem Kobosem – dodała.
„Wskazana byłaby tam wizytacja"
– Byłam przekonana wówczas, że przynajmniej część tych informacji jest wyolbrzymiona, ponieważ w najśmielszych snach nie sądziłam, że polscy konsulowi mogliby kazać aplikantowi tańczyć podczas rozmowy będącej częścią procesu wizowego – powiedziała świadek.
Oceniła też, że Wawrzyk informacje te potraktował poważnie i na pewno przynajmniej część z nich omawiał z dyrektorem departamentu konsularnego. Dodała, że niedługo później Wawrzyk podjął decyzję, że wskazana byłaby tam wizytacja.
Świadek mówiła, że jeśli chodzi o proces wizowy to nie wydawała żadnych poleceń, a jedynie przekazywała informacje pomiędzy Wawrzykiem, a dyrekcją departamentu konsularnego.
Raczyńska odniosła się też do wcześniejszych zeznań innego świadka Jakuba Osajdy, byłego dyrektor w MSZ. Powiedziała m.in., że „informacja o tym, że go poinformowała, że przekazywała setki list jest absurdalna”. Chodzi o listę osób wskazywanych do uzyskania wiz w sposób przyspieszony i bez dokładnego sprawdzania.
Zaprzeczyła też zeznaniom Osajdy, który powiedział, że 1/4 etatu Raczyńskiej dotyczy obsługi spraw Edgara Kobosa. – Nie należała do moich obowiązków obsługa spraw pana Kobosa – zapewniła