Anna Gembicka po awanturze w ministerstwie: Ktoś to wyreżyserował [Rozmowa dnia]
- To był dobrze wyreżyserowany spektakl polityczny - tak o czwartkowym wtargnięciu Agrounii do Ministerstwa Rolnictwa mówiła w „Rozmowie dnia" w PR PiK Anna Gembicka - wiceminister rolnictwa i rozwoju wsi.
Agnieszka Marszał: Dlaczego nie chcecie ujawnić listy firm handlujących ukraińskim zbożem?
Anna Gembicka: Tak, jak mówił już pan minister Telus – nie jest tak, że nie chcemy. My po prostu dysponujemy tą listą cząstkowo – tylko tą częścią dotyczącą naszych inspekcji, natomiast nie mamy listy, którą dysponuje Krajowa Administracja Skarbowa, a oni z kolei nie mogą jej ujawnić ze względu na przepisy dotyczące tajemnicy skarbowej. Od dłuższego już czasu prowadzimy z nimi rozmowy. Zresztą wczoraj pan minister Robert Telus zadeklarował, że po raz kolejny wystosuje takie zapytanie do Krajowej Administracji Skarbowej po to, żeby listę móc pokazać.
Chodzi o to, żeby nie było sytuacji, że pokażemy tylko część firm. To od razu wywołałoby na pewno różnego rodzaju domysły, a dlaczego tylko część, a nie całość? Dlatego chcemy do tego podejść bardzo kompleksowo i transparentnie.
Czyli rozumiem, że nie boicie się opublikować tej listy? Działacze Agrounii mówili wczoraj, że to może być pewna polityczna gra ze strony Prawa i Sprawiedliwości?
- Nie mamy się czego obawiać, jeśli chodzi o tę listę. Myślę, że raczej inne opcje polityczne mogą mieć taki problem. Natomiast trzeba to zrobić w taki sposób, żeby nie było żadnych wątpliwości i nie było właśnie tego typu sugestii, że czegoś się boimy - że część listy została ujawniona, a część po prostu nie została pokazana.
Czym wczoraj zakończyły się rozmowy ministra Roberta Telusa z przedstawicielami Agrounii i jej liderem Michałem Kołodziejczakiem? Trwały długo, bo około czterech godzin?
-To było rzeczywiście kilka godzin, natomiast powiem tak - oczywiście każda partia polityczna w Polsce może się promować tak, jak chce, bo przypomnę że pan Kołodziejczak jest liderem partyjnym i wraz z działaczami Agrounii wtargnął na teren ministerstwa. Niektórzy wybierają taki kontrowersyjny sposób promowania. Praktycznie od początku obserwowałam to, co się działo i wszystko było bardzo dobrze wyreżyserowane. Była pani, która chodziła, mówiła i pokazywała panu Kołodziejczakowi, co ma w danym momencie robić - czy ma się odwrócić, zacząć krzyczeć czy klaskać. Później jednak, kiedy przyszło już do rozmów, pojawił się całkowity brak konkretnych propozycji, które pomogłyby polskim rolnikom. (...)