Politolog z UMK: UE zmienia się na naszych oczach. Protest jest polską racją stanu [Rozmowa dnia]
Zachodzi ewidentna nierówność pomiędzy pomocą dla Polski z tytułu przyjęcia uchodźców wojennych a projektowaną opłatą solidarnościową z tytułu nieprzyjęcia imigrantów w ramach relokacji europejskiej. Z tego powodu stanowcza odmowa w sprawie relokacji jest polską racją stanu — tak uważa dr Patryk Tomaszewski, politolog, który był dziś gościem „Rozmowy dnia” Polskiego Radia PiK.
Michał Jędryka: Kilka dni temu dość niespodziewanie wybuchła sprawa przyjmowania imigrantów. Komisja Europejska, a w zasadnie Porozumienie Ministrów Spraw Zagranicznych Unii Europejskiej nastąpiło, że ma być osiągnięta pewna solidarność w przyjmowaniu migrantów. Jak nie, to trzeba płacić sporą kwotę za nieprzyjemnego migranta. Jak Pan sądzi, czy w ten sposób Unia Europejska podała piłkę Prawu i Sprawiedliwości?
Patryk Tomaszewski: Tak, częściowo to zrobiła, ponieważ jak wiemy, temat migrantów w Polsce jest tematem zapalnym. Może trochę mniej niż w 2015 roku, ale większość Polaków uważa, że przymusowa dyslokacja nie jest dobra. Tutaj zarówno Prawo i Sprawiedliwość, ale też Konfederacja dostanie wiatru w żagle i ta piłka jest po stronie partii rządzącej. Już słyszymy o inicjatywie, aby w Polsce odbyło się referendum w tej sprawie.
Co Pana zdaniem może zrobić opozycja? Może mówić, że jej zdaniem również nie powinniśmy przyjmować imigrantów. W zasadzie to już się dzieje, chociaż tu Platforma Obywatelska idzie nieco dalej, niż na przykład Lewica, która ostrożnie mówi, że jednak powinniśmy przyjmować imigrantów. Na przykład ustami europosła Bogusława Liberadzkiego dziś rano w Polskim Radiu.
– Mamy sytuację taką, że środowiska lewicowe i centrowe w Europie są za dyslokacją i rozmieszczaniem emigrantów w różnych państwach. Jest to związane z pewną polityką i myślą multikulturowości, o której słyszymy w Polsce od lat. Moim zdaniem ze względu na opinię publiczną to jest kluczowe, część polityków opozycji nie wyraża tak entuzjastycznych haseł, jak koledzy ze „starej Unii”. Natomiast kwestia jest taka, że jest to myślenie Unii Europejskiej w tym wymiarze lewicowym i neoliberalnym, żeby jednak tutaj rozmieszczać i przyjmować. Nie zapominając o tym, że Polska jest państwem przyfrontowym i my na co dzień przyjmujemy, pomagamy i wspieramy uchodźców z terenów wojny z Ukrainy.
To jest osobny temat, ale pozostańmy jeszcze przy opozycji, zanim powiemy o tym przyjmowaniu uchodźców z Ukrainy. Czy Donald Tusk nie stał się większym obciążeniem dla opozycji, Platformy Obywatelskiej w tym momencie? On jest pamiętany, jako jeden z tych, który w poprzedniej kampanii w 2015 roku był jedną z twarzy, które były za przyjmowaniem imigrantów?
– Donald Tusk odpowiedzialny w pewnym sensie za część polityki unijnej, a w części za krajową jest obciążeniem. Natomiast pamiętajmy, że w Platformie Obywatelskiej nie ma drugiego tak sprawnego polityka. Jednak patrząc na sondaże, to Donald Tusk wyciągnął Platformę z odmętów niskich progów, bo jednak ta polaryzacja, ten ostry język w stosunku do partii rządzącej powoduje, że jednak Platforma jest liderem partii opozycyjnych. Jest mniejszym złem dla innych działaczy Platformy.
Co Pan sądzi o pomyśle Jarosława Kaczyńskiego o referendum? Czy to da jakiś bezpieczny wzrost Prawu i Sprawiedliwości, jeśli chodzi o notowania i ewentualne wyniki wyborcze, czy mogą się łączyć z tym jakieś ryzyka?
– Nie sądzę, że temat imigrantów będzie przeważający w nadchodzącej jesiennej, w zasadzie już trwającej kampanii wyborczej. Wynika to z tego, że w 2015 roku mieliśmy zgoła inną sytuację. Jeśli wspomnimy obrazki nie tylko z polskich mediów, ale również innych państw Unii Europejskiej. Raczej nie da się tego powtórzyć dwa razy. Chyba, że faktycznie będziemy mieli falę imigrantów w Europie, wtedy to się zmieni. Jednak to nie jest temat bardzo grzejący, natomiast pomysł z referendum jest to „szach i sprawdzam”. Tutaj Prawo i Sprawiedliwość nadała narrację i opozycja będzie musiała się w niej mieścić. Już widzimy, że mamy inne stanowiska Lewicy, inne Platformy, jeszcze inne Polskiego Stronnictwa Ludowego. W tym sensie jest to istotne. Dla Polaków jest to temat istotny, bo pokazuje pewne mechanizmy, jakie działają w Unii Europejskiej. Z tego już sobie zdajemy sprawę, natomiast nie jest to chyba temat, który da dużą przewagę Prawu i Sprawiedliwości w jesiennych wyborach.
Niektórzy publicyści wskazują na pewną hipokryzję, można tak powiedzieć. Z jednej strony mamy dużą migrację w ostatnich latach. Jeżeli spojrzymy na te oficjalną migrację, również z krajów muzułmańskich, to również jest bardzo duża. Natomiast tutaj mówi się, że w przypadku dwóch tysięcy uchodźców mówimy „nie”. Jak do tego podejść?
– Musimy to zrobić politycznie, oczywiście te dwa tysiące nie jest liczbą, która zmieni oblicze kulturowe Polski, czy też staną się tak wielkim zagrożeniem terrorystycznym, nad którym służby nie będą w stanie zapanować. Natomiast to pokazuje coś innego. Czymś innym jest, gdy chcemy kogoś zaprosić i gdy my kogoś sprawdzamy, możemy o tym dyskutować, ilu potrzebujemy tych rąk do pracy, tych osób. Jednak to jest zupełnie inny mechanizm, niż przymusowości. Albo musicie przyjąć na razie dwa tysiące, a może w przyszłości cztery tysiące, a jeżeli nie, to musicie zapłacić. Jak wy przyjmujecie uchodźców ze wschodu, to w tym momencie my płacimy po 40 euro, bo mamy taki kaprys. To pokazuje, że nadal mamy także inne patrzenie na kraje Europy środkowo-wschodniej, od tych partnerów, naszych starszych braci Unii Europejskiej, którzy ją zakładali: Niemcy, Francja, ale też Włochy, nawet Grecja. Te państwa też są dotknięte falą imigrantów z Afryki i częściowo z Azji. Jest inny stosunek tutaj do Polski, więc pokazuje to, że w przyszłości również możemy się borykać z mechanizmami, które wykraczają poza traktaty. Zresztą nie po raz pierwszy. Unia Europejska zmienia się na naszych oczach. Protest i pokazanie, że nie godzimy się, jest moim zdaniem polską racją stanu. (…)
POZOSTAŁE ROZMOWY DNIA