Spotkania ze sztuką

Sztuką można się cieszyć niezależnie od posiadanego wykształcenia czy wiedzy. Trzeba tylko mieć trochę odwagi. I tej odwagi będą starali się dodać autorzy cyklu audycji, w których artyści, kolekcjonerzy, muzealnicy, konserwatorzy opowiadać będą o wybranym dziele sztuki.

Ponieważ pomysł wydaje się być równie interesujący co karkołomny - opowiadać o dziele wizualnym w radiu, to na stronie internetowej nasi słuchacze będą mogli obejrzeć i wysłuchać znacznie więcej.

Opowieści z anegdotami o artyście, muzyką, a nawet zapachami ... Sztuka przecież pięknie łączy!



25 października 2021 - Walter Leistikow „Pejzaż z Grunewaldu” z 1890

2021-10-25
Walter Leistikow „Pejzaż z Grunewaldu” z 1890 Fot. Magda Jasińska

Walter Leistikow „Pejzaż z Grunewaldu” z 1890 Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.34

Jesteśmy w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy, wraz ze mną zastępca dyrektora muzeum pani Anna Pruss – Świątek. Mamy niebywałe szczęście, bo akurat mamy dziś rocznicę urodzin malarza, przedstawiciela niemieckiego impresjonizmu, mimo że związanego z Bydgoszczą.
- Tak, mowa jest o Walterze Leistikowie. Jego korzenie są związane, tak jak pani powiedziała z Bydgoszczą, mianowicie urodził się 25 października 1865 roku. Nie pochodził z rodziny o tradycjach malarskich, ale jego marzeniem było zostać artystą, zostać malarzem. Ukończył z wyróżnieniem Bydgoskie Gimnazjum Królewskie, dzisiejszą jedynkę, co otworzyło mu drogę na studia.

Ale już wcześniej jego malarska dusza była widoczna i między innymi w naszych zbiorach, a dokładnie w dziale sztuki, w pracowni grafiki i rysunku, którą zawiaduje pani Barbara Chojnacka, znajduje się szkicownik z lat młodzieńczych, w którym to artysta wykonywał swoje pierwsze prace. Były to takie prace studyjne, pokazujące martwą naturę, studia owoców, różnych przedmiotów, gdzie już było widać ten jego talent i skupienie się przede wszystkim na barwie, na świetle, czy na ukazaniu jakiegoś kontrastu. On poszukiwał przez całe życie swojej własnej drogi artystycznej no i w pewnym momencie udało mu się tę drogę odnaleźć.

Kiedy ukończył bydgoskie gimnazjum, rozpoczął studia w Berlinie, ale niestety ta droga długo nie trwała, bo był tam może z 6 miesięcy i został usunięty ze studiów, ponieważ jeden z profesorów stwierdził, że jest antytalentem i kompletnie nie potrafi ani malować, ani rysować. Było to spowodowane jakby konfliktem, który miał Leistikow możliwość obserwowania, pomiędzy takim realistycznym konserwatywnym malarstwem a impresjonizmem, który już startował i również był prezentowany w Berlinie.

Stoimy przed obrazem zatytułowanym „Pejzaż z Grunewaldu” z 1890 roku. Najczęstszy motyw, który pojawiał się w malarstwie Leistikowa. Ta praca jest o tyle charakterystyczna, że właśnie w niej odbijają się te wszystkie nurty, które wywarły na niego wpływ, mianowicie w jego malarstwie przejawia się impresjonizm, poprzez barwę, poprzez światło, poprzez ukazanie kontrastu. W pewnym momencie wkroczyła również geometryzacja.

Na swoich obrazach przedstawia przede wszystkim drzewa, lasy w barwach ciemnych, które są przełamane plamami jasnego nieba, wody, czy jezior, natomiast pejzaż, który możemy zobaczyć, jest jednym z najpopularniejszych motywów, który pojawiał się w jego malarstwie. Powstał cykl tych prac, wielokrotnie powtarzany w różnych ujęciach. Jest to widok na jedno z jezior podberlińskie, gdzie po prostu mieszkańcy zażywali relaksu i odpoczywali od zgiełku miejskiego.

Nie jest to praca mała?
- Nie, nie jest to praca mała. Sporo prac Leistikowa jest pracami dużego formatu i mogę powiedzieć, że nasze muzeum może się pochwalić, jeżeli chodzi o zbiory Leistikowa. Tutaj znajduje się jedna z większych i bardziej reprezentatywnych kolekcji. Kolekcja zbudowana jest z ponad 40 prac. Natomiast w skład tej kolekcji wchodzi zarówno grafika, jak i malarstwo.

W jego grafice również bardzo często powtarzał te same motywy, które przewijają się w jego malarstwie. Można jeszcze dodać, że jeżeli malował w plenerze, to bardzo często używał farb wodnych, czyli akwareli, co również pozwalało mu na oddanie tej jaskrawości i tych barw, które umiłował sobie.

A w jaki sposób bydgoskie muzeum pozyskało te prace?
- Większość prac została nabyta przez dyrektora, który sprawował swoją funkcję w okresie wojennym, mianowicie chodzi tutaj o doktora Konrada Kothe, który był wielbicielem malarstwa niemieckiego i to właśnie za jego przyczyną, do naszych zbiorów trafiły obiekty, które były zarówno kupowane z antykwariatów, z różnych stron świata, zarówno na terenie Bydgoszczy czy na terenie Niemiec, jak i obiekty, które pochodziły jako darowizna, od strony rodziny.

Należy powiedzieć, że Leistikow bywał w Bydgoszczy po opuszczeniu miasta, ponieważ nadal mieszkali tutaj jego rodzice, już w nieistniejącej kamienicy przy Gdańskiej 25, gdzie po prostu przyjeżdżał na święta Bożego Narodzenia i wtedy powstawały również cykle rysunków, które były związane z okolicą Bydgoszczy, z Borami Tucholskimi, czy chociażby z Rynkowem.

Leistikow nie pochodził z rodziny artystycznej. On wywodził się z rodziny kupieckiej, jego mama chyba była aptekarką.
- Mama była farmaceutką, ojciec był kupcem i Leistikow już od samego dziecka wykazywał duże zamiłowanie do sztuki, stąd też pobierał lekcje prywatne u jednego z bydgoskich malarzy, mianowicie u Alexandra Flotowa, który był zarówno portrecistą, jak i malował sceny historyczne. Niestety w naszych zbiorach nie zachowała się żadna praca tego artysty.

Czy Walter Leistikow zrobił wielką karierę?
- Ta jego kariera to przebiegała troszeczkę z oporami, ponieważ poszukiwał cały czas swojej własnej ścieżki artystycznej i początkowo nie był docenianym artystą, dopiero gdzieś w latach 90, ta jego kariera wystartowała i można powiedzieć, że sztuka zaczęła otwierać się na te nowsze nurty.

On był założycielem Berlińskiej Secesji, która skupiała młodych artystów, chcących zmierzać w nowych kierunkach, można powiedzieć, że nawet istniał konflikt między tym starym środowiskiem malarskim a tymi nowymi poszukującymi artystami, stąd też ta jego kariera nie była błyskotliwa i stąd też relegacja ze studiów z taką łatką, że jest antytalentem.

Śmierć również jest takim, powiedzmy kontrowersyjnym tematem, ze względu na to, że Leistikow w młodości zaraził się chorobą, która wówczas była nieuleczalna. Bardzo długo z nią walczył. Z racji tego, że jego żona pochodziła z Danii, bardzo często wyjeżdżał do Norwegii, do Danii. Stamtąd pochodzą również cykle pięknych pejzaży, malowanych olejem o bardzo mrocznym ciemnym klimacie, ale też skręcające właśnie w formy, o których wspominałam na początku.

W jego sztuce przejawia się również fascynacja drzeworytem japońskim, widzimy uproszczenie kształtu i formy w jego pracach. Z racji swojej choroby bardzo często przebywał również w sanatoriach, wyjeżdżał w Alpy, do Szwecji, gdzie powstała kolejna grupa obiektów i w momencie kiedy już nie mógł pokonać tej choroby, strzelił sobie w 1908 roku w głowę, w ten sposób kończąc swoje życie i jednocześnie swoją karierę malarską.

18 października 2021 - Realizacji Pawła Grobelnego „1:2”

2021-10-18
Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa

Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa

Paweł Grobelny Fot. pawelgrobelny.com

Paweł Grobelny Fot. pawelgrobelny.com

Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa Wojciech Woźniak

Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa Wojciech Woźniak

Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa Wojciech Woźniak

Realizacji Pawła Grobelnego „1:2” Fot. bwa Wojciech Woźniak

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.33

Karolina Leśnik – Patelczyk, dyrektorka Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy o realizacji Pawła Grobelnego „1:2”

Tym razem mówić będziemy o pewnej realizacji Pawła Grobelnego, zatytułowanej „Jeden do dwóch”.
- To jest trochę inna koncepcja na opowiadanie o tej pracy, bo sama praca nie wchodzi typowo w skład naszej kolekcji, ale została zrealizowana w ramach działań w 2017 roku. Zaprosiliśmy do Bydgoszczy Pawła Grobelnego, wiedząc, że chcemy współpracować z tą osobą, natomiast nie wiedząc, jak projekt będzie wyglądał i gdzie finalnie też będzie ulokowany. Pawła Grobelnego znam jeszcze z Poznania. To absolwent Poznańskiej Akademii Sztuki, studiował też w Lyonie i Paryżu. Był stypendystą Rządu Francuskiego w Paryżu, programu ”Casa de Velazquez” w Madrycie, programu ”Młoda Polska” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP oraz programu ”Residency Unlimited” w Nowym Jorku.

To laureat międzynarodowych nagród m.in. LVMH Moet Hennessy – Louis Vuitton, Tremplins Meuble Paris oraz Rado Star France 2013 przyznanej podczas Paris Design Week. Jego prace znajdują się między innymi w kolekcjach Muzeum Designu w Monachium i Muzeum Narodowego w Warszawie.

Paweł Grobelny dzisiaj związany jest z warszawską ASP, gdzie wykłada, zajmuje się designem, jest też kuratorem wystaw związane z młodymi utalentowanymi osobami, które jeśli chodzi o projektowanie, robią ciekawe rzeczy w Polsce. Paweł przyjechał do Bydgoszczy, przeszliśmy się na Wyspę Młyńską, wtedy jeszcze Młyny Rothera były w takim stanie remontowym, dlatego też rozważaliśmy różne lokalizacje jego realizacji. Paweł wtedy stwierdził, że chciałby zrobić coś, co będzie dedykowane galerii, żeby to było w bliskim sąsiedztwie, żebyśmy mogli też na tym zapanować.

Odbyło się też takie spotkanie, gdzie my powiedzieliśmy mu o problemach związanych z budynkiem. Paweł wcześniej, dosłownie kilka miesięcy, bo to był rok 2017, zrobił projekt w domu kultury w Belgii, który bardzo mi się spodobał. On tam wyniósł taką ławeczkę, na której siedząc, można było oglądać filmy pokazywane w galerii, będąc na zewnątrz. Czyli na przykład byśmy trafili po godzinach do naszej galerii, to ta możliwość dobudowanej części na zewnątrz galerii, dawała szansę też zobaczenia i dowiedzenia się jakichś informacji.

Rozważaliśmy, że być może przygotuje tego typu projekt, natomiast to, co Pawła najbardziej urzekło, po przejrzeniu też archiwalnych planów, związanych z budynkiem, to pewna taka gra proporcji, która została zastosowana, jak klatka schodowa, która znajduje się w wewnątrz i bardzo charakterystyczny układ płyt na zewnątrz, które niby nie są żadną dekoracją, ale jednak bardzo mocno wpływają na charakter budynku.

Wydawałoby się, że sam budynek bwa to taki „klocek”, a jednak jest to ciekawa bryła.
- Myślę, że takie niuanse w tym budynku są ważne, to, że na przykład budynek obłożony jest tą płytą, ona jest w różny sposób ułożona, wchodzi jakby w głąb, na zewnątrz budynku. Tam jest różnica kilku centymetrów, ale to dzięki temu mamy niesamowitą grę świateł na tej powierzchni.

Paweł wysłuchał też informacji, które przekazali mu wtedy pracownicy, że niegdyś od strony park, były wielkie chaszcze, w których nie zawsze się działo to, co byśmy chcieli i one zostały w pewnym momencie zlikwidowane, dzięki czemu mamy trochę taka przestrzeń, o której myśleliśmy, że być może uda się zamontować takie przesuwane okno, żebyśmy mogli wyjść w przestrzeń.

Rozmawialiśmy też o tym, że park jest słabo oświetlony od tej strony budynku. Paweł, którego projekty odznaczają się minimalizmem i właśnie też taką grą subtelności stworzył projekt, który wydaje się banalnie prosty, ale nie narzuca też bardzo mocno jakby takiej interpretacji. On się tak wtapia w przestrzeń i to bardzo mi się podoba w jego projektach. Paweł przygotował kilka koncepcji, które początkowo były zupełnie inne od tego, który został zrealizowany. Realizacja opiera się na takim Ligthboxie, który został zamontowany wewnątrz galerii i który daje światło.

Jest to konstrukcja wykonana ze stali nierdzewnej, usytuowana na trawniku galerii, na której tafli tej błyszczącej, odbija się ta okładzina. Światło, które pada, daje jakby sporo przestrzeni w dzień, ale i też wieczorem robi niesamowite wrażenie. Tam jest dużo takich trików optycznych, które tworzy bardzo prosta konstrukcja, pomimo tego, że jest to stal i słońce gdzieś tam operuje, to można na tym usiąść, nie jest jakaś parząca powierzchnia, bo rozmawialiśmy też o tym, że być może ta platforma będzie wykorzystywana jako taka przestrzeń.

Pamiętam początki tej realizacji, jak już została pokazana. Otwarcie odbyło się w lipcu 2017 roku w bardzo krótkim i sama realizacja jest też takim charakterystycznym elementem wykorzystywanym podczas sesji fotograficznych – ślubnych. Bardzo często kiedy jestem w galerii w weekendy, to widzę, że różne osoby na to wchodzą i mnie ogromnie cieszy ten widok, który jest od strony parku. Idąc też od ulicy Gimnazjalnej, wychodzi się na wprost fontanny i już wzrok kieruje człowieka w stronę budynku, bo wieczorami jakby to światło jest takie przyciągające. To jest bardzo fajny projekt, nie wiem tylko, czy on zostanie.

No właśnie chciałam o to spytać, czy w związku z planowanym remontem, czy ta realizacja pozostanie?
- Nie kontaktowaliśmy się jeszcze z Pawłem, być może będzie miał inny pomysł, jak to wszystko przesunąć, czy właśnie zachować.

Zachęcamy państwa, póki jeszcze można zobaczyć o realizację Pawła Grobelnego tuż przy Galerii Miejskiej bwa w Bydgoszczy, od strony parku można nawet dotknąć, co nie często się mimo wszystko w dzisiejszych czasach zdarza.

11 października 2021 - Caravaggio "Narcyz" (1597-99)

2021-10-11
Caravaggio Narcyz Fot. wikipedia

Caravaggio Narcyz Fot. wikipedia

Prof. Dariusz Markowski Fot. Magda Jasińska

Prof. Dariusz Markowski Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.32

Profesor Dariusz Markowski w studium, który dzisiaj może nie przybył z obrazem, ale będzie mówić o wyjątkowym dziele – Narcyz.

Jak ja się cieszę, że ta przypadłość zazwyczaj tyczy się mężczyzn.
- Tak, ten obraz przedstawia rzeczywiście młodzieńca takiej niezwykłej urody. To obraz namalowany przez artystę zwanego Caravaggio, a właściwe nazwisko jego to Michelangelo Merisi da Caravaggio. Nazwisko pochodzi z miejscowości, w której się artysta urodził. A dlaczego wybrałem właśnie ten obraz? Dlatego, że jest on w twórczości tego artysty troszeczkę inny niż bardzo znane nam pewnie sceny biblijne, bo głównie artysta tymi scenami w swoim życiu się chełpił, ale również i wykonywał szereg różnych martwych natur. Przy czym właśnie ten młodzieniec jest takim obrazem, który w pewnym sensie jakby pokazuje, że jest to najważniejsza twórczość najlepsza twórczość artysty.

Zresztą sama postać jest bardzo ciekawa, bo przecież słuchacze znają cały mit o Narcyzie. Kiedy jako przepiękny młodzieniec miał przepowiedziany, że jeżeli ujrzy swe oblicze, to niestety będzie musiał umrzeć i tak też się rzeczywiście stało. Ten obraz przedstawia tego właśnie młodzieńca, który prowadził bardzo takie wolne życie. Przede wszystkim polował, chodził po lasach, kochały się w nim dziewczęta, nimfy. Słynna jest opowieść o nimfie Echo, która się w nim zakochała i została przez niego odtrącona i z tego bólu stopniowo zanikała, że pozostało po niej tylko echo.

Tak patrząc na tę postać, tutaj mamy tego młodzieńca, który taki strudzony chcę się napić i pochyla się nad takim strumieniem, nad wodą i widzi swoje własne oblicze. To jest bardzo ciekawy obraz, bo ciekawa jest sama kompozycja tego obrazka. Pamiętam z twórczości Caravaggia jeszcze jeden obraz, można go obejrzeć w Berlinie, jest to „Amor”. Tam mamy bardzo specyficznie pokazanego chłopca. I to są takie właśnie troszeczkę nietypowe obrazy przedstawiające Narcyza i Amora. One się jakoś tak komponują w jedną całość i tutaj właśnie w tym obrazie mamy też coś takiego, że ta postać wyłania się jakby z takiej ciemności.

Bo Caravaggio rzeczywiście jest artystą, który przełamuje w pewnym sensie te konwenanse sztuki renesansowej. No bo zaczyna pokazywać niektóre sceny w sposób często bardzo drastyczny i tutaj na przykład patrząc na ten obraz mamy przedstawienie tego światła i cienia. Bardzo często mówi się, że Caravaggio odchodzi od tak zwanego scuro, czyli cienia i wchodzi w chiaroscuro, czyli światłocień.


A dlaczego to nie jest tak oczywisty obraz Caravaggia?
- Nie jest oczywisty ze względu na scenę, bo Caravaggio głównie maluje sceny z wieloma osobami, natomiast tu mamy taką bardzo intymną scenę, taką bardzo pojedynczą tak jakby kadr. To jest w twórczości Caravaggia dość symboliczne. Jak się spojrzy na jego obrazy, to ma się wrażenie, jakby to był taki wyrwany kadr z takiego filmu, zastygnięty kadr, ale zarazem jest tam pewne napięcie, bo jeżeli spojrzymy tylko na tego młodzieńca, to każdy właściwie gest jest tam w jakiś sposób tak dość teatralnie ukazany. Jedna ręka jest w wodzie druga, tak jakby nagarnia tę wodę. Jak patrzymy na to oblicze, to się zastanawiamy, czy on jest radosny, czy on jest smutny, Czy jest zachwycony tą swoją urodą, czy wie, co go będzie czekało. Tutaj mamy takie niesamowite napięcie i stąd ten obraz mi się bardzo podoba.

On jest wcale nie taki mały, bo ma on mniej więcej 130 na 94 cm. To jest olej na płótnie i znajduje się w Rzymie w Palazzo Barberini, no i warto go rzeczywiście obejrzeć, bo robi niesamowite wrażenie.

Wzór kwiatowy na plecach.
- Tak się uważa, że jest to wzór kwiatowy. Myślę, że w pewnym sensie tak, no bo on jest szczególnie też wyeksponowany, światło dokładnie pada i my tylko (oglądający ten obraz). Natomiast myślę, że to jest pewnie symbol. No bo jak wiemy, na grobie Narcyza rośnie narcyz i jak przyjrzymy się temu układowi temu wzorowi, który jest pokazany na plecach, to on przypomina jak najbardziej ten kwiat — narcyz.

Ciekawe, dlaczego tak zainteresowała ta historia opisana przez Owidiusza w Metamorfozach.

- Myślę, że możliwe, że jest coś w tym również z własnej autobiografii. Możliwe, że Caravaggio uważał się za tak wybitną, tak narcystyczną postać.

Szczerze mówiąc, nie znam Narcyzów, którzy dostrzegają tę przypadłość w sobie.
- A może właśnie to jest ten pierwszy, który to dostrzegł. W każdym razie muszę powiedzieć, że Caravaggio to jest w ogóle taki niesamowity duch tej epoki, bo prowadzący bardzo hulaszczy tryb życia, jest przez jakiś czas związany z Mediolanem, po jakimś czasie przenosi się on do Rzymu. Co ciekawe będąc w Rzymie, bierze udział zamordowaniu człowieka, przez to ciążą na nim jakieś kwestie prawne, więc on oczywiście ucieka do Neapolu, później znowuż na Sycylię. W ogóle on zostaje nawet zaliczony w poczet rycerzy zakonu Joannitów. Tak, że postać niezwykle ciekawa i wtedy kiedy jest między innymi na Malcie, wykonuje bardzo dużo obrazów, w pewnym sensie staje się nadwornym malarzem zakonu i wykonują między innymi taki znany też obraz Świętego Jana Chrzciciela i szereg portretów czołowych rycerzy zakonu. Ale jak się okazuje, zostaje znowu osadzony, aresztowany, ponieważ bierze udział w pobiciu jednego z rycerzy zakonnych i w grudniu 1608 roku zostaje wydalony z tego zakonu. Pojawi się nawet taki komunikat, że jest to wstrętny i zgniły człowiek. Potem ucieka na Sycylię, tam już stosunkowo krótko czeka i powraca znowu do Neapolu, czeka na ułaskawienie przez papieża Pawła V, to uniewinnienie przechodzi, ale Caravaggio umiera.

Kolejny artysta, który nie dożywa czterdziestki.

- Tak 39 lat i właściwie do dziś nikt nie wie, jak to się zdarzyło. Na pewno miał wielu wrogów, wielu przeciwników, bo wpadł nawet w pewien taki obłęd, że sypiał z bronią. Nawet były zamachy na jego życie, kiedy przebywał, chociażby w Neapolu.

Warto też wspomnieć o tej jego niezwykłej twórczości, bo każdym z tych miejsc, w których on był, to tworzył wybitne dzieła.

4 października 2021 - Beksiński w Muzeum Okręgowym w Bydgoszczy

2021-10-04
Z. Beksiński Pejzaż czerwony - Fot. Magda Jasińska

Z. Beksiński Pejzaż czerwony - Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Z. Beksiński Pejzaż (1978) - Fot. Magda Jasińska

Z. Beksiński Pejzaż (1978) - Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.31

Tym razem znajdujemy się w Muzeum Okręgowym imienia Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Wraz ze mną zastępca dyrektora muzeum — pani Anna Pruss — Świątek.

Nie wiem, czy wszyscy słuchacze wiedzą, że w zasobach Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy mamy obrazy Zdzisława Beksińskiego. To nazwisko cały czas elektryzuje, szczególnie młode pokolenie.
- Tak, w zasobach naszej instytucji jest 8 prac Zdzisława Beksińskiego. Są to oleje, w tym jedna praca również namalowana kredką woskową na płycie pilśniowej, a także mamy barwne fotomontaże, które wykonywał artysta już pod koniec swojej kariery artystycznej, w momencie kiedy bardzo zachwycił się fotografią cyfrową, komputerami.

Co one robią w Bydgoszczy?
- Beksiński w ogóle nie jest związany z Bydgoszczą. Urodził się w Sanoku, tam spędził w sumie młodość, tam nabył wykształcenie, a z wykształcenia jest architektem. Ukończył Politechnikę Krakowską, pracował przez bardzo długi czas w firmie założonej przez jego pradziadka, a mianowicie w firmie produkującej autobusy Autosan. Tam projektował i można powiedzieć, sprawdzał się w stylizacji tych autobusów, które cieszyły się nowymi rozwiązaniami, jeżeli chodzi o przeszklenie, o światło, czy o taki wewnętrzny design.

Całą swoją spuściznę przekazał do istniejącego muzeum w Sanoku. To muzeum cieszy się dużą popularnością. W 2012 roku została tam otwarta dla zwiedzających galeria, która jest poświęcona tylko i wyłącznie twórczości Beksińskiego. Natomiast jeżeli byśmy mieli mówić o życiu rodzinnym artysty, to była to bardzo tragiczna historia, ze względu na to, że Beksiński w latach 70, wraz ze swoją żoną, synem, matką i teściową przeprowadził się do Warszawy. Tak się akurat złożyło, że obie starsze panie wymagały opieki. Najpierw zmarła matka Beksińskiego, później zmarła teściowa, w kolejnych latach jego żona, syn popełnił samobójstwo, natomiast sam Beksiński został zamordowany bardzo brutalnie, bo nie chciał synowi przyjaciół udzielić pożyczki. Te prace, które trafiły do Sanoka, tak jak pani powiedziała, wzbudzają zainteresowanie szczególnie wśród młodych ludzi.

Tutaj należy troszeczkę jeszcze powiedzieć, że jest to jeden z najbardziej popularnych artystów współczesnych, który tworzył praktycznie w każdej możliwej technice. Jego kariera rozpoczęła się od fotografii czarno-białej, która przedstawiała zdeformowane postacie, czasem powiązane sznurami w różnych dziwnych pozach, fantazyjne pejzaże. Bardzo często modelką na tych fotografiach była jego żona. Później zainteresował się rysunkiem, który z kolei emanuje dużym erotyzmem, wręcz masochizmem. Ten rysunek z kolei nie był prezentowany. Trzeba pamiętać, że to jest okres Polski Ludowej, więc nie można było ich pokazywać. Odbywały się specjalne pokazy zamknięte, gdzie te rysunki można było obejrzeć. Mamy jeszcze okres rzeźby i później już wchodzi Beksiński w malarstwo. To malarstwo również jest podzielone jakby na dwa etapy. To pierwsze nazywamy okresem fantazyjnym i właśnie z tego okresu znajduje się 8 prac w naszych zbiorach, z czego dwie są prezentowane teraz na wystawie „Obrazy nie — rzeczywistości” w gmachu głównym bydgoskiego Muzeum przy ul. Gdańskiej 4.

Jak państwo wejdą do tej sali, to obraz zatytułowany „Pejzaż czerwony” tak ściąga wzrok, że na pewno trafią państwo na to dzieło.

- „Pejzaż czerwony” to jest taki tytuł roboczy, który nadali muzealnicy, ze względu na to, że cechą charakterystyczną dla Beksińskiego było to, że on nie nadawał tytułów swoim pracom. Uważał, że każdy widz indywidualnie powinien ją interpretować.

Ten okres tego pejzażu fantastycznego bardzo mocno charakteryzuje się dbałością o szczegóły, o kolor, o barwę, o przesłanie i każdy ma prawo w tej pracy zobaczyć to co chciałbym w niej widzieć. W późniejszym okresie, czy już w latach 90, Beksiński przeszedł do takiego malarstwa, które sam nazywał „gotyckim”. To takie malarstwo bardziej statyczne, gdzie również dbał o szczegóły, ale nie ma ono już tak wyrazistej i symbolicznej formy, jak to, które właśnie jest z lat 50 czy 70.

Ten obraz jest 1977 roku?
- Tak a na sali obok możemy zobaczyć drugi z roku 1978. Dodam jeszcze, że w zbiorach posiadamy 15 fotomontaży. Czyli z tego okresu kiedy Beksiński już pod koniec swojego życia wszedł właśnie w etap fascynacji techniką komputerową, bardzo dużo jest tam odniesień do tej fotografii. Natomiast w naszych zbiorach znajduje się 15 prac. Niestety w tej chwili ich nie prezentujemy, ale to wszystko niestety wynika z braku przestrzeni wystawienniczej.

Czy jak wchodzą tutaj do państwa zwiedzający, to przystają przy tej pracy?
- Tak, ponieważ tak jak pani powiedziałam, jest to praca, która przykuwa wzrok, chociażby ze względu na to, że niebo jest krwiście czerwone z chmurami. Poniżej na pierwszym planie jest widoczny sarkofag z unoszącym się w górę czarnym dymem. I tak jak powiedziałam, z racji tego, że jest to pejzaż fantastyczny, każdy z nas ma prawo do własnej interpretacji i spostrzeżeń jeżeli chodzi o odbiór tego obrazu.

Przejdźmy może do drugiej sali i zobaczmy drugi obraz. A to już jest zupełnie inna praca.

- Tak, to jest inna praca, też jest praca pochodząca z tego okresu fantastyczne z roku 78. Tutaj akurat, w tej pracy mamy możliwość zobaczenia dbałości o szczegóły Beksińskiego, co było charakterystyczne dla jego malarstwa, wykorzystanie postaci ludzkiej bardzo często w zniekształconym, fantazyjnym ujęciu, w pejzażu, który jest nierealistyczny. I w tej pracy możemy zobaczyć te wszystkie elementy, które przed chwilą państwo wymieniłam. Beksiński z racji tego, że był bardzo uznawanym artystą wzbudza zainteresowanie do dnia dzisiejszego. Jego wystawy odbywały się nie tylko w Polsce, ale również i za granicą. Natomiast największy zbiór można zobaczyć w Sanoku.

A my zapraszamy do naszego muzeum.

- Zapraszamy i zapraszamy również na wystawę, która została już otwarta. To jest wystawa fotografii Marcina Sautera, która jest prezentowana w galerii sztuki nowoczesnej na Wyspie Młyńskiej.

27 września 2021 - Czerwone książeczki — instalacja Xu Yi Hui

2021-09-27
Wacław Kuczma Fot. Magda Jasińska

Wacław Kuczma Fot. Magda Jasińska

Czerwone książeczki instalacja Xu Yi Hui Fot. katalog

Czerwone książeczki instalacja Xu Yi Hui Fot. katalog

Xu Yi Hui Fot. katalog

Xu Yi Hui Fot. katalog

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.30

Wacław Kuczma, dyrektor Muzeum Okręgowego im Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Tym razem to nie będzie dzieło, które było kiedykolwiek wystawiane tutaj w Muzeum Okręgowym, za to nieopodal.
- Tak, to było wystawiane w Bydgoszczy, tyle tylko, że w BWA. To była wystawa współczesnych artystów z Chińskiej Republiki i choć to nie są czerwone lampiony, czy takie historie związane z kulturą i tradycją chińską, ale jest to mocny ślad, mocny język współczesnych artystów, który opowiadał o niedostatkach i dostatkach Chińskiej Republiki Ludowej.

Większość z tych artystów dzisiaj jest rezydentami krajów europejskich i też Stanów Zjednoczonych, część z nich mieszka nadal na terenie Republiki Chińskiej. Wywiezienie tych prac z Chin stanowiło nie lada problem, bo trzeba było się ugadać z władzami. Ja tego nie robiłem, robił to kurator niemiecki. A trzeba było się ugadać z chińskimi władzami, żeby to w ogóle można było wywieźć z Chin i pokazać, czy nie obraża czasami Ludowej Republiki.

I choć jak Pan to powiedział, nie były to czerwone lampiony, ale za to są to czerwone książeczki.
- To są czerwone księżniczki. W ogóle tych ciekawych instalacji, prac, fotografii, obrazów była cała masa, ale wybrałem taką bardzo ciekawą pracę, wykonaną przez artystę, który się nazywa Xu Yi Hui. Praca pochodzi z 2002 roku, aczkolwiek wykonał prawdopodobnie jeszcze jedną, bo wiem, że jest podobna z 2006 roku, która następnie została sprzedana, chyba w 2007 albo 2008 roku na aukcji dzieł sztuki, gdzieś w Europie.

Gdy obiekty przywieźliśmy z Muzeum Narodowego z Budapesztu i zaczęliśmy rozpakowywać instalacje, pojawiły się skrzynie i kartony z olbrzymią ilością ceramicznych czerwono białych książeczek. To były z jednej strony czerwone, z drugiej białe książeczek, wielkości około 10 - 12 cm. Część była rozłożona, część była przymknięta, nawiązywały oczywiście do tej słynnej czerwonej książki, którą musiał każdy Chińczyk mieć i prawdopodobnie znać prawie na pamięć, tak jak w kościele katolickim zna się biblię, czy Koran w islamie. W tej Czerwonej Książce były niegdyś myśli Mao Zedonga.

Wyjmujemy te książki ze skrzyń i w pewnym momencie ukazał się gruz... Byłem przerażony, mówię: Boże podczas transportu się wszystko potłukło. A okazało się, że to jest część instalacji, którą się na taką górkę usypuje i potem się na wierzchu rozkłada te książeczki. Byłem cały szczęśliwy, że to jednak tak ma być, a nie że się to zniszczyło podczas transportu.

Myśl tego chińskiego młodego wówczas artysty, bo dzisiaj ten pan jest już grubo po pięćdziesiątce, jest jedna, że Chińczycy mają dosyć. Wyrzucili na śmietnik to, co stanowiło sedno ideologii komunistycznych Chin Mao Zedonga i oczywiście te Chiny w dużej mierze od tamtego okresu się zmieniły, ale prawdopodobnie nie na tyle, żeby można było uznać tę instalację za nieaktualną.

Tych czerwonych książeczek już nie muszą mieć, tych ubiorów szarych już nie muszą nosić, ale główną myślą przewodnią tego artysty to jest to, że ludzie chcą funkcjonować poza systemem, który narzuca im jedyną słuszną ideologię i jedyną słuszną myśl. Ta praca zawsze będzie pracą ponadczasową. Ta instalacja prosta w zasadzie jak budowa cepa, dlatego że jest to opowieść o jednoznacznym wyrażeniu woli do wolności i swobody wypowiedzi. Nie chcemy mieć przy sobie czerwonej książeczki, nie chcemy mieć książeczki innego koloru: czarnej, różowej czy jakiejkolwiek innej.

Chcemy być ludźmi wolnymi i w tym wielkim kraju, jakim są Chiny ta tęsknota za wolnością, za tą swobodą wypowiedzi, poruszania się, myśli wynalazku, przecież Chiny to kraj, który stworzył podwaliny współczesnej cywilizacji i został zabity na kilkadziesiąt lat, ta instalacja będzie, ona jest ponadczasowa. Tu chodzi o dążenie ludzi do bycia sobą i do stanowienia o sobie samym, bez względu na to, co banda polityków sobie wymyśli.

Ten artysta był wówczas w Polsce?
- Nie, tu nie było w ogóle artystów z Chin, był tylko kurator tej wystawy, który jak wybierał te prace, to spędził 3 miesiące w Chinach. Jeździł po całych Chinach i wybierał, kontaktował się z tymi artystami. Wiem, że prac części artystów nie pozwolono mu wywieźć z Chiny, ale większość tych prac artystów wysłał. Artyści nie przyjechali, a potem pojawili się, nie wiem, w jaki sposób ich wypuszczono z Chin, ale pojawili się jako rezydenci już w 2006 roku w Niemczech, a prace pojawiały się w galeriach niemieckich i angielskich.

20.09.2021 r. Ołtarz Gandawski - Jana (czy Huberta i Jana) van Eycka

2021-09-20
Ołtarz Gandawski Jan Van Eyck Fot. wikipedia

Ołtarz Gandawski Jan Van Eyck Fot. wikipedia

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.29

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.29 (PiKtogramy)

Profesor Dariusz Markowski wybrał sobie tym razem gigantyczne dzieło, które samo w sobie mogłoby posłużyć do pewnego cyklu opowieści.
- Każda właściwie z kwater tego dzieła mogłaby stanowić odrębne dzieło do analizy, do opowiedzenia. Należałoby sobie zadać pytanie dlaczego wybrałem ten ołtarz, bo wybrałem Ołtarz Gandawski Jana czy Huberta i Jana van Eycka. Dlaczego wybrałem to dzieło? Zacznę przede wszystkim, że w średniowieczu ołtarzy było bardzo dużo i praktycznie każde wnętrze kościelne posiadało ołtarz, jako element centralny.

Natomiast to dzieło jest wybitne ze względu na to, że jest wybitnie namalowane. Twórcą tego ołtarza jest rzeczywiście wielki artysta i poza tym mamy jeszcze dzieło, które wykonane jest bardzo nietypowo jak na te czasy. A więc mamy takie trzy aspekty, które właściwie łączą ten Ołtarz Gandawski, który bardzo często nazywany jest również jako Adoracja Mistycznego Baranka.

I mamy właściwie początek XV wieku.
-1432 rok

Kiedy ołtarz został ukończony.
- Niektórzy uważają, że jest to dzieło Jana Van Eycka, niektórzy, że Huberta i ten spór trwa do dzisiaj. Właściwie trudno stwierdzić, czy rzeczywiście to dzieło było zapoczątkowane przez Huberta. A Hubert nie jest wcale bratem Jana, ponieważ Jan miał młodszego brata o imieniu Lambert.

Natomiast rzeczywiście Hubert Van Eyck istniał, był taki artysta i prawdopodobnie, ponieważ ta inskrypcja, która mówi o tym, że to dzieło wykonał właśnie Hubert, a skończył Jan Van Eyck, pochodzi dokładnie z pierwszej konserwacji, z XVI wieku. Tak przynajmniej twierdzą badacze, że została ona przeniesiona, ta inskrypcja z nieistniejącej predelli. I kto wie, czy nie dokonano tutaj takiego dopisania tych dwóch artystów, żeby pokazać kolektyw malarski. Pamiętajmy o tym, że malarstwo holenderskie cechowało się taką pracą kolektywu, artyści byli zrzeszanie w cechach. Może chodziło o podniesienie jakby rangi tego dzieła, że rzeczywiście ono jest takim dziełem nazwijmy to kolektywu

Ile mamy odsłon na tym ołtarzu? Ile jest tablic?
- Tablic w rzeczywistości? Bo możemy mówić o ołtarzu zamkniętym i otwartym. Jeżeli go otworzymy, to w dolnej części, w tym wolnym pasie mamy 5 kwater z dużą środkową. Natomiast jeżeli patrzymy na górną część to mamy tych kwater 7. Jeżeli ołtarz z kolei zamkniemy, to on się prezentuje zupełnie inaczej, bo mamy cztery kwatery na dole i cztery kwatery u góry. Jak wspomniałem, jest to dzieło duże, bo wysokości niemalże 3,5 metra, natomiast długości po rozłożeniu około 5 metrów.

Warto by było się trochę zastanowić nad tymi takimi jakby dwoma elementami tego ołtarza, czyli ołtarza zamkniętego i ołtarza otwartego, ponieważ musimy zdawać sobie z tego sprawę, że ołtarz właściwie w większości czasu jest zamknięty, a otwierany tylko na wyjątkowe uroczystości. W związku z tym ta forma zamknięta była pewnie częściej widziana przez wiernych w kościele. I co ona przedstawia. W tym dolnym pasie mamy postaci fundatorów, czyli Jodocusa Vijd i jego żony Elisabeth Borluut, w pozach oczywiście modlitewnych, skierowanych ku środkowi tego ołtarza.

Na środkowych scenach mamy przedstawienie Świętego Jana Ewangelisty i Świętego Jana Chrzciciela. Warto też wspomnieć, że te postaci te świętych wykonane są w takiej technice en grisaille, to jest taka technika, która była dość powszechna w owym czasie i miała naśladować w pewnym sensie rzeźby kamienne. Chodziło, nie tyle może o naśladownictwo i wprowadzenie czegoś w rodzaju takiego zamysłu oszukania widza, że w malarstwie możemy przedstawić również rzeźby, myślę, że była taka idea, żeby pokazać równoznaczność malarstwa z rzeźbą. Chyba o to chodziło.

Jak wspomniałem, ta technika en grisaille polega na wykonaniu danego fragmentu dzieła w szarościach, które miało w jakiś sposób imitować, że te postaci rzeczywiście tak wyglądają. Natomiast w górnej części mamy przedstawioną scenę zwiastowania i ona jest pięknie pokazana, bo mamy takie przepiękne wnętrze w takim biforium, które pokazuje nam pejzaż średniowiecznego ówczesnego miasta niderlandzkiego i wreszcie górna scena jest sceną gdzie mamy tych proroków, którzy przepowiadają przyjście na świat zbawiciela.

I tak właściwie wygląda ten ołtarz w formie takiej zamkniętej. Warto by wspomnieć o tym, że patrząc na fundatorów, to oni są namalowani z niezwykłą precyzją i oddaniem szczegółów anatomicznych, ale przede wszystkim widzimy tam również drobiazgowość potraktowania ich twarzy. Jeżeli się przyjrzymy tak szczegółowo, widzimy, że pokazana jest wręcz brzydota. Tak, że artysta się tego nie bał i miał zgodę fundatora.

Ale wracając z kolei do ołtarza otwartego, bo to jest chyba najistotniejsza część tego ołtarza, to mamy też te dwa pasy jak wspomniałem i mamy ten pas dolny, w którym po bokach przedstawionych mamy rycerzy, pielgrzymów różnego rodzaju pątników no i scena środkowa, która przedstawia nam adorację baranka, przy czym na pierwszym planie mamy fontannę życia źródło życia, a w głębi mamy ołtarz, na którym baranek rzeczywiście oddaje swoją krew do kielicha.

Czyli mamy tu połączenie i profanum i sacrum, gdzie wszyscy przyglądają się właściwie temu barankowi, który oddaje swoje życie. I jak byśmy sobie spojrzeli na te postacie, to mamy właściwie przekrój wszystkich stanów ówczesnych, ale nie tylko. Tak jak mówiłem i mamy świeckie postaci i stany duchowe i postaci ludzkie, więc mamy aniołów, wreszcie biskupów, mamy papieży, tam są mieszczanie, a więc jak byśmy się przyjrzeli tym szatom, to byśmy mieli niezły katalog mody ówczesnej.

Warto też wspomnieć, że jest przepięknie pokazany pejzaż i Nowa Jerozolima w tle a całość umieszczona jest na tle takiego soczystego pejzażu kwitnącego, przypominającego zapewne raj. Jakbyśmy przyjrzeli się tym różnego rodzaju drzewom, roślinom, to oprócz ziół mamy tutaj różnego rodzaju cyprysy, drzewa cytrynowe, pomarańczowe, a więc takie, które w Niderlandach nie były znane i możemy sobie zadać pytanie, skąd je tam mamy?

Van Eyck był też dyplomatą, między nimi na dworze Filipa III burgundzkiego, pełnił on rolę dyplomaty i bardzo często wyjeżdżał w różnego rodzaju wycieczki. Wiemy, że również odwiedził południe Europy między innymi Portugalię, więc zakładam, że będąc na południu Europy, widział gdzieś tego typu roślinność, którą w najważniejszej scenie tego Baranka Mistycznego pokazał.

No ale popatrzmy wyżej na tę drugą partię tego ołtarza, gdzie mamy po bokach postaci nagie: Adama i Ewy. I znowuż namalowane w technice en grisaille i tylko te dwie postacie, bo reszta jest w feerii barw. Należałoby się też zastanowić, dlaczego Adam i Ewa są namalowani w technice en grisaille. Też do końca nie wiem, ale myślę, że to jest świadomy zabieg, po to, aby pokazać, że to są osoby grzeszne, osoby wykluczone z tego świata, z raju, z tego zbawienia. Możliwe, że właśnie artyście o to chodziło, dlatego te postaci pokazuje zupełnie inaczej.

13.09.2021 - Auguste Rodin i jego rzeźby

2021-09-13
Auguste Rodin Fot. Wikipedia

Auguste Rodin Fot. Wikipedia

Auguste Rodin "Myśliciel" Fot. Wikipedia

Auguste Rodin "Myśliciel" Fot. Wikipedia

Auguste Rodin "Kupid i Psyche" Fot. Wikipedia

Auguste Rodin "Kupid i Psyche" Fot. Wikipedia

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.28

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.28 (PiKtogramy)

Marek Rubnikowicz, dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego. Dzisiaj będziemy mówić o twórcy, który pierwsze zlecenie bodajże dostał, mając ponad 40 lat.
- Tak, jeżeli przyjmiemy ten element, który wiąże się z komercjalizacją i z popularnością, ze zleceniami. Natomiast pierwsze jego spotkanie z rzeźbą było dużo, dużo wcześniej, bo w wieku 14 i 15 lat, a więc w latach 50 XIX wieku. Żeby państwa nie trzymać dłużej w niepewności, będziemy mówili o Auguście Rodinie, wielkim francuskim rzeźbiarzu, bardzo znanym, ale chyba jeszcze nie do końca docenianym, mówię w kategoriach tak zwanej popkultury.

Tu mamy swoistego rodzaju rozdźwięk, bo gdyby popatrzeć na jego dzieła, to występują dość często w najprzeróżniejszych wariatach. Słynny „Myśliciel” Augusta Rodina, jest tak popularny w różnych formach popkultury, że bardzo często kiedy się mówi, że właśnie to jest rzeźba, która pojawiła się w jego twórczości i jest jedną z kluczowych, to następuje wielkie zdziwienie.

Zadam może sobie krótkie pytanie, skąd się wzięła moja fascynacja tym rzeźbiarzem i jego twórczością? Jako że z pierwszego wykształcenia, pierwszego zawodu, jestem archeologiem, a moja fascynacja rzeźbą antyczną zawsze była duża i nie ukrywam, mam wielką słabość do rzeźby klasycznej, hellenistycznej. W związku z tym, kiedy gdzieś w latach jeszcze mojej głębokiej młodości, wpadła mi w rękę książka — biografia zbeletryzowana o Auguście Rodinie, przyznaję, że przypadł mi do gustu jego sposób myślenia i operowania materiałem, jakim jest kamień. Zacząłem się interesować, poszukując, gdziekolwiek byłem w większych muzeach, bo tylko najbardziej znamienite muzea mają jego zbiory, poszukiwałem jego rzeźby.

Pierwszy raz spotkałem się, z taką w miarę większą kolekcją, w Ermitażu. Polecam państwu, jeżeli państwo będą mieli okazję być w tym pięknym muzeum, należy obejrzeć Salonik Augusta Rodina. Mówiąc o jego twórczości, może zaczniemy bardziej od ogólników — co charakteryzuje jego rzeźby? Przede wszystkim to swoistego rodzaju symbolizm, następnie to, co jest charakterystyczne w jego twórczości, to jak on pokazuje człowieka i jego stan emocjonalny. Rzecz nietypowa, dlatego, że może być rzeźba piękna, ale ona może być w swojej wymowie zimna, albo może być w ogóle bezwymowna.

Nawet kwestia „Myśliciela” Augusta Rodina, pokazuje, jak potrafił on w materiale, jakim jest kamień, brąz później, czy też wcześniej gips, jako forma wyjściowa, ukazać to, co wiąże się z emocją, z fizycznością, ze swoistego rodzaju wręcz nawet sensualnością i elementem nie do końca dopowiedzianym. A to niedopowiedzenie jest poprzez formy pokazujące układ mięśni, jako że Auguste Rodin pokazywał ciała zazwyczaj nago, albo bardzo skąpo odziane i ich pozy, pozycje, które te ciała przyjmują i następnie połączenie tego z materiałem, z którego były wykonane, daje ten wielki fenomen Augusta Rodina.

Przyznaję, że jestem zafascynowany kiedy patrzę, na niektóre jego rzeźby i widzę jak te postacie doskonale wycyzelowane, wychodzą ze skały i są z tą skałą jednocześnie bardzo silnie zespolone. Zwróćcie państwo uwagę, że jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję, a naprawdę namawiam nawet zrobić sobie taką małą podróż po internecie, po pracach Augusta Rodina, żeby zobaczyć, jak fenomenalnie połączył on tę formę naturalnej chropowatości kamienia, z jego fizycznymi niejako cechami i wyłaniające się ciała z tej monolitycznej skały. To jest właśnie Auguste Rodin.

Mówiąc o historii Augusta Rodina, trzeba pamiętać, że on poszukiwał swojej ścieżki dojścia do tego, żeby zerwać z tym akademizmem, który był wszechobecny i który nie akceptował w wielu przypadkach jego twórczości. On wzorował się później rzeźbą Michała Anioła. On dopiero po powrocie z Włoch, do których wyjechał już jako dorosły, ukształtowany człowiek stwierdził, że nareszcie wie, jak skończyć z tym, co nazywa się akademizmem i przejść do tego, co daje mu możliwość tego symbolizmu, tego przejścia w inną fazę.

Pamiętajmy, że okres, w którym tworzył Auguste Rodin, jest okresem paryskiego szaleństwa. Impresjonizm, on funkcjonował w tym środowisku, działał wśród impresjonistów, ale jednocześnie, co jest charakterystyczne, on był też w jakimś stopniu obok tego środowiska. Parokrotnie starał się wejść w to środowisko, starał się o przyjęcie do szkoły artystycznej, niestety odrzucano jego prace. To, co wiązało się także z tym, co pokazuje, iż był inny w tym co tworzył, a jednocześnie był także tą postacią, która gdzieś tam się pojawiała w kuluarach różnego rodzaju konkursów.

Jego pierwszą taką pracą, która była wystawiana, to jest między innymi „Złamany nos”. Proszę zwrócić uwagę, mamy 1863 rok, kiedy on występuje, a urodził się w 1840 roku, czyli mamy 20 paroletniego młodego człowieka, który pracuje jako rzemieślnik w jednej z pracowni artystycznych i wtedy jego pracy nie uznano jako wyróżniającej się w całości.

Później jego poszukiwania, to chodzenie po granicach środowiska artystycznego Paryża powodowało, że zaczął poszukiwać swojej własnej drogi.

Augustem Rodinem zachwycał się Dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Centrum Dziedzictwa Kulturowego – Marek Rubnikowicz.

06.09.2021 - Muzeum Okręgowe w Bydgoszczy — wybrane dzieła

2021-09-06
Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego Fot. Magda Jasińska

Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego Fot. Magda Jasińska

Jerzy Nowosielski „Pejzaż z tramwajem” (z 1964r) Fot. Magda Jasińska

Jerzy Nowosielski „Pejzaż z tramwajem” (z 1964r) Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Anna Pruss-Świątek Fot. Magda Jasińska

Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego Fot. Magda Jasińska

Muzeum Okręgowe im. Leona Wyczółkowskiego Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.27

Tym razem to będzie spotkanie ze sztuką, która jest dostępna w Bydgoszczy. Nieopodal, kilkaset metrów od rozgłośni Polskiego Radia, przy tej samej ulicy, bo na ulicy Gdańskiej znajduje się odnowione, wyremontowane Muzeum Okręgowe im Leona Wyczółkowskiego. Tam spotkałam się z zastępcą dyrektora tej placówki, panią Anną Pruss-Świątek i poprosiłam o wybranie najciekawszego jej zdaniem dzieła. Jak się okazuje, wybór nie był jednak tak prosty.
- No mnie zachwyca wiele dzieł. Natomiast jeżeli chodzi o naszą instytucję i o naszych gości odwiedzających, to nie można powiedzieć o jednym przedmiocie. Zacznę może od tego, że dla naszych gości dostępne są budynki zarówno na Wyspie Młyńskiej, jak i otwarty w tym roku gmach główny, przy ulicy Gdańskiej 4. Spichrze nad Brdą, a także oddalona od centrum cała strefa byłych zakładów nitrogliceryny, mianowicie Exploseum.

I teraz odpowiadając na pytanie, które z obiektów zachwycają, to może zacznę od naszego patrona, czyli Leona Wyczółkowskiego. Dużym powodzeniem cieszy się praca przedstawiająca portret doktora profesora Ludwika Rydygiera w otoczeniu swoich asystentów, który był znany równie z wielkiego temperamentu, dużej charyzmy, jak i bardzo autorytarnych zapędów jeżeli chodzi o sprawowanie władzy. Obraz, który jest u nas prezentowany na wystawie, jest własnością Muzeum Narodowego w Warszawie, u nas przebywa w depozycie i przede wszystkim zachwyca wielkością, swoim barwnym odwzorowaniem postaci Profesora Rydygiera.

Czy wiemy, w jakich okolicznościach powstał ten obraz?
- Tak, ten obraz został zamówiony przez jego asystentów i miał stanowić podziękowanie za długoletnią pracę. Profesor Rydygier jest związany z naszym regionem, chociażby z racji miejsca urodzenia i jest jednym z najbardziej znanych chirurgów, jeżeli chodzi o medycynę na terenie Polski.

Jeżeli chodzi o nasz gmach główny, to zapraszam Państwa na wystawę „Obrazy nie -/ rzeczywistości” i tutaj z kolei uwagę zwiedzających przyciąga praca Jerzego Nowosielskiego, mianowicie mówię tutaj o obrazie „Pejzaż z tramwajem” (z 1964r). Takie swobodne podejście artysty do zasad optyki nasuwa jakby skojarzenie z mapą, aczkolwiek używa tutaj dwóch różnych perspektyw. Mianowicie ziemia jest widziana z lotu ptaka, natomiast architektura tak jakby obserwator stał na wprost fasady każdego z przedstawionych budynków i to oryginalne zestawienie tych dwóch perspektyw na tej pracy powoduje, że przyciąga ona wzrok zwiedzających. Bardzo często nasza obsługa spotyka się z takim stwierdzeniem, że to taka interesująca i ciekawa praca na wystawie. To jest również praca bardzo barwna, w takich kolorach czerwieni, i to sprawia, że jak wchodzi się na salę, to automatycznie przyciąga wzrok, stąd też może i zwiedzający się do niej bardzo często kierują.

Na pewno trzeba wspomnieć również o wystawie stałej, którą prezentujemy w spichrzach bydgoskich, mianowicie wystawie, która ma tematykę historyczną, związaną z naszym miastem i co zasługuje na uwagę to wyroby firmy Galwana. Sama nazwa kojarzy się z galwanizacją. Firma funkcjonowała bardzo krótko, bo od roku 1922 do 25, ale wyrabiała bardzo piękne oprawy metalowe, które następnie w sposób bardzo precyzyjny były umieszczane na obiektach porcelanowych, czy też obiektach szklanych. Były to dzbanki, różne cukierniczki i u zwiedzających zachwyt wzbudza przede wszystkim ta precyzja, która przebija przez te obiekty.

Natomiast osoby, które nie mogą zobaczyć tego obiektu, zapraszam na kanał YouTube, gdzie pracownia digitalizacji zbiorów wykonała pokaz tych prac, prezentując właśnie te nasze perełki, które można obejrzeć w gablotach.

Mówiąc o bydgoskich firmach, chciałabym również zaprosić na wystawę, która z kolei jest prezentowana w Białym Spichrzu, gdzie prezentujemy stałą wystawę zbiorów archeologicznych, natomiast w piwnicy odbywa się wystawa nosząca tytuł „Bydgoszcz nie tylko pieniądzem stała” chodzi tutaj przede wszystkim o browarnictwo. To jest jeden z aspektów, które są na tej wystawie omawiane i to dosyć szeroko, natomiast wśród zwiedzających dużą uwagę i zainteresowanie wzbudza kufel kamionkowy, który jest na biało glazurowanym malowany farbą kobaltową, dekorowany smokami i został odkryty w czasie badań archeologicznych, prowadzonych na placu Kościeleckich.

Dlaczego mówię o piwie, bo to był towar eksportowy Bydgoszczy. Z tego towaru Bydgoszcz słynęła. Istniało tutaj kilka browarów świeckich jak i zakonnych, a przede wszystkim wśród tych browarów zakonnych wiódł prym browar Bernardyński i tę całą historię można poznać właśnie na tej wystawie. Piwo, które było eksportowane do okolicznych miast krzyżackich, przynosiło naszym mieszkańcom bardzo duży zysk.

A jeżeli mówimy o zysku, to mówimy o pieniądzach. A jeżeli o pieniądzach, to zapraszam Państwa na wystawę Bydgoskiego skarbu, który został odkryty w 2018 roku, z tym że co jakiś czas, niektóre z obiektów przechodzi jednak zabiegi konserwatorskie, w związku z tym trzeba się liczyć z tym, że są chwile, że w gablocie nie wszystko można obejrzeć. Ale i tak większość z tych obiektów, które zostały odkryte, a mianowicie złote monety, czy też piękne pierścionki, inne elementy biżuterii są prezentowane w gablotach i również można je swobodnie obejrzeć.

Wracając jeszcze do naszego bydgoskiego przemysłu, to chciałabym Państwa zaprosić do uczestnictwa w wydarzeniach, mianowicie mówimy tutaj o TehoFeście. Ponownie wracamy do tej imprezy i w ramach TehoFestu, który będzie trwał aż do 30 września, zarówno będzie można obejrzeć te wszystkie piękne obiekty, o których przed chwilą powiedziałam jak i również zobaczyć atrakcje, które są przygotowane przez naszą placówkę, czy też przez wszystkie inne bydgoskie muzea, instytucje czy stowarzyszenia, które również na tym szlaku są ujęte. Także serdecznie Państwa zapraszam.

30 sierpnia 2021 - Yves Klein i jego „niebieska” twórczość.

2021-08-30
Ives Klein - monochromy Fot. wikipedia

Ives Klein - monochromy Fot. wikipedia

Ives Klein Fot. wikipedia

Ives Klein Fot. wikipedia

Yves Klein.Schwammrelief Fot. wikipedia

Yves Klein.Schwammrelief Fot. wikipedia

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.26

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.26 (PiKtogramy)

Yves Klein — artysta intermedialny, malarz, rzeźbiarz i jego „niebieska” twórczość.

Profesor Dariusz Markowski tym razem będzie opowiadał o wyjątkowym artyście, który zmarł, jak to z geniuszami bywa, bardzo wcześnie, bo miał zaledwie 34 lata i zasłynął, nie wiem, z wymyślenia koloru? Czy on wymyślił ten specyficzny błękitny kolor?
- Nie do końca. Ze względu na to, że lato się kończy, to ja postanowiłem sobie trochę je przedłużyć. A tu czuć ten wielki błękit, który zawsze mi się kojarzy z latem. On się często pojawia w twórczości Yves Kleina.

Podobno Yves Kleinowi swego czasu przypadło właśnie niebo!
- To taka ciekawa historia, bo on miał dwóch przyjaciół, oni razem ćwiczyli judo i kiedyś rzeczywiście się spotkali na plaży w Nicei. Trójka przyjaciół podzieliła między siebie świat: Arman dostał Ziemię z jej bogactwami, Claude Pascal powietrze, a Yves Klein niebo. Arman to bardzo znana postać, która się pojawia w sztuce, Claude Pascal to z kolei znany kompozytor francuski. Klein po latach twierdził, że będąc na tej plaży, niebo stało się jego pierwszym dziełem sztuki i chyba stąd myślę, ten początek jego takiej twórczości związanej z monochromami.

Dzisiaj będziemy pewnie mówić o tych monochromach niebieskich, takich charakterystycznych, a więc tych nawiązujących jeszcze do nieba letniego. Klein rzeczywiście zasłynął, może niekoniecznie samym kolorem, który opatentował, bo wiemy, że on go opatentował i kolor się nazywa „International Klein Blue”. Ale on również zasłynął wszelkiego rodzaju różnymi działaniami w przestrzeni. Jak myślę o jego twórczości, to na dobrą sprawę trudno go gdzieś sklasyfikować, bo oprócz tego, że był malarzem, był również rzeźbiarzem, zajmował się fotografią, architekturą, filmem.

Choć z wykształceniem u niego było różnie.
- Chociaż rodziców miał artystów, bo jego ojciec rzeczywiście był malarzem postimpresjonistycznym, matka Marii Reymont, była abstrakcjonistką, przy czym on rzeczywiście nie ukończył żadnej szkoły artystycznej. Studiował handel morski, z tego co wiem również języki orientalne, bo nawet wyjechał do Japonii i jako stosunkowo młody człowiek zdobył tam czarny pas. Więc ta droga życiowa była w jego życiu pogmatwana, ale jeśli chodzi o jego artystyczne wykształcenie, to tutaj musimy stwierdzić, że go nie było. Myślę, jednak że wpływ, czy rodziców, czy całego tego kręgu artystycznego, bo w tym domu pojawiali się artyści, powodował, że artysta nie wzrastał w pewnym w odosobnieniu od sztuki. Więc myślę, że to zaważyło w bardzo dużym stopniu na tym, że on zajął się jednak sztukę.

Oczywiście ta sztuka była dla niego pewnym elementem pobocznym. On bardzo często też zarabiał poprzez naukę języków, natomiast sztuka u niego była czymś takim, nie wiem, czy przekorą, może pewnym sposobem jakiegoś szaleństwa na życie. Jak byśmy dzisiaj jego chcieli w jakiś sposób sklasyfikować, to byśmy mogli powiedzieć, że jest twórcą minimal artu, popartu, twórcą body artu, ale również i takim jednym z pierwszych performansów, bo rzeczywiście jemu można w pewnym sensie też to przypisać.

Nigdy nie zastanawiano się, czy to jest sztuka?

- Czy performance jest sztuką?

Nie, czy te monochromy są sztuką?
- Oczywiście, że są sztuką, bo w tym była jakaś konkretna idea. To nie jest tak, że artysta sobie sam malował te błękity. Ja widziałem sporo jego prac, nawet niedawno w holenderskim Muzeum Sztuki Współczesnej — piękna jego praca, która jest złożona nie tylko z takiego czystego monochromu, ale tam są elementy przestrzenne, bo on bardzo często stosuje też różnego rodzaju triki artystyczne. Wykorzystuje różnego rodzaju elementy, które mają tę powierzchnię wzbogacić i tam zostały ponaklejane np. gąbki naturalne, które również pokrywa tym kolorem, gdzie tworzy się taki element przestrzeni, trochę może kraterów, trochę może takiego pejzażu księżycowego, czy jakiegoś marsjańskiego. Jest to niewątpliwie coś niezwykłego.

Kiedy patrzy się na ten kolor, to on naprawdę niezwykle działa, bo warto tu wspomnieć, że artysta bardzo upodobał sobie kolor ultramaryny. Jak pani redaktor pamięta, kiedy mówiliśmy jakiś czas temu o Janie Vermeerze, to ja wspomniałem, że ta ultramaryna była czymś dla tego artysty niezwykłym i to nie tylko dla niego, bo ultramaryna miała fantastyczną kolorystykę. Ona naprawdę dawała taką głębię, jak żaden inny niebieski pigment takiego koloru nie daje. W przeszłości ten kolor był w pewnym sensie zawsze w jakiś sposób zarezerwowany dla osób najważniejszych, bo przecież czy postaci świętych, czy malowane w kolorze właśnie takiej ultramaryny również postaci Chrystusa, później również przenosi się do różnego rodzaju strojów monarszych, gdzie ten błękit się tam pojawia.

Myślę, że podobnie jest z Yves Kleinem, który sobie ten błękit upodobał i miał problem z uzyskaniem pewnego charakteru tego koloru, bo ultramaryna jest pigmentem bardzo drogim. Ona była pozyskiwana między innymi ze złóż w Afganistanie, cena jej wahała się praktycznie tyle, co złota, albo jeszcze więcej. Natomiast w późniejszych latach zaczęto tworzyć, ze względu na koszty, ultramarynę syntetyczną i Klein ją stosował, tylko on miał problem, żeby uzyskać charakter powierzchni. Zależało mu na pewnej matowości i głębi. Najczęściej mieszano wówczas te farby z olejem, natomiast olej nie dawał takiego charakteru powierzchni.

Kiedy uczył się w Londynie, był zatrudniony w takim warsztacie ramiarza, który był przyjacielem jego ojca i on w tym zakładzie nauczył go bardzo różnych rzeczy, między nimi mieszania farb, złocenia, a więc różnych takich technik. Tam pojawiła się pierwsza myśl o stworzeniu tego koloru, ale zmaterializował ją znacznie już później, w Paryżu z jednym z producentów farb. Tam próbował stworzyć ten kolor i wiem, że stosował żywice syntetyczne w połączeniu z ultramaryną syntetyczną i wówczas wychodził mu ten kolor, który dawał mu satysfakcję.

On jednak nie malował tylko monochromów?
- Nie. Wcześniej oczywiście te prace były bardzo różne, natomiast okres paryski, ten późniejszy, bo są lata 50, to są monochromy i to monochromy w kolorze w już tym niebieskim. Sam Yves Klein stosował bardzo różne też techniki nakładania koloru, bo to nie jest tak, że one są gładkie. Są powierzchniami bardzo takimi rozedrganymi, często dodatkowo okraszonymi czymś jeszcze. Myślę, że to wielka sztuka. Mnie się jego ten wielki błękit, kojarzy z filmem Sorrentino „Wielkie piękno” i coś w tym chyba jest, w tej sztuce, takie właśnie wielkie piękno.

Dużo namalował tych błękitnych obrazów?
- Tak, uważa się, że około 200 się zachowało. Z tego co wiem, to żona po jego śmierci, zaczęła je katalogować i opisywać, nawet nadając numery. Tak, że one mają, każde z tych obrazów, ma swój numer. Natomiast w żaden sposób nie jest to uzasadnione czasem powstania. Te monochromy są zachowane i tak jak wspomniałem, są w wielu muzeach światowych i europejskich.

Warto by było wspomnieć o sposobach nakładania, nie wiem, czy tutaj możemy o tym powiedzieć, ale on stosował bardzo dziwne metody nakładania farby.

I nie był to wałek…
- Wałek też — jak najbardziej, pędzel, ale stosował również żywe postaci. Ciała nagich kobiet w odpowiednim nastroju, pewnie tworząc performance, pokrywał swoją farbą i te nagie ciała na płaszczyźnie obrazu, który leżał na podłodze, odciskał. On stworzył też taką symfonię, która była bardzo dziwną symfonią, bo składającą się z jednego właściwie dźwięku, który trwał przez 20 minut, a po tym czasie było 20 minut ciszy i w tym takim przedstawieniu, w takim akcie właśnie tworzone były tego typu dzieła, ten tak zwany body art.

I nie wybuchł skandal?
- W tym momencie kiedy tworzył pewnie troszkę tak, choć to są już pamiętajmy 50 lata i myślę, że w Paryżu, to jakoś specjalnie wielkiego szoku nie wzbudzało, bo rzeczywiście wtedy już mamy pojawiające się dość powszechnie akty, więc to jakiegoś wielkiego skandalu nie wywołało.

21 czerwca 2021 - Amadeo Modigliani - Kobieta z wachlarzem (Portret Luni Czechowskiej) - 1919

2021-06-21
Amadeo Modigliani - Kobieta z wachlarzem (Portret Luni Czechowskiej)

Amadeo Modigliani - Kobieta z wachlarzem (Portret Luni Czechowskiej)

Klatka z filmu Skyfall

Klatka z filmu Skyfall

Profesor Dariusz Markowski Fot. Magda Jasińska

Profesor Dariusz Markowski Fot. Magda Jasińska

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.25

Polskie Radio PiK - Spotkania ze sztuką odc.25 (PiKtogramy)

Amadeo Modigliani - Kobieta z wachlarzem (Portret Luni Czechowskiej) - 1919, olej, płótno, 100 × 65 cm, Muzeum Sztuki Współczesnej, Paryż (obraz skradziono w 2010 r.)

25 odcinek Spotkań ze sztuką, Panie Profesorze, profesor Dariusz Markowski tym razem wybrał Amadeo Modiglianiego, to będą portrety z pewnym akcentem polskim w tle.
- Zastanawiałem się w ogóle nad wyborem artysty i ze względu na to, że zbliża się lato, to myślałem o kimś innym, o Yves Kleinie, ale to może na inny program. Natomiast pomyślałem, że Modigliani jest tak charakterystycznym malarzem i takim dość nastawionym do człowieka bardzo obiecująco, po prostu dobrze nastawionym. Te portrety są, mimo że takie dość zamyślone, dość specyficznie wykonane, to jednak są taką radością życia, bo sam artysta był takim trochę szaleńcem. Kiedy pojawił się w 1906 roku, to wzbudzał ogromne zainteresowanie bohemy paryskiej. Bo i przystojny…

Podobno...
- Z taką rozwichrzoną czupryną, na pewno wzbudzał duże zainteresowanie. On był wtedy rzeźbiarzem, bo zaczynał od rzeźby. Przyjechał do Paryża, jako początkujący malarz. Obraz przedstawiający Ludwikę Czechowska, czyli inaczej zwaną Lunią Czechowską, wybrałem dlatego…

Pewnie będziemy mówić o „Kobiecie z wachlarzem”?
- Tak, jednak mógłbym wybrać jakikolwiek portret, czy to męski, czy żeński, to właściwie opowiadałbym na ten temat w podobny sposób. Natomiast wybrałem specjalnie ten obraz, dlatego, że to kobieta i Polka. My bardzo często zapominamy o tym, ile w ogóle Modigliani, to, że funkcjonuje w świecie sztuki, zawdzięcza właśnie Polakom. Wracając do samego portretu, jest zbudowany w bardzo poprawny sposób dla tego artysty. Sam obraz nie jest małych rozmiarów, bo ma 100 na 65 cm.

A zdążył Pan jeszcze go zobaczyć?
- Nie, nie widziałem niestety, bo on był w Muzeum Sztuki Współczesnej w Paryżu i w 2010 roku został skradziony. I to też jest taka ciekawa historia, że tych włamywaczy złapano. Oni jeszcze ukradli oprócz tego dzieła, obraz Picassa, Matisse’a i Légera. Włamywacze są zamknięci w celi, natomiast gdzie są obrazy, trudno powiedzieć. Myślę, że na pewno istnieją, to nie jest tak, że takie dzieła giną albo, że ktoś je zniszczył, takie rzeczy się nie dzieją. Zakładam, że to był jakiś rodzaj kradzieży na zlecenie, konkretne zlecenie i ktoś te obrazy po prostu przechowuje. Ja często mówię o tak zwanej „własnej dewocji”, gdzie ktoś tam sobie chowa za własną kotarą dzieła i teraz spogląda np. na naszą Ludwikę.

Ale wróćmy do tego obrazu. Obraz przedstawia kobietę, w takim średni powiedzmy wieku, ubraną w luźną, żółtą sukienkę, trzymającą w prawej dłoni wachlarz, w charakterystycznej pozie. W tle widzimy jakiś fragment mebla, prawdopodobnie jest to rodzaj komody, bardzo czerwona ściana kontrastująca z tą żółcienią i chyba fragment obrazu, może lustra, które gdzieś tam w tym lewym górnym narożniku jest widoczny.

Postać namalowana w sposób dość statyczny, bo to jest taka charakterystyka tego malarstwa. Jak spojrzymy w ogóle na portrety Modiglianiego, to zobaczymy, że one są w bardzo charakterystyczny sposób zakomponowane. Te postaci na ogół mają puste oczy, takie bez źrenic, kształt tych oczu jest migdałkowy. Proszę zwrócić uwagę na te wydłużenie szyi - skąd to się bierze? Pewnie z doświadczeń samego artysty. On był Włochem, dużo jeździł po tych Włoszech, spotykał się ze sztuką, miał swoich ulubionych artystów i stąd pewnie czerpał.

Jeżeli przyjrzymy się tym obrazom, to od razu się narzuca malarstwo Botticellego. Jeżeli się patrzy na ten obraz i na Narodziny Wenus, to proszę zwrócić uwagę, że te charakterystyczne wygięcia ciał są bez wątpienia zapożyczone z malarstwa Botticellego. I wreszcie taka długa szyja... Był taki artysta włoski o nazwisku Parmigianino, który namalował szereg obrazów i jest jeden, taki słynny jego obraz „Madonna z długą szyją”, dosłownie tak się nazywa, gdzie widzimy takie charakterystyczne wydłużenie tej szyi. To są takie wzorce gdzieś zaczerpnięte.

A skąd się w ogóle wzięła Lunia na drodze Modiglianiego? To też jest taka ciekawa historia. Ona urodzona w Warszawie, wykształcona do czasów gimnazjum w Krakowie, w 1913 udaje się w podróż do Paryża i ze względu na wszelkiego rodzaju zawieruchy wojenne tam pozostaje. Poznaje przyszłego swojego męża, Kazimierza Czechowskiego, bierze z nim ślub i zaczynają funkcjonować w bohemie paryskiej. Ciekawe w ogóle jest to, że ona widzi Modiglianiego kiedy sama siedzi w restauracji. Wówczas Modigliani podszedł do niej i się przestawił.

To było ich pierwsze spotkanie…
- A następne spotkanie miało już miejsce zdecydowanie później i wynikało ono z przyjaźni Modiglianiego z Leopoldem Zborowskim i jego żoną Anną. Sam Zborowski wyjechał do Paryża w poszukiwaniu pracy. Otrzymał tam jakieś stypendium dla początkującego poety, a zabrał się w końcu za sztukę, został marszandem i to marszandem Modiglianiego.

To on był tą osobą, która promowała jego sztukę i kiedy Modigliani umarł, to Zborowski przejął wszystkie jego rzeczy, włącznie z pracownią, którą udostępnił jednemu z polskich artystów, Janowi Zakrzewskiemu, a obrazy wszystkie zabrał. Potem je stopniowo sprzedawał, co się z tymi obrazami dalej działo, trudno powiedzieć.

Lunia została prawdopodobnie zapoznana po raz kolejny z Modiglianim przez Zborowskich. Kim ona była dla Zborowskich? Tu jest pewna niejasność, bo prawdopodobnie była ona osobą pomagającą w domu i stąd na tych obrazach tak często się pojawiała. W roku 1919, jak sama wspomina, chyba był to taki moment ich jakby romansu, przy czym zakładam, że to była bardziej chyba chęć tego romansu ze strony Pani Ludwiki, niż samego Amadeo, ponieważ on miał już wówczas swoją ukochaną Jane.

Oprócz Jane i Luni Modiglianiemu także pozowała żona pana Leopolda.
- Oczywiście, do tego właśnie chciałem nawiązać, że takimi osobami, które najczęściej mu pozowały, to była wspomniana Lunia, była Jane i była żona Leopolda Zborowskiego – Anna. Możemy się zastanawiać dlaczego. A pani redaktor może wie dlaczego tak się zdarzyło?

Tak, bo nie było go stać na profesjonalne modelki.

- Właśnie, nie było po prostu pieniędzy i trzeba było szukać pośród najbliższych, którzy stawali się modelami. Rzeczywiście tych obrazów z Lunią jest sporo. Jeszcze nie powiedziałem o jednej rzeczy. U niego bardzo często w tym charakterystycznym ujęciu twarzy, budowaniu też proporcji tej twarzy, jest widoczna sztuka afrykańska, szczególnie Wybrzeża Kości Słoniowej.

On jak tworzył rzeźby, to one bardzo nawiązywały do takiej prymitywnej sztuki afrykańskiej. Potem przenosi pewną formę tych właśnie twarzy na swoje olejne obrazy. Ale to nie tylko tego typu dzieła stworzył, bo pani zadała pytanie dlaczego nie mówimy o aktach.

Ale to było poza anteną.

- To prawda, więc oczywiście też było bardzo dużo aktów. Była taka historia, że w okresie 1916 -17 namalował bardzo dużo aktów i nawet była przygotowana taka wystawa w 1917 roku w galerii w Paryżu. Kiedy te obrazy zawieszono, przed otwarciem wystawy zaczął się zbierać tłum ludzi. Co ciekawe ta galeria była naprzeciw posterunku policji, więc ci ludzie zaczęli tam się dobijać, oglądać akty, co wzbudziło też zainteresowanie policji. Policja tego posterunku zwróciła się do właścicielki galerii, aby ta zlikwidowała tę wystawę, bo wzbudza ona zgorszenie. Jeżeli spojrzymy na tę jego twórczość, to te akty specjalnie niczym się nie różnią, to jest bardzo podobne ujęcie.

To niewątpliwie jest jak najbardziej spójne, czyli sztuka, która gdzieś jest pomiędzy kubizmem, symbolizmem, trochę możesz manieryzmem i wspomnianą tutaj tą sztuką okresu renesansu, bo tam też to się wszystko pojawiało. Nie jest możliwe nie rozpoznać Modiglianiego, jak ktoś zobaczy i pozna jego sztukę w kilku, chociażby dziełach, to jeżeli gdziekolwiek się pojawi, od razu będzie wiedział, że to jest Modigliani.
Obrazy, rzeźby, grafiki, rysunki
- to wszystko można nie tylko oglądać
...można dzieł "słuchać i je poczuć".

Można czerpać prawdziwą przyjemność
z obcowania ze sztuką.
Nie trzeba się bać.


„Spotkania ze sztuką”
w każdy poniedziałek
w audycji „PiK-togramy”
ok. godz. 11.20
zaprasza

Magda Jasińska
Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Używamy informacji zapisanych za pomocą cookies i podobnych technologii m.in. w celach reklamowych i statystycznych oraz w celu dostosowania naszych serwisów do indywidualnych potrzeb użytkowników. Mogą też stosować je współpracujący z nami reklamodawcy, firmy badawcze oraz dostawcy aplikacji multimedialnych. W programie służącym do obsługi internetu można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszych serwisów internetowych bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji można znaleźć w naszej Polityce prywatności

Zamieszczone na stronach internetowych www.radiopik.pl materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazą danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez Polskie Radio Regionalną Rozgłośnię w Bydgoszczy „Polskie Radio Pomorza i Kujaw” S.A. na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek wykorzystywanie przedmiotowych materiałów przez użytkowników Portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.

Rozumiem i wchodzę na stronę