Wywalczyli nam wolność - Bohaterowie!
Gdyby nie oni… Gdyby ich nie było… Jak dziś byśmy żyli i gdzie byłby nasz dom? W jakim języku byśmy się porozumiewali? A może w ogóle by nas nie było?... Nieczęsto zadajemy sobie takie pytania, jednak zawsze wtedy, kiedy poznajemy życie i dzieło tych, którzy walczyli o wolną i niepodległą Polskę. Chcemy Państwu pokazać tych ludzi, chcemy móc o nich opowiedzieć i pokazać nie tylko ich czyn i chwałę, ale także zwykłe strony ich życia. Czy się bali? Czy mieli chwile zwątpienia? Czy kogoś kochali?
O tym opowiemy w cyklu „Bohaterowie”.
W każdą sobotę poznają Państwo wyjątkową postać.
Jej sylwetkę prezentujemy w audycjach:
- „Zawsze dzień dobry z Polskim Radiem PiK”, ok. godz. 7.45
- „Wsłuchaj się w region”, ok. godz. 11.50
- „Czatuj”, ok. godz. 14.50.
Raz w miesiącu, w niedzielnej audycji „Ziarna losu" o godz. 16.00, zachęcamy do wysłuchania reportażu dokumentującego tragiczne losy wojennych bohaterów.
Dziś wyjątkowo opowiemy o dwóch kobietach - matce i córce, które walczyły o wolność i niepodległość Polski. W tej opowieści oprzemy się głównie na relacjach Haliny Szczepańskiej, łączniczki AK Obwód Nieszawa, współpracującej z prof. Elżbietą Zawacką i jej Fundacją Archiwum Pomorskie Armii Krajowej.
Joanna Dmitrjew urodziła się w Nieszawie, k. Torunia. Jej ojciec wywodził się z gospodarstwa rolnego, ale do śmierci (1924 r.) był pracownikiem nieszawskiego browaru.
Joanna, z zawodu pielęgniarka, wyszła za mąż za oficera armii rosyjskiej Mikołaja Dmitrjewa, z pochodzenia Rosjanina, muzyka, który grał w orkiestrze wojskowej. W okresach letnich orkiestra grywała w Parku Zdrojowym w Ciechocinku - mieście będącym już wówczas kurortem i ośrodkiem rekonwalescencji żołnierzy rosyjskich. Małżonkowie mieli dwoje dzieci: syna Aleksandra i córkę Zofię.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rodzina Dmitrjew zamieszkała w Warszawie przy ulicy Natolińskiej. Joanna zajmowała się domem do wybuchu wojny. Mikołaj wstąpił do służby w Policji Państwowej i pełnił tę służbę również w czasie okupacji niemieckiej aż do wybuchu Powstania Warszawskiego, w którym uczestniczył i w czasie którego najprawdopodobniej poległ.
ZofiaDmitrjew w roku 1938 była po maturze i zamierzała podjąć studia na Uniwersytecie. Jej starszy brat Aleksander był w Szkole Podchorążych. Bardzo się nim chwaliła, kiedy we wspaniale dopasowanym mundurze przywiózł ją na letnie wakacje do Ciechocinka w 1938 r. Tam poznała Halinę Szczepańską. Rodzinę Dmitrjewów Halina poznała bliżej w listopadzie 1939 roku, gdy przybyła do Warszawy i zatrzymała się u Dmitrjewów, co wywołało o u domowników lęk, gdyż w ich mieszkaniu na pawlaczu nad łazienką ukrywał się zaprzyjaźniony Żyd – Marian Majeran; opiekowała się nim matka Zofii – Joanna. Ukrywano go tam przez cały okres okupacji niemieckiej aż do wybuchu Powstania Warszawskiego. Podczas tej pierwszej wizyty Halina jeszcze nie wiedziała, czy Joanna Dmitrjew działała w ruchu oporu. Natomiast wiedziała z całą pewnością, że oprócz opiekowania się Marianem Majeranem, jako pielęgniarka zajmowała się innymi osobami, także tymi chorymi na tyfus. Z tego powodu ona również na niego zachorowała.
O tym, że Joanna i Zofia należały do ruchu oporu Halina Szczepańska dowiedziała się w czasie drugiej wizyty w Warszawie. Nastąpiło to w grudniu 1941 r. Wówczas mając do wykonania zlecone zadania, potrzebowała pomocy Zofii, aby trafić do konkretnych osób według adresów w kilku punktach Warszawy. Wtedy to, w toku wymijających wypowiedzi i zapytań, Zofia powiedziała Halinie wprost: „Nie kręć przede mną i nie staraj się mi wmówić, że nic nie rozumiem, masz coś szczególnego do załatwienia, więc mi zaufaj, bo ja jadę na tym samym wózku”.
W czasie tej drugiej wizyty pomogła Halinie pozałatwiać wszystkie sprawy. Podczas kolejnej, Halina wiedziała, że obie kobiety – zarówno Zofia, jak i jej matka – uczestniczyły w walkach powstańczych, podczas których Zofia była kilka razy ranna.
Po upadku Powstania Warszawskiego obie kobiety zostały wywiezione do obozu jenieckiego w Oberlangen. Po wyzwoleniu obozu, 12 kwietnia 1945 roku, przez 1. Dywizję Pancerną dowodzoną przez gen. Stanisława Maczka, oswobodzonych zostało 1700 uczestniczek Powstania Warszawskiego, wśród nich Jadwiga i Zofia Dmitrjew.
Z tego powodu obie kobiety znalazły się w Anglii. Początkowo przebywały w Centralnym Obozie PMSK (Pomocnicza Morska Służba Kobiet) w Woodford Green pod Londynem, gdzie Zofia podlegała leczeniu. Następnie zostały zakwalifikowane do służby wojskowej w polskim oddziale stacjonującym w Ilford. Stały się ochotniczkami PMSK.
Szczepańska zapamiętała, że w roku 1957 będąc u Zofii dowiedziała się, że jej matka zupełnie się załamała dowiedziawszy się prawdy o tragicznej śmierci syna Aleksandra, lotnika i kapitana WP, który na skutek represji organów bezpieczeństwa publicznego z powodu służby matki i siostry w PMSK, w 1954 r. popełnił samobójstwo.
Po zdemobilizowaniu Joanna Dmitrjew pracowała jako pielęgniarka w Angli. Do kraju nie powróciła. Zmarła w Londynie prawdopodobnie w 1955 r.
Zofia, po dojściu do zdrowia, wyszła za mąż za Polaka, Włodzimierza Brauna pochodzącego z Krakowa, który na terenie Anglii w stopniu kapitana lotnictwa służył przez cały okres wojny w jednostkach RAF. Po zdemobilizowaniu Pomocniczej Morskiej Służby Kobiet, Zofia już w cywilu pracowała w Polish Clinic w Londynie. Była wielką patriotką, pomagającą wszystkim, którzy tej pomocy potrzebowali. Zmarła w Londynie 3 marca 1992 roku.
Opowieść o życiu i działalności Joanny Dmitrjew i jej córki Zofii Dmitrjew powstała przy współpracy pani Anny Rojewskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opowieść radiową o bohaterkach tego odcinka przygotowała Żaneta Walentyn.
„Czy w mieście, czy we wsi, czy na leśnej polanie Ponar dowódcą, nic nam się nie stanie” - tak o Antonim Iglewskim ps. „Ponar” pisał w 1944 roku nieznany partyzant.
Antoni Iglewski był powstańcem wielkopolskim, żołnierzem AK i „cichociemnym”. Urodził się 1 stycznia 1899 r. w Radziejowie Kujawskim koło Nieszawy. W wieku 17 lat wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej. Po klęsce września 1939 roku zaczął działać w konspiracji. W październiku 1940 roku zatrzymało go NKWD. Skazano go na karę śmierci. Uniknął jej dzięki podpisaniu układu Sikorski-Majski. Po wyjściu z więzienia przepłynął z Murmańska do Wielkiej Brytanii. Został „cichociemnym”. W nocy z 17 na 18 lutego 1943 roku został przerzucony do okupowanej Polski. Zorganizowany przez niego oddział wziął udział w prawie 200 akcjach.
Po wojnie Antoni Iglewski został aresztowany przez bezpiekę. Mimo brutalnego śledztwa nie złamał się. Z więzienia wyszedł w 1956 roku. Zmarł 27 stycznia 1979 roku.
Opowieść o życiu i działalności Antoniego Iglewskiego powstała przy współpracy pani Elżbiety Skerskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Adriana Andrzejewska-Kuras.
„6 listopada, poniedziałek, 8.00 rano. Ktoś puka. W drzwiach stoi dwóch Niemców, jeden w czarnym, drugi w zielonym mundurze. Dają ojcu pismo, biegniemy do sąsiadów przetłumaczyć. Mamy 2 godziny na opuszczenie mieszkania, możemy wziąć po 10 kg bagażu na osobę, a o 12.00 w południe nie mamy prawa pobytu w mieście” - ten dzień zmienił bardzo wiele w życiu Joanny Pyziak.
Inowrocławianka z urodzenia, część młodości spędziła w Toruniu. Zanim zaczęła się wojna zdążyła skończyć dwie licealne klasy. Po wyjeździe z Torunia rodzina Pyziaków osiadła w Warszawie. Joanna uczyła się na tajnych kompletach. Wstąpiła do podziemnego harcerstwa. Gdy wybiła „Godzina W” ruszyła do akcji. 1 sierpnia 1944 roku po raz ostatni widziała brata. Zginął w Powstaniu Warszawskim. Ona miała więcej szczęścia. Była sanitariuszką. Przeżyła, choć część jej szpitala zawaliła się po bombardowaniu. Przejście ciemnymi kanałami ze Starego Miasta do Śródmieścia zapamiętała na zawsze. Najgorsza była obawa przed tym, że Niemcy wpuszczą do kanału gaz albo wrzucą granaty. Udało się.
Po wojnie Joanna Pyziak wróciła do Torunia. Skończyła studia. Pracowała jako nauczycielka. Pisała wiersze. Fragment jednego z nich usłyszą znalazł się w naszej audycji.
Opowieść o życiu i działalności Joanny Pyziak powstała przy współpracy pani Anny Rojewskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Michał Słobodzian.
Jadwiga Stempniewicz z domu Głowacka urodziła się w rodzinie ziemiańskiej w Lidzbarku. Osierocona w dziewiątym roku życia wraz z trojgiem rodzeństwa trafiła pod kuratelę wuja ks. dr Władysława Łęgowskiego z Wąbrzeźna - znanego działacza patriotycznego na Pomorzu.Już jako dwunastolatka należała do tajnego harcerstwa w Toruniu. W czasie wojny polsko-bolszewickiej wraz z innymi harcerkami pracowała w szpitalach, do których przywożono rannych w walkach o Warszawę.W wolnej już Polsce ukończyła konserwatorium, a także Szkołę Gospodarczą gen. Jadwigi Zamoyskiej w Kuźnicach koło Zakopanego. Uzyskała też prawo do nauczania w szkołach powszechnych. Jak na dwudziestolecie międzywojenne była zatem wszechstronnie wykształconą kobietą. W życiu osobistym nie bardzo sprzyjało jej szczęście. Rok po ślubie zmarł jej mąż Bernard Łojewski.Osobiste nieszczęście nie wpłynęło na jej aktywność. Działała w Stowarzyszeniu Młodych Polek, Towarzystwie Ziemianek oraz paramilitarnej organizacji Przysposobienia Wojskowego Kobiet. W latach trzydziestych została komendantką oddziału pocztowego Przysposobienia Obronnego Kobiet na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Organizacja ta zrzeszała urzędniczki poczty gdańskiej. Cztery lata przed wybuchem drugiej wojny światowej na zaproszenie kontradmirała Józefa Unruga, dowódcy floty polskiej, uczestniczyła w kilkumiesięcznym kursie dla oficerów sztabowych, jako, dodajmy, jedyna kobieta. Bardzo aktywnie włączyła się do akcji Funduszu Obrony Narodowej, którego prezesem w województwie pomorskim był, wspomniany już, ks. dr. Władysław Łęgowski.
O wydarzeniach rozgrywających się w ostatnich dniach przed wybuchem II wojny światowej pisała: „Od sierpnia byłam stale w drodze między Dowództwem Okręgu Korpusu VIII w Toruniu – a moimi jednostkami. W dzień mobilizacji otrzymałam rozkaz przygotowania obsady szpitali i punktów masowego żywienia. Równocześnie nastąpiła ewakuacja naszych władz terenowych. Ewakuowany został też szpital polowy z całą obsługą. Kiedy na teren powiatu przybył gen. Tokarzewski, kazał mi natychmiast zorganizować obsadę szpitala, który od pierwszej chwili uderzenia wroga przyjął pierwszych rannych z frontu – Łasin, Grudziądz, Radzyń”.
Szpital polowy, który zorganizowała Jadwiga Stempniewicz, został rozbity bombardowaniami w czasie ewakuacji. Rannych przejęli Niemcy, a kobietom kazano iść do domu. Jadwiga Stempniewicz wróciła do Wąbrzeźna, ponieważ chciała nie tylko zabrać ciepłą odzież, ale przede wszystkim upewnić się, czy nie pozostały tam ślady jej pracy w Przysposobieniu Wojskowym Kobiet (PWK). Została zatrzymana przez żandarmerię i skierowana do prac fizycznych z zakazem opuszczania miejsca zamieszkania. W październiku 1939 r. od sekretarza Starostwa w Wąbrzeźnie, Niemca – antyfaszysty, otrzymała wiadomość, że jest umieszczona przez Niemców na liście poszukiwanych Polaków. Zagrożona aresztowaniem [ciążył na niej wyrok śmierci za przedwojenną działalność wywiadowczą na terenie Wolnego Miasta Gdańska] schroniła się w Nieżywięciu pod Brodnicą, a później w Brodnicy u Kazimiery Stawińskiej, instruktorki PWK. Tam włączyła się do opieki nad ukrywającymi się przed Selbstschutzem i duchownymi uwięzionymi w obozie w Dębowej Łące. Kontakt z Komendą Główną Związku Walki Zbrojnej nawiązała przez kurierów przybywających z Warszawy do Brodnicy z instrukcjami i prasą konspiracyjną.
Ponownie zagrożona aresztowaniem, Jadwiga Stempniewicz wyruszyła pieszo do Warszawy, gdzie dotarła w lipcu 1940 r. Zameldowała się u Marii Wittek, przedwojennej Komendantki Naczelnej PWK, wówczas Szefa Wojskowej Służby Kobiet. Dnia 16 lipca 1940 r. jako „Ewa”, „Teresa” została zaprzysiężona z przydziałem do Działu Dywersji i Wywiadu. Z rozkazu Komendy Gł. AK, podjęła pracę w Dyrekcji Policji Kryminalnej w Warszawie przy Daniłowiczowskiej jako tłumacz i sekretarka. Przydział dostała tam na dziennik główny, dzięki czemu przekazywała do Kom. Gł. wszystkie ważne, tajne wiadomości, odpisy dokumentów, grypsy uwięzionych, przyczyniając się wielokrotnie do ratowania uwięzionych i ostrzegania zagrożonych.
Zaopatrzona w dokumenty na nazwisko „Jadwiga Głowacka” została sekretarką SS- Sturmbannfurera H. Geislera, kierownika Wydziału V Kripo (policja kryminalna). Pierwszy meldunek, który przechwyciła na Daniłowiczowskiej, dotyczył aresztowania inteligencji i profesorów uniwersytetu.
W relacji podawała: „Na bibułce szybko napisałam nazwiska i daty aresztowań [...] Wszelkie informacje przekazywałam za pośrednictwem księży. W kościele […] zawsze któryś z księży pełnił dyżur w konfesjonale. Miałam też dorobione klucze do szaf, gdzie przechowywano najtajniejsze akta. Dzięki temu mogłam dostarczać Armii Krajowej wzory wszystkich blankietów, które używali Niemcy”.
Szczególnym zadaniem Jadwigi Stempniewicz było fałszowanie zeznań oskarżonych, którzy niekiedy nie wytrzymywali stosowanych przez Niemców tortur i wydawali innych oraz fałszowanie meldunków z akcji policji i gestapo celem opóźnienia pościgu. Po każdej akcji zawyżała zużycie amunicji i materiałów wybuchowych, które następnie wynosiła i przekazywała do magazynu broni urządzonego przez oddział partyzancki. Fałszowała końcowe sprawozdania z przesłuchań, na podstawie których Niemcy podpisywali zwolnienia. Podsuwała do podpisu pijanym gestapowcom akty zwolnień z więzienia, a w przypadku ciężkich oskarżeń, prosiła księży o wystawienie fikcyjnych aktów zgonu. Dzięki jej pomocy wykonano wyroki na miejscowych kolaborantach, opróżniono magazyny z żywnością przeznaczoną na front. Wielu ludziom ocaliła życie.
W dokumencie potwierdzającym nadanie Jadwidze Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari czytamy: „Por. Jadwiga Stempniewicz […] za wyróżniające się męstwo w służbie […] w warunkach bojowych z narażeniem życia, a szczególnie za wydobycie i zniszczenie rozkazu gestapo aresztowania według listy członków Komendy Obwodu Mińsk Mazowiecki w 1944 została odznaczona rozkazem Dowódcy Virtuti Militari kl. V.”
Jadwiga Stempniewicz zmarła 20 maja 1992 r. w Poznaniu i spoczywa na cmentarzu Junikowo. Już pośmiertnie, bo w 1996 r., została mianowana na stopień kapitana. Dnia 1 IX 1997 r. prof. Elżbieta Zawacka osłoniła w Wąbrzeźnie tablicę upamiętniającą żołnierzy AK, Pomorzan zasłużonych w walce z Niemcami w czasie II wojny światowej. Widnieje na niej nazwisko Jadwigi Stempniewicz.
Radiowy biogram poświęcony Jadwidze Stempniewicz przygotowała Żaneta Walentyn, która za pomoc w przybliżeniu wielu faktów z życia Jadwigi Stempniewicz dziękuje pani Elżbiecie Skerskiej - dokumentalistce i autorce kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Podziękowania również dla pani dr Katarzyny Minczykowskiej-Targowskiej, za opiekę naukową nad projektem „Bohaterowie”.
Jerzy Sawicki - urodził się w 1920 roku w Toruniu. Przed wojną był harcerzem i sportowcem. Jako 19-latek osiągał bardzo dobre wyniki w wioślarstwie i dziesięcioboju, 1 września 1939 roku musiał jednak porzucić marzenia o studiach wychowania fizycznego i chwycić za broń. Z Torunia trafił do Warszawy, gdzie wstąpił do Związku Walki Zbrojnej. W Oddziale Specjalnym „Jan” - „Osjan” był dowódcą sekcji bojowej. Brał udział w 15 akcjach – atakach na niemieckie samochody wojskowe i pociągi. Ochraniał też zrzut lotniczy „Cichociemnych”.
Opowieść o życiu i działalności Jerzego Sawickiego powstała przy współpracy dr Ewy Gawrońskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Adriana Andrzejewska-Kuras.
„Krew Harcerzy przelana w Świętej Sprawie Wolności nie może pójść na marne. Nasi polegli bracia włożyli na barki nasze tak potężne zobowiązania, że życia naszego jest mało, byśmy je spełnić mogli. Z ich postawy i czynów mamy czerpać natchnienie dla naszej pracy, aby przypadkiem nie zgubić trzech najpotężniejszych filarów Harcerstwa: Służby Bogu, Ojczyźnie i Bliźniemu” - pisał w 1946 roku dowódca Batalionu Zośka kapitan harcmistrz Ryszard Białous, ps. „Jerzy”. Jedną z setek młodych ofiar wojny była urodzona w Toruniu Anna Bożena Zakrzewska, ps. „Hanka Biała”. Urodziła się w Wigilię. O jej młodości niewiele wiadomo. Po wybuchu wojny wstąpiła do Szarych Szeregów. Służyła w słynnym batalionie „Zośka”, który brawurowo zdobył obóz koncentracyjny nazywany potocznie „Gęsiówką”. Udało się wtedy uratować ponad 340 Żydów. Spędziła w Powstaniu Warszawskim niespełna dwa tygodnie. Zginęła wykonując rozkaz informowania żołnierzy o konieczności odwrotu z pozycji bojowych. Wielu udało się uciec spod ostrzału. Ona poległa prawdopodobnie od kul karabinu maszynowego. Miała niespełna 19 lat.
Opowieść o życiu i działalności Anny Bożeny Zakrzewskiej powstała przy współpracy dr Ewy Gawrońskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Michał Słobodzian.
Witek Błękitny – prawda, że pięknie? Taki miała pseudonim. Kiedy wybuchła wojna miała zaledwie 15 lat, Pierwszy września zastał ją w majątku wuja: „Budzę się o czwartej rano i myślę sobie: «Ojej, burza jakaś, ale jakoś jasno jest». Podbiegam do okna, słońce świeci. Po chwili przychodzi mój wuj, żeby też spojrzeć z górnego okienka na piętrze. Mówi: «No tak, to już wojna»”.- tak wspominała 1 września Barbara Otwinowska. W 1941 r., po aresztowaniu jej wuja i braci oraz wywiezieniu ich do Oświęcimia, przeniosła się do Warszawy.
Miała 20 lat kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, w którym brała aktywny udział jako sanitariuszka i łączniczka. Kilka miesięcy przed wybuchem Powstania Warszawskiego zdała maturę na tajnych kompletach. Jednym z jej zadań w AK było prowadzenie sklepiku z artykułami piśmiennymi i kosmetyczno-mydlarskimi przy ul. Zielnej. W rzeczywistości była tam skrytka konspiracyjna.
Podczas powstania Barbara Otwinowska była m.in. członkiem grupy ratunkowej. Do rannych na piętrach ona i koleżanki dostawały się po zwałach gruzu i po drabinie, po czym przywiązywały ich do noszy i spuszczały na linach przez balkon. Pełniła też służbę wartowniczą i sanitarną w budynku przedwojennej kawiarni „Adria”, który w tym czasie stanowił zaplecze dla cywilnych i wojskowych władz powstania. Kiedy w pierwszych dniach września budynek „Adrii” został zbombardowany, wraz z koleżankami z oddziału przedostała się do Śródmieścia, gdzie cała grupa została ulokowana w kwaterze przy ul. Kruczej. Stamtąd kobiety wyruszały do browaru Haberbuscha, skąd dla żołnierzy i ludności cywilnej przynosiły ciężkie worki z pszenicą i jęczmieniem, dźwigając niekiedy na plecach ciężary dochodzące do 20–30 kilogramów.
Po upadku powstania Barbara Otwinowska podzieliła los wielu kolegów z AK - wywieziona na roboty do Niemiec, a po powrocie do niby wolnej Polski aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa, została skazana na 3 lata więzienia za to, że od kwietnia do maja 1947 r. utrzymywała w Warszawie kontakt ze swoim kuzynem Stanisławem Kuczyńskim ps. „August", kurierem 2 Korpusu rtm. Witolda Pileckiego, przybyłym nielegalnie do Polski w celu organizowania przerzutu rodzin oficerów 2 Korpusu do Berlina. Z fordońskiego więzienia wyszła w 1950 r. Powróciła na przerwane studia polonistyczne i dwa lata później uzyskała magisterium na Uniwersytecie Warszawskim. Pracowała w Instytucie Badań Literackich PAN w Warszawie, gdzie uzyskała doktorat, a potem habilitację i profesurę.
„Chcę, żeby ludzie dojrzeli, że mimo tych okropnych czasów umieliśmy na swój sposób znaleźć radość życia” - powiedziała kiedyś do robiącej z nią wywiad Elżbiety Kotarskiej. Pewnie dlatego przygotowała wystawę pt. „Więźniowie polityczni w latach 1944–1956.”
Jak na profesora filologii polskiej przystało, Barbara Otwinowska mówiła i pisała piękną polszczyzną. Oto fragment jej listu do gen. Elżbiety Zawackiej, która gorąco namawiała ją do wydania książki o fordońskich więźniarkach.
Fragment listu: „Byłam przed tygodniem na przedstawieniu rozprawy doktorskiej młodego psychologa, który zajął się sferą przeżyć więźniów politycznych lat 45-56. Była mowa o traumatycznych przejściach, jakim ta grupa społeczeństwa została poddana, o ich wpływie na osobowość człowieka. Wypowiedziałam się na ten temat, pytając czy rzeczywiście życie łagodne, bez burz, wpływa na pełne uformowanie się osobowości, czy raczej bogate w doznania, nawet tragiczne, które jednak zostały przezwyciężone. Ale gdy myślę o Tobie i innych paniach, których udział w konspiracji wojennej był tak znaczny, to przychodzi mi jeszcze jedna uwaga na myśl: ta mianowicie, że Wam poczucie wagi spraw i znakomicie spełnionych najtrudniejszych zadań dawało tak silną psychicznie pozycję, że późniejsze prześladowania nie mogły już naruszyć poczucia godności, które z tamtych dokonań wynikało. My młodsze mogłyśmy tylko karmić się Waszym przykładem”.
Profesor Otwinowskiej zawdzięczamy opisy i wspomnienia uczestniczek antyniemieckiego podziemia, tych, których zaangażowanie w drugiej konspiracji, antysowieckiej i antykomunistycznej, sprowadziło na nie represje. Tak właśnie powstał dokument pt. „Zawołać po imieniu”. Materiał zawarty w książce został zgromadzony w znacznej mierze dzięki „Środowisku Fordonianek”. Czy mogła, czy była w stanie zapomnieć o tym co przeżyła ona i jej koleżanki w fordońskim więzieniu?
Na wspomnianej już wcześniej wystawie „Polska więzienna 1944–1956” znalazły się bransoletki wykonane z chleba, chlebowe ryngrafy, figurki szachowe, krzyżyki z włosia szczotek do zębów. Każdy eksponat miał swoją historię, jak np. jasiek więzienny jednej z nich. Nie przypominał on jednak małej poduszki wypełnionej pierzem. Był to po prostu woreczek wypełniony kłębami czarnych włosów. Ich właścicielka, Anna Ostrowska splatała włosy w warkocze. „Szarpano ją tak za te warkocze, że kiedy wracała z przesłuchania do celi i próbowała się czesać, włosy wychodziły pasmami. Nie wyrzucała ich, zbierała do worka, przez dalsze lata więzienne miała poduszeczkę” – wspominała Barbara Otwinowska w rozmowie z Elżbietą Kotarską. Takie to były czasy i takie historie.
Barbara Otwinowska została odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, Brązowym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem AK, Medalem Wojska (dwukrotnie), Warszawskim Krzyżem Powstańczym. Zmarła 15 stycznia 2018 roku w Warszawie.
Opowieść o życiu i działalności Barbary Otwinowskiej powstała przy współpracy Anny Rojewskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Radiowy biogram przygotowała Żaneta Walentyn, która dziękuje dr Katarzynie Minczykowskiej-Targowskiej, sprawującej nadzór naukowy nad cyklem „Bohaterowie”.
W audycji „Ziarna losu” z 29 marca br. Żaneta Walentyn zaprezentowała reportaż Adriany Andrzejewskiej-Kuras, pt. „A czy Ty wiesz, co znaczy śmierć?”.
Antoni Antczak to wybitna postać w historii Pomorza. Był aktywnym działaczem społecznym, narodowym i politycznym. W czasie II wojny światowej kierował cywilnymi strukturami Polskiego Państwa Podziemnego na Pomorzu, sprawujący urząd konspiracyjnego wojewody. W 1948 roku został aresztowany. Po procesie trafił do więzienia, gdzie zamęczono go na śmierć.
Opowieść o życiu i działalności Antoniego Antczaka powstała przy współpracy Elżbiety Skerskej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Adriana Andrzejewska-Kuras.
W audycji „Ziarna losu” z 23 lutego br. Michał Słobodzian zaprezentuje reportaż pt. „Na samym dnie piekła”, w którym o Antonim Antczaku opowiadają: Elżbieta Skerska z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu oraz prof. dr hab. Bogdan Chrzanowski z Uniwersytetu Gdańskiego.
Miał zginąć. Przeżył. Po ucieczce z piekła miał odwagę do niego wrócić. To będzie opowieść o bohaterstwie i wielkiej odwadze. W kolejnym odcinku cyklu „Bohaterowie” opowiadamy o Leonardzie Teodorze Zawackim, pseudonim „Zawieja” i „Laluś”. Był żołnierzem Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i 2. Korpusu Polskiego w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W obozie KL Auschwitz był świadkiem heroicznej decyzji o. Maksymiliana Kolbe, który poświęcił swoje życie, by ratować Franciszka Gajowniczka. Był też członkiem obozowej organizacji konspiracyjnej kierowanej przez Witolda Pileckiego. Cudem uniknął śmierci gdy w obozie wybuchła epidemia tyfusu. Niemcy zabijali wtedy osłabionych więźniów wstrzykując im fenol w serce. We wrześniu 1944 roku Leonard Zawacki razem z pięcioma innymi więźniami uciekł z KL Auschwitz. On i jego kolega Alfons Szymański przebrali się za SS-manów i wyprowadzili cztery inne osoby do rzekomej pracy. Jeszcze wieczorem tego samego dnia rozpoczął się za nimi pościg. W celu zgubienia ważnych dla psów śladów zapachowych, uciekinierzy przeszli rzekę Sołę, „słysząc za sobą czeredę goniących, rozwścieczonych wilczurów”. Po ucieczce Leonard Zawacki zaczął działać w partyzantce. W czasie jednej z akcji wykradł z KL Auschwitz obozowe plany.
Opowieść o życiu i działalności Leonarda Teodora Zawackiego powstała przy współpracy Barbary Rojek - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Michał Słobodzian.
„Wszystko się skończy, wszystko przeminie,
I sen przeminie i cudne marzenie,
Lecz coś jest w duszy, co nigdy nie zginie,
I wciąż trwać będzie – a to jest wspomnienie”
– ten fragment wiersza do pamiętnika Ireny Jagielskiej wpisała Jej nauczycielka z Żeńskiego Gimnazjum Marii Eckmanowej w Toruniu. Musiał ów wiersz wywrzeć wielkie wrażenie na nastoletniej jeszcze Irenie, bo całym swoim życiem pracowała na dobre i piękne „wspomnienie”.
Kurierka, a kiedy trzeba było także szyfrantka, kobieta o wielu konspiracyjnych pseudonimach: „Ola”, „Grażyna”, „Wanda”, „Janka”, „Irena”, „Mira” i najbardziej znany „Ewa”. Posługiwała się też niemieckimi dokumentami wystawianymi na różne nazwiska. W podróżach kurierskich bardzo Jej pomagała doskonała znajomość języka niemieckiego. Biegła znajomość języka pomogła Jej także w znalezieniu pracy. A pracowała w sortowni listów na Dworcu Głównym, co było bardzo przydatne w Jej działalności konspiracyjnej. Wykradała np. listy kierowane do gestapo - często były to donosy. Później została przeniesiona do sekretariatu, gdzie pracowała jako maszynistka i sekretarka. Urząd, w którym pracowała, miał prawo wystawiania dokumentów, bez których nie wolno było podróżować. Jagielska zdobywała te dokumenty. Korzystała z nich podczas swoich podróży, ale używali ich także inni konspiratorzy. Irena Jagielska była obdarzona niesamowitą fantazją i brawurą, które to cechy pomagały Jej zdobywać broń w sytuacjach zgoła nieprzewidywalnych. Oto np. wykorzystując tłok przy wchodzeniu do autobusu, stawała za żołnierzem niemieckim, odcinała żyletką kaburę z bronią i szybko chowała się za autobus. Zdobyła w ten sposób 12 sztuk broni. Po wycofaniu się Niemców i opanowaniu kraju przez wojska sowieckie, Irena Jagielska działała w ramach struktur Delegatury Sił Zbrojnych oraz Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. W marcu 1945 r została aresztowana przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Bita i torturowana znalazła jednak sposób, by uciec z więzienia. I znów przewoziła informacje, czasami ludzi - była kurierką.
Po aresztowaniu Józefa Chylińskiego - Szefa Sztabu Pomorskiego Okręgu AK - działała dalej w konspiracji. Uwięzienie kolejnego dowódcy Józefa Grussa - Szefa Pomorskiego Okręgu Wolność i Niezawisłość spowodowało, że postanowiła opuścić Polskę. W marcu 1946 r przekroczyła polsko–niemiecką granicę. Irena Jagielska została odznaczona Krzyżem Walecznych, Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami, Krzyżem Armii Krajowej i trzykrotnie Medalem Wojska Polskiego.
Opowieść o życiu i działalności Ireny Jagielskiej powstała przy współpracy dr Ewy Gawrońskiej - dokumentalistki i autorki kwerend archiwalnych z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Nadzór naukowy: dr Katarzyna Minczykowska-Targowska. Opracowanie radiowe: Żaneta Walentyn.
W audycji „Ziarna losu” z 26 stycznia br. Żaneta Walentyn prezentuje reportaż pt. „Kobieta z fantazją”, w którym o Irenie Jagielskiej opowiadają: Elżbieta Skerska z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej w Toruniu oraz prof. dr hab. Bogdan Chrzanowski z Uniwersytetu Gdańskiego.