Marcin Skonieczka
2024-08-11
Agnieszka Marszał: Szymon Hołownia zapowiada, że Polska 2050 nie poprze programu „Kredyt na start". To zdanie na razie pozostaje niezmienne. Panie pośle, dlaczego chcecie milionom Polaków odebrać szanse na własne mieszkanie?
Marcin Skonieczka: No właśnie wręcz przeciwnie, my chcemy tę szanse dawać.
Jak?
Rynkiem kierują dwie siły: popyt i podaż. W Polsce mamy problem z podażą, brakuje mieszkań, dlatego my bardzo mocno chcemy wspierać społeczne budownictwo mieszkaniowe...
Ale to są mieszkania tylko na wynajem, a wie pan, że u nas wyznacznikiem życiowego sukcesu jest to, że ma się własne mieszkanie albo własny dom. Młodzi ludzie chcą mieć własne - nie wynajęte...
I kredyt na 30, czy nawet więcej lat, który jest dużym obciążeniem...
Ale to jest ich decyzja, ich wybór, a wy im trochę ten wybór odbieracie...
My uważamy, że tymi mechanizmami powinny kierować mechanizmy rynkowe. Mamy już doświadczenia kredytu 2 procent. Efekt był taki, że w efekcie ludzie na tym nie skorzystali, ponieważ wprowadzenie tego kredytu spowodowało wzrost cen na rynku. Jeżeli podaż jest taka sama, a popyt rośnie, to rosną także ceny, bo rynek dąży do równowagi.
Tutaj działają proste prawa popytu i podaży. Rozwiązanie, które jest proponowane, czyli kontynuacja tego kredytu preferencyjnego, naszym zdaniem nie rozwiązuje problemu i my chcemy zwiększyć podaż...
Ale tylko mieszkaniami na wynajem. Może państwo powinno wziąć na siebie ciężar budowy mieszkań także na sprzedaż, żeby była propozycja dla dwóch grup odbiorców...
Pracowałem w samorządzie i jednym z naszych flagowych projektów w gminie Płużnica była budowa budynku komunalnego. Na początku mieszkańcy też sceptycznie do tego podchodzili, ale gdy postawiliśmy ten budynek, okazało się, że jest bardzo dużo chętnych, że ludzie jednak chcą wynajmować mieszkania, bo to jest dużo tańsze.
Podobnie było we Włocławku, gdzie też wielkim sukcesem okazała się budowa tanich mieszkań na wynajem, ale ja cały czas będę się upierać przy tym, że jest to propozycja dla jednej grupy. Pozostaje jeszcze duża grupa osób, która, mimo wszystko, chciałyby wziąć kredyt i spłacać swoje, to co kiedyś będzie ich.
Ale jeżeli samorządy wspólnie z państwem postawią budynki komunalne, na przykład w ramach SIM - ów, to większa podaż mieszkań sprawi, że ceny na rynku komercyjnym spadną i wtedy nie będzie potrzebny kredyt preferencyjny, bo ludzi będzie stać na to, żeby kupować, będzie większa oferta, będą mieli tańsze mieszkania. My musimy spowodować, żeby ceny na rynku spadły...
Tyle, że to się nie stanie w rok czy dwa...
Ten proces już został rozpoczęty. W całej Polsce powstały SIM-y, czyli Społeczne Inicjatywy Mieszkaniowe. W naszym województwie mamy między innymi SIM KZN toruński z siedzibą w Toruniu, KZN bydgoski z siedzibą w Inowrocławiu, kolejny powstaje w okolicach Włocławka - właśnie dzisiaj mamy spotkanie z samorządowcami w Lubaniu, przyjeżdża tam także prezes KZN - u i chcemy tę spółkę zarejestrować. Jest także KZN Kujawy i Pomorze z siedzibą w Brodnicy i jeszcze dodatkowo SIM „Nowy Dom" z siedzibą w Wąbrzeźnie, czyli są już powołane spółki, które mają zaprojektowane budynki. Spółki mają środki.
Projekty są w trakcie realizacji i pierwsze bloki powstają. Wiele inwestycji zostanie oddanych w tym roku, a jeszcze więcej w kolejnych latach, więc ten proces się dzieje i naszym celem, Polski 2050, jest zapewnienie środków publicznych na te właśnie inwestycje. Uważamy, że lepiej na te mieszkania dawać pieniądze samorządom, niż prywatnym deweloperom. Te same pieniądze można lepiej wykorzystać. Jeżeli my dajemy pieniądze SIM - om, to środki publiczne tak naprawdę zostają w samorządach. To są nasze wspólne pieniądze (...).
Piotr Makowski
2024-08-09
To będzie historyczny mecz. Nasza drużyna zameldowała się w finale po 48 latach. – Wiarę w zwycięstwo możemy budować na tym, co wydarzyło się w półfinałowym meczu z Amerykanami – mówi Makowski.
– Nasi zawodnicy są niezwykle silni psychicznie, pokazują olbrzymią determinację, szczególnie Fornal czy Huber, który pokazał w tym meczu naprawdę charakter – to są ludzie, którzy nie przegrywają i oni ciągną tych starszych – to jest specyficzne, że ci młodzi nadają ton tej rywalizacji. Do tego dochodzą Kurek, Leon, Łomacz, który dał świetną zmianę. Myślę, że to jest 50 proc. z małym wskazaniem na Francuzów, serce oczywiście mówi inaczej – wskazał.
Siatkarski finał rozpocznie się w sobotę (10 sierpnia) o 13.00. W Bydgoszczy będzie można go oglądać w strefie kibica na Wyspie Młyńskiej.
Małgorzata Mendelewska
2024-08-08
Mendelewska podkreśliła w jednym z wywiadów, że „tacy rodzice jak my, marzą o tym, by ich dzieci odeszły z tego świata minutę przed nimi”. – Te myśli wynikają z doświadczenia. Czekamy kilkanaście, kilkadziesiąt lat na pomoc systemu państwa. W moim przypadku są to 44 lata, kiedy czekam, żeby ktoś po prostu pomógł nam i naszej córce. Trudno o tym mówić, ale wiele rodziców o tym myśli. Nie widzą innego rozwiązania, jak śmierć dziecka tuż przed własnym odejściem.
– Osoby nisko funkcjonują, przejawia się to silnymi zaburzeniami zachowania, agresją, brakiem komunikacji w potocznym rozumieniu. Są to osoby, które wymagają całkowitego wsparcia w każdym obszarze życia codziennego. Trzeba zatroszczyć się o elementarne potrzeby fizjologiczne, nakarmić, ubrać, przebrać. Dyżur trwa całą dobę przez kilkadziesiąt lat. W dzisiejszym systemie rodzice są zdani wyłącznie na siebie, bo nikt nie chce się zająć stroną, która jest najtrudniejsza, bo brakuje pieniędzy, terapeutów a takie dzieciaki, jak nasze dorosłe, po śmierci rodziców trafiają do szpitali psychiatrycznych, bądź do dps-ów. One są zupełnie nieprzygotowane do takiej opieki – mówiła Mendelewska.
Jednak w przypadku, gdy takie osoby są agresywne, podaje się im silne leki i próbuje się je uspokoić. – Są zapinane w pasy i pacyfikowane farmakologicznie. Po prostu wegetują, czasami przez kilkadziesiąt lat.
Małgorzata Mendelewska przeszła operację kręgosłupa po ataku swojej córki. – Trudno mi powiedzieć, co wzbudziło agresję. Nieraz wystarczy gest, słowo, niewłaściwe spojrzenie, obecność kogoś, jakiś włączony dźwięk i trudno mi jest ocenić, jak to się stało. Zaatakowała mnie w obronie, chwyciła za szyję i skończyło się, jak się skończyło. Takie rzeczy spotykają nas codziennie. Zachowania naszych dzieciaków są nieprzewidywalne.
Mama Pauliny przez wiele lat nie patrzyła córce w oczy. – Osoby autystyczne nie bardzo lubią kontakt wzrokowy. Nauczyłam się rozmawiać z nią, patrząc w drugą stronę, spuszczając wzrok, zachowując do tego odpowiednią intonację, bo ta niewłaściwa również powodowała niepokój, zagrożenie i lęki.
– Wizyta u lekarza to prawdziwy horror. Dzisiaj musimy podjąć działania zmierzające do kolejnej wizyty stomatologicznej. Żeby mogło dojść np. do wizyty stomatologicznej, wszystkie zabiegi są robione w całkowitym znieczuleniu. Nasza córka nie da się zbadać, zbliżyć lekarzowi. To my ją badamy z mężem, my jesteśmy jej lekarzem, obserwujemy ją. Myśląc, że przekazujemy właściwą informację lekarzowi. Jednak, żeby przetransportować córkę do szpitala, rozpoczynamy usypianie jeszcze w domu. Premedykację, która przygotowuje do zabiegu, rozpoczynamy w domu we współpracy z lekarzem anestezjologiem. Oczywiście prywatnie, bo to nie wchodzi w zakres refundacji. Na szpitalnym parkingu dostaje kolejne leki, które obezwładniają ją i dopiero jak jest nieprzytomna, jest wyciągana z samochodu w kilka osób i przewożona na blok operacyjny. To jest bardzo duże niebezpieczeństwo i nie każdy lekarz chce się zgodzić na taką formę pomocy – opisała Mendelwska.
Marek Wojtkowski
2024-08-07
Agnieszka Marszał: Prezydent Włocławka, Krzysztof Kukucki napisał do premiera list w sprawie korekty administracyjnego podziału Polski. Chce, by Włocławek utworzył województwo z Płockiem, zatem przestał być częścią województwa kujawsko-pomorskiego. Czy to jest w ogóle możliwe? Czy kolejna reforma wchodzi w grę? Co ta zmiana oznaczałaby dla miasta, regionu i Polski? Czy pan sobie to wyobraża?
Marek Wojtkowski: Nie wyobrażam sobie tej reformy administracyjnej, ponieważ jestem człowiekiem, który twardo stąpa po ziemi. Ostatnia reforma administracyjna, duża reforma administracyjna miała miejsce w roku 1998 roku, a w styczniu 1999 roku weszła w życie.
Jej efektem było utworzenie szesnastu dużych województw, w tym województwa kujawsko-pomorskiego. Pamiętam ten czas - dyskusja toczyła się przez kilka lat. Były spory, były różne projekty. Dyskutowano m.in. nad tym, czy Włocławek ma być częścią województwa kujawsko-pomorskiego. Mówiło się o dużym województwie pomorskim, były również dyskusje, czy być może Włocławek powinien zostać włączony do województwa łódzkiego i mazowieckiego. I to, co się wtedy wydarzyło było efektem wielu rozmów i przede wszystkim konsensusu, który został zawarty. Przypomnę, że w tym czasie za reformy odpowiadał rząd AWS-u z premierem Buzkiem na czele, a prezydentem był Aleksander Kwaśniewski. To porozumienie zagwarantowało, że taki podział administracyjny został zrealizowany.
Agnieszka Marszał: Ale to było 25 lat temu. Może już czas na zmiany? Polska w tym czasie się zmieniła, dynamicznie zmieniła się rzeczywistość. Krzysztof Kukucki zwraca uwagę, że rosną w siłę metropolie, które przejadają dużo pieniędzy i odbierają szansę rozwoju mniejszym miastom, miastom średnim, które na reformie administracyjnej w 1998 roku straciły, np. Włocławek.
Oczywiście, ja rozumiem aspiracje Włocławka i będę je wspierał, natomiast jest pytanie o realność tego projektu. Przede wszystkim: tak się nie robi, bo przypomnę, że Krzysztof Kukucki jest szefem Lewicy we Włocławku i pytanie: jak ustosunkowują się do tego pomysłu władze jego rodzimej partii, które przecież są w tej chwili w koalicji większości rządowej...
Tego nie wiadomo, bo Krzysztof Kukucki mówi, że to jest pomysł apolityczny i samorządowy...
Drodzy państwo, tutaj nie ma żadnych pomysłów apolitycznych, czy samorządowych. My, jako samorząd województwa kujawsko-pomorskiego, ja, zarząd, marszałek, dowiedzieliśmy się o tym z mediów. Nie sądzę, żeby o tym był poinformowany wojewoda i wicewojewoda, notabene szef wojewódzkiej Lewicy we Włocławku. Nie sądzę, żeby ten pomysł był konsultowany, chociażby z prezydentem Płocka, tym bardziej z marszałkiem województwa mazowieckiego, czyli marszałkiem Adamem Struzikiem. Tak się tego po prostu nie robi. Nie rzuca się w eter słów, które mogą uczynić wiele złego, mogą namieszać, natomiast nie mają żadnych szans na realizację. Pamiętamy czas, kiedy w Polsce było 49 województw, w jaki sposób one zostały wytworzone - doskonale wiemy...
Ale Krzysztof Kukucki na naszej antenie mówił Markowi Ledwosińskiemu, że właśnie po tej reformie z 1975 roku Włocławek rozwijał się prężnie, zresztą włocławianie sami też te czasy wspominają. Cały pojawiają się reminiscencje tego czasu świetności przemysłowego Włocławka i nadal jest za tym czasem tęsknota. Może to jest uderzenie w tę czułą nutę?
Nie, to jest odgrzebywanie złych emocji, które mogą wprowadzić wyłącznie zamieszanie. Przypomnę, że od co najmniej trzech miesięcy Krzysztof Kukucki jest prezydentem miasta, i to na jego barkach spoczywa ciężar dynamicznego rozwoju Włocławka, żeby Włocławek znalazł należne sobie miejsce, jako trzecie miasto w województwie (...). To nie jest czas na tego typu dyskusje. W tej chwili trzeba zakasać rękawy i wziąć się po prostu do pracy. Poza tym, jest mało prawdopodobne, by premier Donald Tusk poważnie potraktował ten apel. Dziś są inne problemy do rozwiązania (...).
Paweł Bukowski
2024-08-06
„Terminal przeładunkowy to być albo nie być dla rozwoju gospodarczego regionu” – tak mówił w „Radiokonferencji” Polskiego Radia PiK wicemarszałek województwa Zbigniew Ostrowski. Z jego opinią zgodził się prezes Bukowski. – Terminal jest konieczny i z tego zdawały sobie sprawę władze miasta. Mam nadzieję, że nadal zadają sobie sprawę. Tak samo, jak władze Bydgoskiego Parku Przemysłowo-Technologicznego który przystąpił do spółki.
Według szacunków inwestycja ma przynieść rocznie 500 milionów złotych. – Mam przed sobą studium pre-wykonalności dla rozwoju węzła logistycznego Bydgoszcz. Opracowanie zlecone na życzenie miasta Bydgoszczy. Korzyść dla regionu ma wynieść od 14 do 16 miliardów złotych przez 30 lat. Cytuję to opracowanie. Podkreślam, że to nie jest opracowanie spółki, ani wspólników. Dzielenie przez 30 daje nam 500 milionów rocznie.
Z drugiej strony pojawia się głosy, że spółka zarządzana przez Bukowskiego może upaść. Brakuje kilkuset tysięcy złotych do końca roku. Mówiąc wprost, projekt jest zagrożony. – Wspólnicy spółki, podpisując między sobą tzw. umowę warunkową inwestycyjną, określili w niej swoje prawa i obowiązki w stosunku do projektu. Niestety w dużej mierze nie wywiązali się z tych obowiązków. W większości tak, ale ta najważniejsza rzecz nie została zrealizowana – finansowanie projektu.
Gdy ono się pojawi, PKP wniesie swoje tereny i przejmie udziały. – Tego nie zrobiono, PKP zapisało w umowie inwestycyjnej, że wniesie aportem tereny, wyceniane przez PKP na około sześć milionów złotych i tym samym stałoby się większościowym udziałowcem w spółce. Z punktu widzenia PKP to bardzo mądre zabezpieczenie. Nie ma finansowania, nie ma aportu. Jednak wspólnicy zobowiązali się do zdobycia finansowania. Oni sami sobie narzucili taki warunek. Umowa obowiązuje i te zapisy są.
Teraz większościowym udziałowcem jest Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który zaznacza, że nie chce zarządzać tym projektem. – KOWR ma tutaj rację. Tak było od początku, KOWR zakłada spółkę, wprowadza kapitał zakładowy w wysokości dwóch milionów złotych. Merytorycznie dalej prowadzi to PKP i Park Przemysłowo-Technologiczny od strony organizacyjnej. W PKP trwają działania, zmierzające do pozyskania drugiej części terenu od Lasów Państwowych i wskazało tereny na zamianę. Jeśli chodzi o drugą część terenu potrzebnego na terminal, to jest osobny wątek, ale tu wszystko jest wykonane, jeśli mówimy o pozyskaniu terenów, jest zgoda odpowiednich ministerstw. PKP wytypowało tereny i trzeba je zamienić, ale wciąż nie ma finansowania dla projektu. PKP, opierając się na umowie, nie zrobi tego. Takie jest moje zdanie, jak i PKP.
Spotkanie udziałowców zostało odroczone do końca sierpnia. Czy w tym miesiącu zapadną ostateczne decyzje? – Zgromadzenie wspólników 31 lipca zostało przerwane. Druga część ma się odbyć 29 sierpnia. Uzasadnienie KOWR-u było takie, że potrzeba decyzji ministra rolnictwa, która ma zapaść w tym czasie. Myślę, że ta decyzja będzie dotyczyła sprawy 500 tysięcy złotych, czyli kwoty potrzebnej na funkcjonowanie spółki do końca roku. To było już wspominane w mediach. Trzeba podkreślić, że to nie jest kwota na realizację projektu, nawet nie na wykonanie projektów budowlanych. Te pieniądze są potrzebne po to, żeby „ukraść” trochę czasu.
Grzegorz Boroń
2024-08-05
W lipcu Ministerstwo Klimatu i Środowiska przeprowadziło konsultacje społeczne programu „Mój rower elektryczny”. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej planuje przeznaczyć na dopłaty do zakupu elektrycznych jednośladów 300 mln zł.
- Od początku lipca dostępne są środki, trwa nabór organizowany zresztą przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej - mówi Grzegorz Boroń, prezes WFOŚiGW Toruń. - Pieniądze mogą być przeznaczone na badania stanu środowiska, na to, co wcześniej nie było możliwe do zrobienia. Miasto przygotowuje się do złożenia wniosku. Oczywiście jest cały szereg problemów z tym związanych, ale biorąc pod uwagę konieczność działania w celu ochrony zarówno mieszkańców, jak i środowiska rzeki Wisły, tego tematu też nie możemy odpuścić.
Jak mówił Grzegorz Boroń, to kolejny krok do zredukowania niskiej emisji. W naszym regionie jakość powietrza to wciąż jedno z największych wyzwań w obszarze ochrony środowiska. Kolejnym jest likwidacja zanieczyszczeń po bydgoskim Zachemie.
Michał Sztybel
2024-08-02
- Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, w którego rękach jest spółka zajmująca się projektem portu przeładunkowego w Emilianowie pod Bydgoszczą, nigdy nie będzie zainteresowany tym, żeby traktować tę inwestycję jako priorytet - mówił w Rozmowie Dnia Polskiego Radia PiK wojewoda kujawsko-pomorski, Michał Sztybel.
Jakie korzyści płynęłyby z wybudowania w Emilianowie pod Bydgoszczą suchego portu przeładunkowego? Większa konkurencyjność dla lokalnych przedsiębiorców, nowe drogi transportu, dodatkowe miejsca pracy i kolejne możliwości rozwoju gospodarczego. Zdaniem wojewody Michała Sztybla jest jedno „ale".
- Z punktu widzenia obserwatora zewnętrznego wydaje się to wszystko idealne, ale przecież mówimy o inwestycji, która powinna być inwestycją rozpatrywaną stricte w kategoriach ekonomicznych - mówi wojewoda. - Tak na to należy patrzeć. (...) Tymczasem nie mamy żadnego portu, spółka nie ma nawet gruntów - mimo mówienia, że ten temat był realny w tej formule. Spółka jest we własności Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. To moim zdaniem była decyzja polityczna i KOWR nie będzie nigdy zainteresowany w sposób szczególny, ani nie traktował budowy tego portu w województwie kujawsko-pomorskim jako swój priorytet (...).
Piotr Olecki
2024-08-01
Placówka prowadzona jest przez młodzież, która dzięki swojej aktywności ma bezpośredni kontakt ze zbiorami, pamiątkami i relacjami.
Wydarzenia związane z 80. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego sami organizują.
Pierwsza wystawa w Muzeum Historyczno-Wojskowego powstała w 2003 roku, a kolejne lata to bardzo dynamiczny rozwój tego miejsca, współtworzonego z młodzieżą. – Taki był tego zamysł. Powstało to na bazie mojej kolekcji, jeszcze z czasów dziecięcych czy młodzieżowych, ale celem było to, żeby szerzyć tę wiedzę, najpierw moją, a później kolegów wśród młodych ludzi. Jak powstała fundacja, to oni stworzyli statut. Musieli przebrnąć przez te wszystkie problemy związane z rejestracją i podania wniosków, to już było ich pierwsze zmaganie, ale właśnie to zmotywowało ich do dalszego działania. Trwa to już 21. rok.
– Działamy jak drużyna harcerska. Raz w tygodniu mamy zbiórki, w czwartki. Podczas tych zajęć prowadzimy zajęcia terenowe, w miarę pogody i z przeżycia, również z historii. Młodzież w muzeum zapoznaje się z eksponatami, z historią. Wybrana grupa, jest przygotowana do pełnienia roli przewodników, bo jeżeli są grupy odwiedzających, szczególnie młodych ludzi, to bardziej przemawia, jeżeli mówi do nich rówieśnik. Naprawdę to działa bardzo motywująco, ale również dla osób starszych, kiedy to młode dziewczyny po 15 lat mówią o takich poważnych rzeczach – wskazał Olecki.
Podkreślił, że w działalność muzeum włączyli się nie tylko uczniowie, ale też ich rodzice. – Miałem szczęście poznać wielu kombatantów, tak naprawdę ostatnich i uczniowie ich „wyłapują”. Teraz jest już kontakt z ich synami, córkami, czy wnukami. To już jest kolejne pokolenie, ale wiedząc, że ten czas przemija, apeluję do uczniów, czy do wolontariuszy, żeby szukać wśród siebie i swoich rodzin właśnie takich historii. Pomogę im usystematyzować i odkryć te rzeczy, to się sprawdza. Są bardzo zadowoleni, jak przychodzą z gotowymi materiałami o swoich bliskich, oczywiście już po mojej pomocy. Udało mi się ściągnąć rodziców (uczniów – przyp.), oni też się włączają w działania muzeum. Pracują po godzinach w formie wolontariuszy, również pomagając w zależności od zawodu w uatrakcyjnianiu wystaw, w tworzeniu oświetlenia, czy nagłośnienia. To funkcjonuje, jak taka duża rodzina.
– Zauważam spadek zainteresowania losami naszego kraju i regionu. W obawie o to staram się prowadzić pierwsze lekcje na temat historii szkoły. To jest też historia ludzi. W auli jest tablica, 200 nazwisk poległych absolwentów. Każdy z nich to są gotowe scenariusze na filmy lepsze niż James Bond. Oni byli „chorzy na Polskę” i jeżeli młodzi ludzie jeszcze się wciągają, również pomagają mi w poszukiwaniach tych losów, to jest praca na dotyk z historią. Bardziej żyć z nią już nie można – dodał współzałożyciel muzeum.
Anna Jackowska
2024-07-31
– Grupowe zwolnienia powinny z jednej strony niepokoić. Pierwsze nasze odczucie, kiedy słyszymy takie komunikaty, to wzbudza niewątpliwie lęk i przerażenie. Coś złego się dzieje, skoro pojawią się takie sygnały. Popatrzmy na to głębiej, co tak naprawdę nam mówią te informacje. W mojej opinii przekazują jedną rzecz, to znaczy, że pewne korporacje, które mają zasięgi światowe pewnego razu przyszły do Polski, ponieważ uznano, że w tej Europie środkowo-wschodniej te koszty związane z prowadzeniem swojego biznesu i zatrudnieniem ludzi są dla nich akceptowalne. Jednak teraz przestały takie być i w związku z tym zmieniają optykę.
To oznacza, że Polacy już nie są tanią siłą roboczą. – O tym mówią wszelkie raporty, specjaliści i ekonomiści, którzy podkreślają ten aspekt związany ze zwiększonymi kosztami pracy i surowcami, które, choć wszędzie są droższe, ale jeżeli dodamy do tego kwoty, które są u nas oczekiwane przez pracowników, to niewątpliwie w bilansie ekonomicznym inwestycji okazuje się, że ciekawsze są rejony azjatyckie. Tam koszty pracy są nieporównywalne i tak jak kiedyś te inwestycje były lokowane tutaj, ponieważ analiza wskazywała, że to się opłaca, to dzisiaj dla większości korporacji z logistycznego punktu widzenia, to nie jest problem, żeby przenieść swoją inwestycję gdziekolwiek indziej.
– Przypadek z naszego powiatu włocławskiego, gdzie zwolnienia grupowe w firmie Lear Corporation mogą dotyczyć ponad8900 osób. Gdy dostaliśmy informację o nich, to mnie „ścięło”. To jest ogromna strata dla powiatu. W całej firmie Lear Corporation pracuje 960 osób, planują zwolnić 850 ludzi. Patrząc na różne inne zwolnienia grupowe, z którymi mam do czynienia w naszym województwie, to jest rekordowy poziom. Spojrzeliśmy głębiej poprzez kontakty z firmą, przecież współpracowaliśmy z nią przez ostatnie lata. Rekrutowaliśmy dla nich osoby do pracy. Spojrzeliśmy głębiej, spotkaliśmy się z nimi i uzgodniliśmy plan działania. Wprost mówią, że głównym powodem jest transfer produkcji w inny rejon świata, a on jest spowodowany zwiększonymi kosztami pracy.
Jarosław Jucewicz
2024-07-30
Czy planowana rozbudowa oczyszczalni w Ciechocinku rzeczywiście jest zagrożeniem? Takie głosy pojawiły się wśród przeciwników tego projektu. Mieszkańcy zwracają uwagę na bliskie sąsiedztwo osiedla mieszkaniowego, zabytkowych tężni i znaczny wzrost ruchu na drodze. Zdaniem władz inwestycja jest konieczna, a lokalizacja biogazowni i kompostowni właśnie przy oczyszczalni w okolicach tężni jest jedynym rozwiązaniem.
- Ta inwestycja przyniesie wiele korzyści – mówił w Polskim Radiu PiK burmistrz Ciechocinka Jarosław Jucewicz. - Proces końcowy, gdzie osad z oczyszczalni trafia pod wiatę przy oczyszczalni, postanowiliśmy zamknąć w obiegu zamkniętym, beztlenowym, w celu odzyskania biogazu, czyli metanu. Dzięki temu możliwe będzie ogrzanie naszej oczyszczalni ścieków razem z bazą, która tam jest i likwidacja przy okazji kotłowni węglowej, która obecnie się tam znajduje. Naszym zamiarem jest na pewno poprawa jakości powietrza, jeżeli mieszkańcy odczuwają pewne zapachy. (…)
O ważnych sprawach z ważnymi gośćmi...
„Rozmowa Dnia” – od poniedziałku do piątkupo wiadomościach o godzinie 8:30.
Prowadzą: Agnieszka Marszał,
Iwona Muszytowska-Rzeszotek
i Maciej Wilkowski.
Na Wasze pytania i uwagi czekamy
pod adresem mailowym:
rozmowadnia@radiopik.pl