Petardy, alkohol, dopalacze - to śmiertelny zestaw na pożegnanie roku
Zakaz, czy też zalecenie niewychodzenia z domu wieczorem i w sylwestrową noc, może ostudzić aktywność miłośników petard, ale jej nie wyeliminuje. Ratownicy apelują o ostrożność.
Ratownicy nie chcą oglądać naszych poparzonych twarzy czy urwanych palców. Mają wystarczająco dużo ciężkiej pracy, jeżdżąc w kombinezonach do duszących się z powodu CoOVID - 19 ludzi. Zalecają, proszą, by używać środków pirotechnicznych tylko zgodnie z instrukcją, i w odpowiednim oddaleniu od źródła ognia - i na pewno nie po zażyciu alkoholu.
Jak podkreśla ratownik medyczny Krzysztof Wiśniewski, alkohol i dopalacze dają nam często wyobrażenie, że możemy więcej, jesteśmy nieśmiertelni. Świadkowie zdarzenia mówią: „Kazik powiedział, potrzymajcie drinka, a pokażę wam, jak to się robi, i zazwyczaj są to ostatnie słowa pacjenta przed tym, jak ulega ciężkiemu wypadkowi skacząc ze schodów łamiąc nogi i tracąc palce, czy mając rany twarzy i oczu po odpaleniu w ręce petardy. Odpalający chciał pokazać, że wyrzuci ją w ostatniej chwili udowadniając, że jest lepszy i bardziej odważny, niż inni. Refleksja przychodzi zazwyczaj dopiero po kilku dniach, gdy alkohol wyparuje a ręka i nie ma kilku palców.
Osoby po dopalaczach często atakują tych, którzy ratują im życie. Ratownicy zapowiadają, że każda agresja wobec nich będzie zgłaszana do prokuratury.
A o tym, gdzie i jak strzelać, czyli o hucznym powitaniu Nowego Roku, które często rozpoczyna się wiele dni przed Sylwestrem i kończy długo po nim - mówi Arkadiusz Bereszyński ze Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
Więcej w materiale Jolanty Fischer.